Nie ocaliliśmy brata, chcemy pomóc innym

Nie ocaliliśmy brata, chcemy pomóc innym
W Polsce każdego roku znika blisko 15 tysięcy osób. Większość najmłodszych wraca do domu w ciągu siedmiu dni, dorośli przed upływem dwóch tygodni. Niektórzy po latach nawiązują kontakt z bliskimi. Pozostali nie odnajdują się nigdy…
/ 09.06.2019 09:23
Nie ocaliliśmy brata, chcemy pomóc innym

Bliscy zaginionych zawsze czekają na jakikolwiek znak życia, godzinami trwają przy telefonie. Zdarza się, że zamiast ukochanego głosu słyszą obcy, groźny: musicie zapłacić okup. Niektórzy nie zgłaszają tego policji i na własną rękę dogadują się z porywaczami. Inni boją się, że policja im nie uwierzy, bo nie mają żadnych dowodów. Ale zdarza się, że mają dowody, zgłaszają, a policja nie wierzy im i tak...

Tato, to uprowadzenie
Najbliżsi Krzysztofa Olewnika, 25-letniego biznesmena spod Płocka, uważali, że go porwano, bo w domu, z którego zniknął, znaleźli ślady bójki i krew. Pewność uzyskali po dwóch dniach – 29 października 2001 roku. Przez telefon usłyszeli nagranie jego przerażonego głosu: „Tato, to uprowadzenie. Chcą okupu”. Ojciec, Włodzimierz Olewnik, zawiadomił policję, ściągnął detektywa Rutkowskiego, przygotował pieniądze na okup – 350 tysięcy euro. Zapłacił. I nic... Przez pięć lat nic.
Rutkowski działał bez widocznych efektów, coraz to inni prokuratorzy nie spieszyli się. Policjanci dowodzili, że porwanie sfingowano. Po trzech latach śledztwa zaginął policyjny samochód z 16 tomami akt. Po pięciu – znalazł się głęboki dół wykopany w lesie. W dole było ciało…

– Gdybym wtedy wiedział o porwaniach to, co wiem dzisiaj, Krzyś pewnie by żył – mówi ojciec zamordowanego. – Dlatego nasza rodzina postanowiła pomóc tym, których dotknęło takie samo nieszczęście. Jak? Tłumacząc, jakie mają prawa, czego mogą wymagać od śledczych, że powinni zaangażować w poszukiwania kogo się da. Przede wszystkim media.
Miesiąc temu powołali Fundację Pomocy Ofiarom Porwań im. Krzysztofa Olewnika. Zapowiedzieli, że będą walczyć o zakaz wypłacania okupów, bo przed laty, we Włoszech, taki zakaz wprowadzono i porwania się skończyły. Zatrudnili prawnika, negocjatora
i psychologów, którzy mają przygotować rodzinę do rozmów z porywaczami. Teoretycznie powinna to zapewnić policja. Ale nie zawsze zapewnia…

Siostra zamordowanego, Danuta Olewnik, ma trzyipółletnią córeczkę. Nazwała dziewczynkę Nadia, od słowa „nadzieja”, bo nadzieja nie opuszczała rodziny przez całe pięć lat. Kiedy Danuta była w czwartym miesiącu ciąży, porywacze zażądali, by to ona dostarczyła okup. Pojechała na wskazany przez nich wiadukt. Tak jak kazali, zrzuciła pieniądze na jezdnię. I wróciła do domu, wciąż pełna nadziei, że byli tam, że wzięli pieniądze, i że wreszcie powiedzą, gdzie jest Krzyś. Imię córeczki miało być świadectwem wiary i nadziei, że brat żyje. Żył. Jeszcze przez trzy tygodnie po przekazaniu okupu.

– Ludzie, którzy w takich okolicznościach stracili kogoś bliskiego, są bezradni i przerażeni – mówi Danuta.  – Bo co my wiemy o porwaniach? Tyle, co z filmów. Że trzeba nagrywać rozmowy, próbować ustalić miejsce,
z którego dzwonią. Tymczasem trzeba czekać na negocjatora i psychologa,  którzy nauczą rodzinę, co robić, by zyskać pewność, że uprowadzony żyje…
Oni tego wszystkiego nie wiedzieli. Policja chyba też nie. Sprzęt do nagrywania rozmów telefonicznych, który dostarczyła, był zepsuty. Negocjatora nie było. Ani psychologa.



Musieli radzić sobie sami
Przerażeni, pozostawieni sami sobie Olewnikowie nie rezygnowali z walki o Krzysztofa. Kupili specjalny magnetofon do nagrywania rozmów telefonicznych, przełączyli rozmowy z telefonu stacjonarnego na komórkowy, żeby ustalić numer porywaczy. Udało im się. Ale policjanci nawet nie sprawdzili, skąd telefonowano. Nie poszli także śladem informacji z anonimów, które docierały do bliskich Krzysztofa. Nie zainteresowali się obcymi, którzy co jakiś czas kręcili się koło domu. Nie obserwowali wiaduktu, z którego Danusia zrzucała okup. Niewiele zrobili.


– Gdyby policja prowadziła śledztwo jak należy, mój brat by żył, bo – jak się potem okazało – porywacze popełniali dziecinne błędy i można ich było odszukać – mówi Danuta Olewnik.
Wie, co mówi. Rodzina nawiązała kontakt z Warmińsko-Mazurskim Stowarzyszeniem na Rzecz Bezpieczeństwa, które powstało po serii porwań biznesmenów z Olsztyna. Tam poradzono im, aby doprowadzili do przekazania sprawy prokuratorowi doświadczonemu w takich śledztwach, a on zaczął od początku, jakby nic dotąd nie zrobiono. Przeanalizował akta, kazał zbadać ślady, które zlekceważyli poprzednicy. Odnalezienie ciała zajęło ekipie z Olsztyna tylko pięć miesięcy.
– Dzięki Fundacji nazwisko brata przetrwa – mówi Danuta. – Żeby nikt nie powiedział: „Był kiedyś Krzysztof Olewnik, nic po nim nie zostało…”.

Agata Bujnicka

Fundacja dla ofiar porwań
tel.: 0 607 090 050, 0 509 72 72 63

Tagi: porwanie

Redakcja poleca

REKLAMA