„Nastoletni syn więcej wyciągał w tydzień, niż ja przez cały miesiąc. Naprawdę w dorywczej pracy można zarobić na plazmę?”

mężczyzna, który zarabia mniej od syna fot. Adobe Stock, Maria Sbytova
„Kiedy wróciłem do domu, Marcina nie było. Postanowiłem zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem: przeszukać jego pokój. Na biurku natrafiłem na plik kuponów, służących do obstawiania meczów piłkarskich. I nagle wszystko stało się jasne...”.
/ 20.05.2022 06:15
mężczyzna, który zarabia mniej od syna fot. Adobe Stock, Maria Sbytova

Nawet się nie obejrzałem, jak czas upłynął i mój syn, Marcin, zbliżał się do 18. urodzin. Już miesiąc wcześniej oznajmił mi, że ten dzień chciałby spędzić ze swoimi przyjaciółmi, organizując imprezę w lokalu; ja nie będę zaproszony. Zgodziłem się, bo wiedziałem, że w życiu nadchodzi taki moment, kiedy rodzice schodzą na dalszy plan, a najważniejsi stają się kumple i pierwsze sympatie.

– Za to ja w sobotę zapraszam cię na mecz – powiedziałem. – To będzie mój prezent dla ciebie.

Ucieszył się. Podobnie jak ja był zapalonym kibicem piłkarskim.

W wieczór jego osiemnastki siedziałem w domu i wspominałem czas od jego narodzin aż do dzisiaj. Życie potoczyło się inaczej, niż to sobie zaplanowałem. Szczęśliwe dni przerwała choroba mojej żony i jej śmierć z powodu raka piersi tuż po drugich urodzinach Marcinka. Zostałem sam z małym dzieckiem, co sprawiło, że nie miałem nawet czasu, żeby opłakiwać żonę. Z pewnością nie poradziłbym sobie, gdyby nie pomoc obu babć zapatrzonych we wnuka i opiekujących się nim, gdy ja pracowałem.

Dużo pracowałem, żeby zapewnić mu byt

Żeby spłacić kredyt, jaki wzięliśmy z żoną na mieszkanie, musiałem dorabiać w soboty i niedziele, co na pewno odbiło się na małym Marcinku. Zdaję sobie sprawę, że w pewien sposób był pozbawiony obojga rodziców. Pracowałem przecież jako konduktor i często nie było mnie w domu przez kilka dni z rzędu, a dodatkowo brałem fuchy jako mechanik w warsztacie kolegi. Robiłem to wszystko z myślą o Marcinie, ale on wtedy tego nie rozumiał i był zły, gdy to babcia chodziła na wywiadówki lub odprowadzała go na treningi sportowe. Jego koledzy przychodzili przecież z ojcami lub matkami.

Przez te wszystkie lata obiecywałem sobie, że będę spędzał więcej czasu z synem, ale obowiązków zamiast ubywać, tylko przybywało. Marcin dorastał i jego potrzeby finansowe się zwiększały, a nie chciałem, żeby musiał rezygnować z wycieczek szkolnych, lekcji angielskiego czy wyjazdów na obozy. Wyrósł na wspaniałego, młodego mężczyznę.

Uczy się dobrze, lecz jego prawdziwą pasją jest sport. Ma to po mnie. W młodości grałem w piłkę nożną i mój syn odziedziczył to zainteresowanie. Jestem dumny za każdym razem, gdy strzeli bramkę w czwartoligowej drużynie, gdzie gra na pozycji napastnika. Wiem wtedy, że moja ciężka praca nie poszła na marne. Nie ma większej radości, niż oglądać własną pociechę szarżującą na bramkę przeciwnika!

Jedno mnie tylko martwi: że nigdy właściwie nie rozmawiał ze mną na poważne tematy. Kilka razy próbowałem zaczynać takie rozmowy, ale Marcin zawsze się wykręcał. Wolał z problemami chodzić do babć lub dziadka. Było mi trochę przykro, ale wiedziałem, że jest to konsekwencją dzieciństwa i nie miałem do niego pretensji.

W sobotę nadszedł czas na wyprawę na mecz. Bilety oczywiście były prezentem urodzinowym, siedzieliśmy w najlepszym sektorze. Drużyna, której kibicowaliśmy, rozegrała doskonałe spotkanie.

– A teraz zapraszam cię na urodzinową kolację – powiedziałem, kiedy wyszliśmy ze stadionu.

– Pozwól, że dzisiaj ja zaproszę ciebie – zaskoczył mnie Marcin.

Zgodziłem się, pomyślałem, że część pieniędzy z prezentu urodzinowego przeznaczył na ten cel.

Kiedy siedzieliśmy przy stoliku w eleganckiej restauracji, mój syn zaczął rozmowę:

– Wiesz, tato, od dzisiaj będę ci pomagał finansowo. Zacząłem zarabiać. Wiem, że było ci ciężko pracować na nas dwóch i postanowiłem ci pomóc.

– Marcin, przecież masz szkołę! – zaoponowałem.

– To lekka praca, dwie godziny po lekcjach. Dam radę. Będę pomagał Grześkowi przy pakowaniu towaru w jego sklepie internetowym. Już zarobiłem pierwsze pieniądze i chciałem je wydać na kolację z tobą – tłumaczył.

Byłem wzruszony postawą mojego syna. Wyrósł na tak odpowiedzialnego człowieka...

Teściowa pierwsza zauważyła problem

Tydzień później, po powrocie z pracy, zastałem Marcina i Grześka montujących w jego pokoju wielki telewizor plazmowy.

– Skąd miałeś pieniądze na taki sprzęt? – zapytałem. – Przecież to musiało kosztować majątek!

– To premia z okazji dobrych sprzedaży – wyjaśnił Grzesiek.

Prawdę mówiąc, poczułem się zawstydzony, że mój nastoletni syn w tydzień zarobił więcej, ile ja zwykle zarabiam w miesiąc. Na telewizorze się jednak nie skończyło. W ciągu następnego miesiąca w domu pojawił się sprzęt grający dobrej klasy i rower górski z najwyższej półki. Zauważyłem też, że odświeżeniu uległa garderoba syna, że zaczął używać lepszych kosmetyków, a na jego ręce pojawił się markowy zegarek. Tempo, w jakim Marcin dokonywał zakupów, wprawiało mnie w osłupienie.

– Interes w sklepie idzie doskonale, pomyślałem o kupnie samochodu – zaczął pewnego dnia syn.

Jesteś pewien, że ten interes jest legalny? – zapytałem z niedowierzaniem. – Nie tak łatwo zarobić w trzy miesiące na samochód i tyle innych rzeczy przy okazji.

– Wszystko okej, tato. Wiesz, jaki teraz jest popyt na komputery. Poza tym Grzesiek ma dojścia w hurtowni, więc zarobek jest duży.

Marcin zapisał się na kurs prawa jazdy i zaczął się rozglądać za autem, wcale nie najtańszym... Kupił także nową lodówkę i komplet skórzanych mebli do salonu. Duma mieszała się we mnie ze zdumieniem i niedowierzaniem.

Tymczasem zbliżały się wakacje i Marcin złożył mi propozycję.

– Wiem, że zawsze chciałeś pojechać na zagraniczną wycieczkę, ale nie mieliśmy pieniędzy. Może w wakacje pojedziemy razem do Chorwacji? Ja stawiam.

Tuż przed wakacjami zadzwoniła do mnie babcia Marcina i poprosiła o spotkanie. Z matką mojej zmarłej żony widywałem się dosyć rzadko, dlatego wiedziałem, że chodzi o coś poważnego.

– Marcin ma problemy – zaczęła prosto z mostu.

– Nic podobnego! – odparłem z uśmiechem. – Powodzi mu się wyjątkowo dobrze.

– Dzwonił wczoraj i chciał pożyczyć znaczną sumę – dobitnie zgasiła mój entuzjazm babcia Adela. – Oczywiście nic mu nie dałam, tylko zadzwoniłam od razu do twojej matki. I wyobraź sobie, że w poprzednim miesiącu pożyczył od niej trzy tysiące. Miał oddać po wypłacie, ale tego nie zrobił.

Natychmiast zadzwoniłem na jego komórkę, lecz nie odbierał.

„Dlaczego pożyczał pieniądze, skoro dobrze zarabiał?” – myślałem. Zamierzałem poważnie z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Kiedy jednak wróciłem do domu, syna nie było. Postanowiłem zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem: przeszukać jego pokój. Na biurku natrafiłem na plik kuponów, służących do obstawiania meczów piłkarskich. I nagle wszystko stało się jasne... Marcin jest hazardzistą!

Gdy wrócił, przyparłem go do muru. Do wszystkiego się przyznał. Opowiedział mi, że na pierwsze zakłady przeznaczył pieniądze, które dostał na urodziny. Obstawiali z Grześkiem. Poszło tak dobrze, że zaczęli zwiększać stawki, a szczęście nadal im sprzyjało. Wszystko szło jak po maśle, aż nagle dobra passa się skończyła i przegrali wcześniej wygrane pieniądze. Wierząc, że znów zaczną wygrywać, zaczęli pożyczać. Obaj mieli teraz spore długi.

– Przepraszam, że cię okłamałem, tato – powiedział, płacząc. – Już nigdy nie będę obstawiał. Teraz muszę tylko spłacić długi...

Tego wieczoru odbyliśmy naszą pierwszą, długą i szczerą rozmowę. Marcin opowiedział mi o tym, że czuł się gorszy od swoich kolegów; podobnie jak oni chciał mieć modne ubrania i jeździć na zagraniczne wycieczki. Wiedział jednak, że z mojej pensji na wszystko nie wystarczy. Hazard wydał mu się łatwą i szybką drogą do celu. 

Uzgodniliśmy, że syn znajdzie uczciwą pracę, żeby spłacić długi. Od tego wieczoru dużo się zmieniło. Częściej ze sobą rozmawiamy. Marcin więcej opowiada mi o swoim życiu. Widać z każdej trudnej sytuacji może wyniknąć coś pozytywnego.

Czytaj także:
„Miałam gorący romans z szefem. Nikt w firmie nie miał pojęcia, że zrobiłam karierę przez łóżko”
„Mimo czterdziestki na karku zgodziłam się zamieszkać z matką. Teraz znów czuję się jak mała, zahukana dziewczynka”
„20 lat temu zakochałam się bez wzajemności. Dziś mam męża, dorosłe dzieci i wciąż się zastanawiam, co by było gdyby...”

Redakcja poleca

REKLAMA