„Po śmierci męża szukałam oparcie w ramionach innego mężczyzny. Synowie odstraszali wszystkich kandydatów”

Nieszczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
„Synowie nie akceptowali moich związków. Musiałam się umawiać po kryjomu. Do nas nikogo nie wolno mi było zaprosić. Raz czy dwa zrobili mi prawdziwą awanturę przy obcych, więc każdy, kto się naraził na takie nieprzyjemności, rezygnował i uciekał z podkulonym ogonem”.
/ 10.05.2022 05:59
Nieszczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

Pierwszy był z białych stokrotek. Taniutki, nieduży, w sam raz na studencki ślub. Mieliśmy po dwadzieścia lat, mieszkaliśmy w akademikach, wydawało się nam, że będziemy razem do końca życia, ale nie na długo wystarczyło nam tej miłości.

Jacek wyjechał na praktyki i poznał bogatą córkę miejscowego weterynarza. Wrócił odmieniony; powiedział, że nie ma zamiaru klepać biedy i że chce rozwodu… Ślubne stokrotki zasuszyłam na pamiątkę. Została z nich żółtawa, malutka garść kruchych wiórków omotana srebrną wstążką. Mam ją do dzisiaj.

Drugi raz wychodziłam za mąż bez miłości, za to bukiet miałam okazały: z róż i storczyków ozdobionych pierzastą zielenią i malutkimi perełkami przyklejonymi do liści. Nie bardzo mi się to podobało, wszystkiego było za dużo.

Byłam dobrą partią, miałam warsztat i dom 

– Twój przyszły mąż ma kiepski gust. Może się zastanów – radziła mama.

Nie było na to czasu. Ledwo się wepchnęłam w sukienkę, bo brzuch mi rósł błyskawicznie! Nic dziwnego przy bliźniakach. Chłopcy urodzili się duzi i silni. Tacy zostali; podobni do ojca, wysocy, barczyści, głośni. Kończyli podstawówkę, kiedy mój mąż zginął w wypadku.

Był dobrym ojcem, miał z bliźniakami świetny kontakt. Na szczęście wtedy ich z nim nie było w samochodzie… Nie kochałam go, ale rozumiałam swoją stratę. Bardzo rozpaczałam. Chłopcy przycichli, zamknęli się w sobie, posmutnieli. Zaczęli zbyt szybko dorastać… Nie dawałam sobie z nimi rady. Jestem kobietą domową; lubię szyć, piec, gotować sprzątać. Nie znam się na sporcie
i na innych męskich rozrywkach.

Z ich wychowaniem też tak było, że to mój mąż załatwiał wszelkie sporne sprawy. Brał ich na stronę i jakoś się dogadywali. Moje marudzenie i żale nigdy nie skutkowały. Teraz też…

– Nie jęcz, mama – mówili, kiedy zaczynałam coś tłumaczyć. – Flaki się wywracają, kiedy tak jojczysz.

Co i rusz byłam wzywana do szkoły. Albo łapali złe oceny, albo wagarowali, albo prowokowali bójki z kolegami. Jakby w nich diabeł wstąpił! To moja matka mnie namówiła, żebym poszukała sobie faceta!
– Bez chłopa ich nie wychowasz! Są w najgorszym wieku, potrzeba im twardej ręki. W domu musi być mężczyzna!

Różni się koło mnie kręcili. Jestem zgrabna, mogę się jeszcze podobać. Poza tym po mężu został warsztat, mamy dom z ogrodem, samochód, więc uchodzę z dobrą partię. Od razu było wiadomo, że z następnym mężem nie będę miała problemu. Problem był z bliźniakami!

– Nie ma opcji, żeby jakiś łach zagarnął co nasze, i przylazł na gotowe – zapowiedzieli. – Wybij to sobie z głowy!

Musiałam się umawiać po kryjomu. Do nas nikogo nie wolno mi było zaprosić. Raz czy dwa zrobili mi prawdziwą awanturę przy obcych, więc każdy, kto się naraził na takie nieprzyjemności rezygnował i uciekał z podkulonym ogonem.

Tylko Karol się nie wystraszył!

Tak jak ja był po przejściach. Rozwodnik z dorosłą córką, bez mieszkania, bez stałej pracy, z długami. Ale zakochałam się i chciałam z nim zostać na poważnie. Na zdrowy rozum nie był kimś, kto dałby mi oparcie i bezpieczeństwo. Wszystko przemawiało przeciwko niemu. A jednak czułam, że nareszcie trafił swój na swego, że on jest dla mnie!

Strasznie się bałam, że nam nie wyjdzie, że on się zmęczy i ucieknie, że moi chłopcy go pogonią! Wszystko mu szczerze powiedziałam, każdą moją obawę i wątpliwość, każdy mój lęk.

„Co ma być, to będzie” – powtarzał mi ukochany

– Pomalutku, Ulu, niczego nie przyśpieszaj – powiedział. – Żyj jak dotąd, z tą różnicą, że ja będę blisko. Mamy czas.

– Co ty mówisz? Nie jesteśmy młodzi!

– E tam… Jak nie jesteśmy, skoro czujemy to, co czujemy?

– A co czujemy?

– Ja cię kocham i chcę, żebyś była szczęśliwa. Ale nie kosztem twoich synów! Oni mają prawo czuć złość i niechęć do mnie. Słowami tego nie zmienię!

– A jak?

– Niech się przekonają, że nie jestem oszustem. Przepisz na nich to, co im się należy po ojcu, niech wiedzą, że nie mamy złych intencji. I nie śpieszmy się ze ślubem. Co ma być, to będzie…

Prawie pięć lat czekaliśmy na to, żeby wszystkie sprawy się wyprostowały. Chłopcy przejęli zakład i dają sobie nieźle radę. Dom sprzedaliśmy, pieniądze podzieliliśmy na trzy części. Za moją kupiłam skromnie mieszkanko, Karol je wyremontował i teraz jest w nim jak w bajce. A w najgorszych robotach pomagali mu moi synowie. Sami się zgłosili, nikt ich do niczego nie zmuszał.

W tym roku planujemy z Karolem ślub

– Nareszcie! – usłyszałam. – Nawet nie wypada, żeby ludzie w waszym wieku żyli na kocią łapę. Najwyższy czas!

Mój trzeci ślubny bukiet będzie z konwalii i niezapominajek. Tak sobie wymyśliłam, a Karol mnie poparł. Dwa poprzednie spalę. Nie będę trzymała wspomnień. Co było, minęło, zeschło, zwiędło jak moje ślubne wiązanki.

Czytaj także:
„Pół miesiąca pracuję na żłobek, bo babcie nie chcą zająć się wnukiem. Ale to ja krzywdzę dziecko, bo wróciłam do pracy”
„Mam kochającego męża i romans z szefem. Niczego nie żałuję, bo to on otworzył mi drogę do kariery”
„Wziąłem ślub tylko dlatego, że moja dziewczyna była w ciąży. Tutaj moje obowiązki powinny się skończyć”

Redakcja poleca

REKLAMA