„Ogłosiłam mężowi i dzieciom, że nie sprzątam i nie gotuję na Święta. Takiej paniki w domu jeszcze nie było”

zrelaksowana kobieta fot. Adobe Stock, bnenin
„Kiedy zeszłam na dół, zastałam ich troje pochylonych nad stołem. Milena próbowała sklejać pierogi, Wojtek patrzył na przypalone ciasto, a Piotrek wyciągał zupę z paczki. Widok ich starań, choć tak dalekich od ideału, poruszył mnie głęboko”.
/ 20.12.2024 19:00
zrelaksowana kobieta fot. Adobe Stock, bnenin

Był wtorek rano, słońce ledwo wyszło zza chmur, a ja już od dwóch godzin krzątałam się po domu, starając się okiełznać chaos, który zdawał się rozlewać wszędzie jak woda z nieszczelnego kranu. W jednej ręce ścierka, w drugiej telefon, który dzwonił bez przerwy – Wojtek pytał, gdzie zostawiłam jego aktówkę, Milena szukała bluzki, a Piotrek lamentował, że nie może znaleźć ładowarki. Jak zwykle, to ja miałam być odpowiedzią na wszystkie ich problemy.

Przystanęłam na chwilę w kuchni, patrząc na niepozorną karteczkę przyklejoną do lodówki. „Plan świątecznych przygotowań” – na górze widniał mój charakterystyczny, pochylony charakter pisma. Pierogi, makowiec, sprzątanie, ubieranie choinki... Lista była długa.

Wzięłam głęboki oddech. W głowie narastała frustracja. Czy to zawsze musi wyglądać tak samo? Czy oni naprawdę sądzą, że święta robią się same? W tym roku coś we mnie pękło. Nie zamierzałam sprzątać, gotować ani układać wszystkiego na swoim miejscu. Tym razem miałam plan – prawdziwy bunt.

Zbuntowałam się

Przy obiedzie panowała jak zwykle zbyt duża cisza, przerywana jedynie stukaniem sztućców. Wojtek, zapatrzony w ekran telefonu, coś mruknął pod nosem, Milena bawiła się włosami, wpatrzona w sufit, a Piotrek wydawał dźwięki, które można było uznać za akompaniament do wyławiania kawałków kurczaka z zupy. Ja siedziałam na końcu stołu, wpatrując się w nich z nieprzyjemnym uczuciem, jakbym patrzyła na obcych ludzi. 

Odłożyłam widelec i wzięłam głęboki oddech. Nie zamierzałam się wycofać. 

W tym roku nie robię świąt – powiedziałam spokojnie, ale wystarczająco głośno, by każdy usłyszał. 

Wojtek uniósł głowę znad telefonu. Milena przestała kręcić loki na palcu, a Piotrek zatrzymał łyżkę w połowie drogi do ust. 

– Jak to nie robisz świąt? – spytał Wojtek z lekkim niedowierzaniem, jakby usłyszał, że zamierzam wysadzić dom. 

– Normalnie. W tym roku nie sprzątam, nie gotuję, nie planuję. Chcę odpocząć – oznajmiłam pewnym głosem. 

To kto to zrobi? – Piotrek popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. 

– Może wy? – uniosłam brwi. – A może wcale nie zrobimy świąt? Może zobaczycie, jak to jest, gdy mama nie „magicznie” ogarnia wszystkiego? 

Milena prychnęła pod nosem. 

– Przestań dramatyzować, mamo. To tylko święta. Wszystko się jakoś samo ogarnie

Wojtek rzucił mi uspokajające spojrzenie. 

– Może po prostu potrzebujesz przerwy? Po Wigilii na pewno zmienisz zdanie – powiedział tonem człowieka, który myśli, że wie lepiej. 

– Zobaczymy – rzuciłam chłodno, wracając do jedzenia. W sercu jednak buzowała satysfakcja. W końcu powiedziałam, co czuję. A ich miny? Bezcenne. 

Myśleli, że żartuję

Minął tydzień od mojego ogłoszenia, ale w domu nikt zdawał się nie traktować moich słów poważnie. Kurz gromadził się w kątach, z prania zaczęły wyłaniać się dawno zapomniane skarpetki, a choinki wciąż nie było w salonie. Patrzyłam na to z mieszanką złości i satysfakcji, przysięgając sobie, że nie ruszę palcem

Wojtek wpadł wieczorem do kuchni, niosąc dwie pełne siatki zakupów. 

– Kupiłem składniki na barszcz i pierogi – rzucił z triumfem, stawiając wszystko na blacie. – Gdzie masz przepisy? 

– Ja? Nie wiem. Może zapytaj dzieci – odpowiedziałam spokojnie, mieszając herbatę. 

Wojtek spojrzał na mnie z niedowierzaniem. 

– Sandra, nie może tak być. Wigilia za dwa dni, a my nawet nie mamy udekorowanego domu. 

To się postarajcie – odparłam z uśmiechem, wracając do książki. 

W tym czasie Milena próbowała zrobić ozdoby na choinkę. Z papieru i brokatu wyszły jakieś bliżej niezidentyfikowane kształty, które szybko rzuciła w kąt. 

– Jak mama to robiła, wszystko wyglądało lepiej – mruknęła. 

Piotrek postanowił rozwiązać problem choinki. Sprowadził sztuczne drzewko ze strychu i z pomocą taśmy klejącej próbował ustawić je prosto. Drzewko, oczywiście, stało krzywo, a bombki, które sam wyciągnął z pudełka, roztrzaskały się, zanim dotarły na gałęzie. 

Wszyscy krążyli po domu w chaosie, próbując ratować sytuację. Patrzyłam na to z rosnącym poczuciem, że wreszcie zobaczyli, jak wiele pracy wymaga „magia świąt”. 

Wigilia była katastrofą

Wigilia. Dzień, który w naszej rodzinie zawsze wyglądał jak z reklam – stół pełen potraw, ciepła atmosfera, śmiech. Tego roku było inaczej. O poranku dom przypominał bardziej pole bitwy niż miejsce świątecznych przygotowań. 

Wojtek postanowił upiec ciasto. Zaczął od sernika, ale zanim mógł wymieszać składniki, połowa jajek wylądowała na podłodze, a mikser rozbryzgał masę po ścianach. Z kuchni unosił się zapach przypalonej blachy. 

– Cholera! – warknął, próbując ratować to, co zostało. 

Milena, niezrażona wcześniejszym niepowodzeniem z ozdobami, wzięła na siebie dekorację stołu. Po godzinie układania i przestawiania z dumą zaprezentowała efekt – złote świece otoczone wstążkami. Gdy zapaliła je, jedna wstążka zajęła się ogniem

– Mama by tak nie zrobiła! – rzucił Piotrek, patrząc na płomienie, które Milena ugasiła w panice. 

A propos Piotrka – jego choinka stanęła w rogu pokoju. Krzywa, z połową gałęzi pozbawionych bombek, wyglądała jak karykatura.

Nie mogę patrzeć na tę żenadę – burknęła Milena, wycofując się do swojego pokoju. 

Pod wieczór Wojtek usiadł przy stole, zmęczony i zły. 

– Sandra, nie możesz po prostu... pomóc? Zrobić to, co zawsze? – spytał, patrząc na mnie z rezygnacją. 

– Dlaczego zawsze ja? – odpowiedziałam spokojnie, ale w głosie czuć było gniew. – Może w końcu zrozumiecie, że nie jestem robotem do sprzątania i gotowania. 

Milena wróciła z pokoju, wyglądała na zawstydzoną. 

– Może pomogę ci zrobić barszcz? – zapytała cicho. 

Przez chwilę poczułam, jak ściana między nami zaczyna się kruszyć. Ale nie mogłam jeszcze odpuścić. To był ich czas, by zrozumieli, co znaczy wspólny wysiłek. 

Dostali lekcję

Wieczorem zaszyłam się w sypialni z książką, starając się odgrodzić od odgłosów chaosu na dole. Wojtek krzątał się po kuchni, Milena coś szeptała do Piotrka. Ich frustracje przebiły się przez zamknięte drzwi. Słyszałam podniesione głosy i brzęk talerzy, jakby wszystko wymykało się spod kontroli. 

Choć wcześniej poczułam satysfakcję, teraz coś we mnie pękało. Czy naprawdę chciałam, żeby tak wyglądały nasze święta? Wigilia była dla mnie zawsze momentem bliskości, ciepła, a nie bitewnym polem. Moje oczy przesuwały się po linijkach tekstu, ale nie mogłam się skupić. 

Pukanie do drzwi przerwało moje rozważania. 

– Mamo? – Piotrek wsunął głowę przez uchylone drzwi. – Milena mówi, że barszcz jest do kitu. Pomożesz nam? 

Spojrzałam na niego, a w jego oczach widziałam coś, co rozmiękczało moje serce. Nie prośbę, a potrzebę zrozumienia. 

– Idź na dół, zaraz przyjdę – powiedziałam miękko, odkładając książkę. 

Kiedy zeszłam na dół, zastałam ich troje pochylonych nad stołem. Milena próbowała sklejać pierogi, Wojtek patrzył na przypalone ciasto, a Piotrek wyciągał zupę z paczki. Widok ich starań, choć tak dalekich od ideału, poruszył mnie głęboko. 

Usiadłam obok nich, biorąc w ręce jedną z foremek na pierogi. 

– Może zacznijmy od nowa? Wspólnie – zaproponowałam cicho. 

Milena uśmiechnęła się z ulgą, a Wojtek pokiwał głową. Piotrek rzucił: 

Byle szybko, bo jestem głodny! 

W tamtej chwili poczułam, że choć święta nie będą idealne, będą nasze – wspólne i prawdziwe. 

Mamy nową tradycję

Wigilia może nie wyglądała jak z katalogu – barszcz był za słony, pierogi się rozkleiły, a choinka stała krzywo. Ale wokół stołu siedzieliśmy razem, śmiejąc się z naszych niepowodzeń i doceniając każdą chwilę. 

Wojtek uniósł kieliszek z kompotem z suszu. 

Za nowe Święta – powiedział z uśmiechem, a wszyscy mu zawtórowali. 

Wieczorem, gdy dzieci poszły spać, Wojtek przytulił mnie w salonie. 

– Wiesz, Sandra, może tak właśnie powinno być. Nie idealnie, ale wspólnie. 

Poczułam ciepło w sercu. W końcu zrozumieli, że święta nie robią się same, a dom to miejsce, gdzie każdy ma swoją rolę. Wiedziałam, że nie zmienią się od razu, ale ten wieczór był początkiem czegoś nowego. Z uśmiechem spojrzałam na niedoskonałą choinkę i pomyślałam, że właśnie te święta będą tymi, które zapamiętam na zawsze. 

Sandra, 41 lat

Czytaj także: „Mąż zawsze kupował mi tanie badziewie jako prezenty pod choinkę. Dałam mu nauczkę, a on się wściekł jak nigdy”
„Ojciec jednym słowem zniszczył Wigilię. W tym roku zamiast z ukochanymi, opłatkiem podzielę się z lustrzanym odbiciem”
„Raz w życiu chciałam mieć Święta jak z reklamy. Wolę spłacać kredyt, niż tłumaczyć dzieciom, że Mikołaj nas omija”

 

Redakcja poleca

REKLAMA