Kiepsko się czułam już od rana. Niedawna choroba kompletnie mnie wykończyła, co w moich latach jest szczególnie uciążliwe. Bolała mnie głowa i z minuty na minutę robiłam się coraz bardziej senna, więc zaraz po zjedzeniu uznałam, że przyda mi się krótka drzemka. Ledwo zdążyłam się rozgościć pod kocem na kanapie, gdy usłyszałam brzęk rozbitego szkła i zdenerwowany głos Aśki, żony mojego syna.
Źle trafili
– Na miłość boską, przecież mówiłam ze sto razy, żeby nie kłaść talerzy przy brzegu stołu! – Słyszałam, jak wykrzykuje, pewnie upominając Antka.
Coś tam jeszcze mamrotała do siebie, ale nie zdołałam wyłapać słów. Szczerze mówiąc, coraz trudniej było mi znosić zachowanie moich synowych w ostatnim czasie.
Joanna, żona Antka, mojego starszego syna, to kobieta, która uwielbia dużo mówić i się wymądrzać. Ciągle szukała okazji do kłótni. Non stop kontrolowała każdy ruch mojego syna i sprawdzała, czy wykonał wszystkie jej polecenia.
Kompletnie inaczej wyglądała sprawa z partnerką Sylwka, młodszego syna – Basią. Ta z kolei była prawdziwą sknerą, która na każdym kroku oszczędzała. Tak mocno trzymała się za kieszeń, że praktycznie nigdy nie dawała Sylwkowi na nic pieniędzy. Ostatnio, kiedy zachorował i przez prawie miesiąc męczył się z kaszlem, odmówiła mu nawet kupna syropu. Uznała, że organizm sam sobie z tym poradzi i kaszel niedługo ustanie.
Kupiłam synowi leki za własne pieniądze, ale nadal boli mnie to, jak zostałam potraktowana. Do tego często myślę o tym, jak fatalnie moi synowie trafili ze swoimi żonami. Niestety, wszyscy żyjemy pod jednym dachem, przez co napięcie między nami rośnie z dnia na dzień.
Rządziła się
Wstałam z posłania i ruszyłam do kuchni. Zobaczyłam Antka, który pochylony zbierał kawałki rozbitego talerza, podczas gdy Joasia stała nad nim, trzymając dłonie na biodrach. Kiedy spojrzałam na jej minę, od razu zrobiło mi się gorzej.
– Co ci jest, mamo? – zapytała takim tonem, że od razu wiedziałam, że tak naprawdę niewiele ją to obchodzi.
– Źle się czuję. Dopiero co udało mi się zasnąć, a przez wasze kłótnie musiałam się obudzić – powiedziałam.
Syn przeprosił za całą sytuację, ale Aśka tradycyjnie nie okazała żadnej skruchy.
– W sumie to nawet lepiej, że mama już nie odpoczywa, bo przyda się dodatkowa para rąk przy przygotowaniu sernika – stwierdziła.
Mój syn szybko znalazł wymówkę i wyniósł się z pomieszczenia, zostawiając nas same.
– Nie wiesz może gdzie jest Basia? – zagadnęłam, próbując nawiązać jakąś konwersację.
– Z tego co wiem, to wybrała się do biblioteki – odparła bez większego zainteresowania Joanna, dodając, że Sylwester będzie później wracał z pracy, więc Baśka pewnie postanowiła się przespacerować.
– To znaczy, że nie przygotuje mu nic do jedzenia – pomyślałam na głos, uświadamiając sobie, że będę musiała sama ugotować coś ciepłego dla chłopaka, choćby jakiś rosół.
Nie miały współczucia
W momencie gdy Aśka wyciągała składniki na sernik, nagle zadzwonił jej telefon.
– Cześć, Wiola – powiedziała, odbierając rozmowę i rzucając mi wymowne spojrzenie.
Było jasne, że oczekuje mojego wyjścia z kuchni, ale gdzie tam – nie pozwolę, żeby wyrzucała mnie z mojej własnej kuchni. Synowa demonstracyjnie opuściła pomieszczenie, huknąwszy drzwiami.
Niedługo potem wróciła jak burza, oświadczając, że właśnie wychodzi i sernika nie zrobi. Oznajmiła, że jej koleżanka dostała darmowe wejściówki do kina i wybierają się na seans, a potem wpadną gdzieś na drinka. Dodała tylko, że zostawiła Antkowi zupę w lodówce.
Gdy tylko wyszła, od razu zajrzałam do garnka, żeby zobaczyć, co przygotowała. Aż mnie zatkało. Na dnie naczynia pływało kilka samotnych ziarenek ryżu w pomidorowej wodzie.
To, co budzi mój największy niepokój, to sposób, w jaki Joanna wpływa na Basię. Sama słyszałam, jak zniechęcała ją do macierzyństwa.
– Tylko niedoświadczone osoby planują dzieci przed trzydziestką – mówiła.
Rzeczywiście, choć Joasia z Antkiem są już po ślubie cztery lata, nadal nie planują powiększenia rodziny. Owszem, Barbara też nie spieszy się z macierzyństwem, ale w jej przypadku powody są zupełnie inne.
Myśleli o sobie
– Dziecko to duży wydatek i nie mamy na to pieniędzy – powiedziała mi ostatnio, tłumacząc, że ze względu na niskie zarobki Sylwka nie zamierza się jeszcze starać o maluszka.
Zupełnie nie rozumiałam takiego podejścia. Kiedy ja spodziewałam się dziecka, w ogóle nie zastanawiałam się nad finansami. W tamtych czasach po prostu się rodziło i nikt się nie przejmował, czy będzie go stać.
Sylwek wrócił kompletnie wykończony po robocie na budowie. Trząsł się z zimna i ledwo trzymał się na nogach. Dałam mu ciepły rosołek do zjedzenia i zrobiłam herbatę, a potem napomknęłam, że za moment będzie mógł się poczęstować świeżo usmażonymi kotletami.
– A gdzie Basia? – zapytał nagle.
– W czytelni, tkwi tam już cztery godziny – odpowiedziałam ze złością.
Myślałam, że choć wieczór spędzę w spokoju w swoim pokoju, ale gdzie tam. Najpierw wybuchła kłótnia między Joaśką a Antkiem. Ona wróciła po północy z jakiegoś „kina”, chyba nieźle podpita, więc syn od razu zaczął robić jej wyrzuty. Darli się jak opętani w nocy, jakby zapomnieli, że inni też tu mieszkają.
Ledwo wybiła siódma rano, znów zrobiło się głośno. Tym razem to Baśka wdała się w sprzeczkę z Sylwkiem.
– Już ci tłumaczyłam, że remont na górze nie wchodzi w grę. Nie stać nas na to. A jeśli twoja matka tak bardzo chce wymienić płytki, niech sama wyłoży kasę – dobiegło do moich uszu.
Chciały mnie wyrzucić
Kiwnęłam głową, ledwo powstrzymując się od płaczu. I pomyśleć, że tak się odpłacają synowe. A ja je przyjęłam pod swój dach, starałam się być dla nich dobra. Zawsze mogły na mnie liczyć! Cała gotówka, którą zostawił mój nieżyjący mąż, poszła na odnowienie dołu domu. A teraz, gdy proszę o wymianę kafelków w łazience i odmalowanie mojego pokoju, to traktują to jak jakiś wielki wydatek.
Przechodząc obok ich pokoju, usłyszałam zirytowany głos Asi:
– Jeśli ty nie pogadasz z mamą, to ja wezmę sprawy w swoje ręce – powiedziała ze złością.
– Nie wyrzucę własnej mamy do domu opieki tylko po to, żebyś mogła się rozpanoszyć na górze – odpowiedział ostro Antek, a ja poczułam, jakby mnie piorun strzelił.
Więc to tak? Knują coś za moimi plecami i planują wyrzucić mnie z domu, w którym spędziłam całe życie? Byłam tak wstrząśnięta, że nie mogłam nic przełknąć. Ze ściśniętym sercem poszłam od razu do siostry, by podzielić się tym, co usłyszałam.
– Wyobrażasz sobie? Chcą mnie wysłać do domu opieki – wypłakiwałam się. – Niby ona to wymyśliła, ale doskonale wiem, że mój syn szybko się podda. Jak zwykle zrobi, co ona chce.
Miałam genialny plan
Siostra najpierw objęła mnie pocieszająco, po czym kompletnie mnie zaskoczyła tym, co powiedziała.
– Zamieszkaj u mnie! Fakt, nie mam tu pałacu z ogrodem, ale razem na pewno będzie nam fajnie.
Na myśl przyszły mi te wszystkie rododendrony, które musiałam pielęgnować. Zobaczyłam w głowie pergole pokryte pięknymi różami, drzewo wiśni, które mój mąż zasadził własnoręcznie, no i altankę, gdzie tak lubiłam czytać książki…
– Ten dom to dla mnie wszystko. Razem z Tadeuszem przeżyliśmy tu najpiękniejsze momenty – odpowiedziałam zdecydowanie. – Słuchaj, może lepiej będzie, jeśli ty przeprowadzisz się do mnie? A twoje mieszkanie oddamy młodym – zaproponowałam.
– Ten stary lokal? Taki zapuszczony? – zapytała Róża z niedowierzaniem w głosie, a ja przytaknęłam z przekornym uśmiechem.
– Dokładnie tak! Niech się nauczą pokory – odpowiedziałam, zerkając na nią psotnie.
Dałam im nauczkę
– A co z twoimi synami? W końcu ich małżonki nie znoszą się nawzajem – zaśmiała się Róża.
– Pora, by zobaczyli prawdziwą twarz swoich ukochanych – powiedziałam, dodając coś o możliwym rozpadzie związków. – I tak nie byłaby to wielka strata. Te kobiety nie mają za grosz respektu dla własnych mężów. Trafiły mi się fatalne synowe – podsumowałam drwiąco.
Przedstawiłam synowym swoją decyzję dotyczącą zmiany miejsca zamieszkania tego samego dnia. Asia tylko spojrzała na mnie ze złością, natomiast Baśka kompletnie się wściekła, a zaraz potem… obie zaczęły się szarpać. Wyszłam z kuchni z satysfakcją, wiedząc, że niedługo skończy się ta okropna atmosfera.
Przez wzgląd na moich chłopców milczałam i tolerowałam to wszystko stanowczo za długo, ale miarka się przebrała. Skoro te smarkule nie były w stanie choćby minimalnie mnie uszanować, to sama nauczę je, czym jest prawdziwe życie. Pomyślałam o tym z uśmiechem, bo nareszcie mogłam liczyć na spokój w swoich czterech ścianach.
Maria, 60 lat
Czytaj także:
„Moja rodzina w Święta złamała mi serce. Zamiast pielęgnować rodzinne tradycje, wolą wcinać sushi i oglądać seriale”
„Pojechałam do domu na Święta, ale rodzice mnie nie wpuścili. Nadal nie wybaczyli mi tego, co zrobiłam”
„Pod choinkę chciałam dostać tylko święty spokój. Rodzina jak zwykle była w formie i wszystko zepsuła”