Najgorszą rzeczą, która może spotkać kobietę, jest samotność – nieznośna sytuacja, gdy po pracy przychodzi się do pustego domu i z braku słuchacza zaczyna się rozmowę z telewizorem, psem albo z samą sobą. Doświadczyłam tego w kilka miesięcy po swoim rozwodzie.
Po rozwodzie czułam się samotna
Większość kobiet w podobnej sytuacji może liczyć na wsparcie ze strony rodziny, przyjaciół, czy choćby koleżanek z pracy. Ja nie mogłam.
Moi bliscy mieszkali daleko od Warszawy. Przyjaciele rozpierzchli się po świecie, a w pracy… byłam szefową i siódmym zmysłem wyczuwałam w próbach „zaprzyjaźniania się”, podejmowanych przez koleżanki, zwykłą interesowność.
Mierziło mnie to, więc do nikogo się specjalnie nie zbliżałam.
Trwałam w samotności, cały swój wolny czas poświęcając pracy. O poznaniu kogokolwiek w tych warunkach nie było nawet mowy, bo kiedy i gdzie?
Któregoś dnia, pod wpływem wyjątkowej chandry, poprosiłam w kiosku o miesięcznik „Kontakt”, zamieszczający ogłoszenia matrymonialne. Moją uwagę przykuła niepozorna notka: „Niezależny finansowo czterdziestoletni domator z zachodniopomorskiego, pozna panią z Mazowsza, mającą dość samotności i poważnie myślącą o założeniu rodziny”.
„Co mi szkodzi sprawdzić, kto kryje się za tym tekstem” – pomyślałam, podnosząc słuchawkę. „Niczym nie ryzykuję. Pieniądze trzymam w domowym sejfie, więc co najwyżej mogę stracić godzinę z sobotniego popołudnia.
Nawet jeśli trafię na nudziarza lub amatora łatwych przygód, szybko to wyczuję i się urwę. A jeśli to ktoś ciekawy, spędzę miło wieczór”.
Umówiłam się na randkę z mężczyzną z ogłoszenia matrymonialnego
Gdy nadszedł weekend, wbiłam się w najlepszą kreację i poszłam do umówionej kawiarni z egzemplarzem „Kontaktu” w charakterze znaku rozpoznawczego. Pojawił się nagle – jak duch.
W ręku trzymał bukiet róż. Przedstawił się, całując szarmancko w rękę. Spytał czego się napiję, a potem przyniósł dwa drinki. Był przystojny. Miał regularne rysy i lekko szpakowate skronie, które dodawały mu powagi i wzbudzały zaufanie.
Nie wyglądał na poszukiwacza przygód. Miał na imię Piotr. Mówił, że mieszka w Szczecinie, gdzie prowadzi firmę budowlaną, i że każdy weekend, ze względów biznesowych, spędza w Warszawie.
Chce przenieść się tu na stałe, kupić mieszkanie i znaleźć kogoś, z kim mógłby je dzielić, bo od śmierci żony czuje się samotny.
„Pokrewna dusza” – pomyślałam. W końcu moja sytuacja była bardzo podobna.
Było oczywiste, że umówimy się w następny weekend i w jeszcze w następny… Świetnie czułam się w jego towarzystwie.
Zakochałam się w Piotrze bez pamięci, wkrótce zaręczyliśmy się
Potrafił sprawić, że wszystkie moje problemy gdzieś wyparowywały. Przy nim po raz pierwszy od czasu rozwodu zaczęłam się szczerze i spontanicznie śmiać.
Już na trzecim spotkaniu powiedział, że jestem kobietą, o której marzył… Przy następnym wspomniał o ślubie. Snuł plany na przyszłość.
Głośno marzył o dziecku, o wspólnym mieszkaniu i podróżach …
Zaprosiłam go na kolację do domu. Przyszedł z bukietem kwiatów i bardzo tajemniczą miną.
– Mam coś dla ciebie – powiedział. Podszedł i włożył mi na palec złoty pierścionek z perłowym oczkiem.
– Wyjdziesz za mnie? – zapytał.
– Chyba tak – odparłam zaskoczona.
– To mam dla ciebie coś jeszcze – powiedział, całując mnie w dłoń. Z kieszeni marynarki wyciągnął małe zielone pudełko. W środku były dwie złote obrączki.
– Schowaj je dobrze, bo są bardzo cenne – powiedział. – Należały do moich rodziców. Już wkrótce załatwię wszystkie formalności i wtedy będą nam potrzebne.
Otworzyłam sejf. Gdy wkładałam do niego pudełko z obrączkami, poczułam oddech Piotra na swojej szyi. Pocałował mnie. Odwróciłam się i dałam się ponieść namiętności… To była piękna noc.
Gdy rano wychodziłam do pracy jeszcze spał. Ale kiedy wróciłam, już go nie było.
Wyparował wraz ze wszystkimi moimi kosztownościami i oszczędnościami przechowywanymi w sejfie.
Piotr okazał się oszustem matrymonialnym, zostałam bez pieniędzy
Potem od policjanta prowadzącego sprawę dowiedziałam się, że mój Piotruś, tak naprawdę ma na imię Paweł, od 4 lat jest poszukiwany listem gończym. Przede mną okradł kilkadziesiąt kobiet.
Policjanci nazywali go „ślubokręt”, bo wszystkim obiecywał ślub i rodzinną sielankę.
„Zwyczajny sprzedawca marzeń. Taki sam jak agenci w pierwszej lepszej kolekturze totolotka” – pomyślałam, wychodząc z komendy.
Cóż, tym razem przegrałam, ale nie wolno tracić nadziei, bo kiedyś wygram. Tylko muszę grać. Chyba kupię kolejny numer miesięcznika „Kontakt”...
Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Związałam się z oszustem matrymonialnym i naciągaczem. Na dodatek kochał się w swojej byłej żonie, która go zdradziła”
„Marzyłem o ślubie z Asią. W urzędzie pomylono mnie... z poszukiwanym oszustem matrymonialnym”
„3 lata temu zostałam młodą wdową, a teraz związałam się z facetem, który jest oszustem i złodziejem”