Skarbie, co to jest? – zapytałam tonem, który nawet mnie samej wydał się nie do zniesienia. Ton starej zołzy. Moja 12-letnia córka oczywiście od razu wiedziała, o co pytam. O jej pomalowane na różowo paznokcie. Obiektywnie musiałam przyznać, że wyglądają bardzo ładnie. Naszkicowano na nich kwiatowy deseń tak delikatny, że miałam ochotę zapytać Malwinkę, jak powstał. Czy to naklejka? A może ktoś to narysował?
Ktoś... Dobrze wiedziałam kto. Ta...! – wypowiedziałam w myślach przekleństwo. Nowa narzeczona mojego byłego męża, Monika. Tylko ona mogła to zrobić. Znowu odważyła się bez pytania decydować o moim dziecku. Malować paznokcie małej dziewczynce, też coś.
– Zmyjesz to przed pójściem do szkoły. – zadecydowałam.
Na twarzy Malwiny odmalowało się rozczarowanie.
– Mamo, proszę... – zaczęła błagalnym tonem.
– Bez dyskusji. – ucięłam. – Nie mam zamiaru być wzywana do szkoły przez twoją wychowawczynię.
– Przez takie coś?! – wzruszyła ramionami Malwina. – Wszystkie dziewczyny od dawna malują paznokcie, tylko ty mi nie pozwalasz. Nie jestem już dzieckiem.
– Jesteś! – wiedziałam, że ta rozmowa nie zmierza w dobrym kierunku, ale za nic nie potrafiłam się zatrzymać.
– W każdym razie, dopóki mieszkasz w tym domu.
– Mogę nie mieszkać. – zripostowała natychmiast moja córka, tak jak się tego mogłam spodziewać.
Już od jakiegoś czasu przebąkiwała, że chętnie by się przeniosła do ojca.
– Tata się zgodził, zresztą od niego miałabym bliżej do szkoły – usiłowała mnie przekonać, ale ja nie miałam zamiaru się na to zgodzić.
Moja córka miałaby zamieszkać z Jackiem i tą jego flamą? Nigdy w życiu! Jak ta cała Monika chce mieć dziecko, to będzie musiała je sobie urodzić. A mój były także nie będzie widywał córki tak często, jak kiedyś. W końcu to on podjął decyzję o rozwodzie i się wyprowadził. Nikt mu nie kazał tego robić.
Początkowo, po rozwodzie, byłam pewna, że będę dla Malwiny jedynym oparciem. Jacek bowiem albo zachłysnął się wolnością, albo też do końca nie potrafił się zorganizować, w każdym razie nie przychodził za często do córki. Ich więź słabła, ale byłam w będzie. Tymczasem stało się coś zupełnie odwrotnego. I podobno to właśnie ta Monika, dla której nas zostawił, zaczęła namawiać Jacka, aby częściej widywał się z Malwiną.
Na początku sądziłam, że uda mi się razem z moją córką stworzyć wspólny front przeciwko Monice. Będziemy niczym przyjaciółki, niczym dwie kobiety związane jednym losem. „W końcu Jacek nas obie porzucił dla niej!” – myślałam. Miałam nadzieję, że Malwina skutecznie obrzydzi życie Monice, aż tamtej odechce się ją zapraszać. A wtedy znowu wszystko wróci do normy, córka będzie tylko moja, przestanie widywać ojca. To był mój cel. I zamierzałam zrobić wszystko, co w mojej mocy, by go osiągnąć.
Nic nie szło po mojej myśli
Niestety, najwyraźniej Malwina wcale nie podzielała mojego zdania. Chociaż za pierwszym razem na spotkanie z Moniką poszła naburmuszona, jak to nastolatka, to wróciła... zachwycona. Buzia jej się nie zamykała, bez przerwy opowiadała mi o dziewczynie ojca. Jaka jest fajna, wyluzowana, modna.. „Zupełnie inna niż ja...” – pomyślałam rozczarowana i zazdrosna.
Od tamtego momentu, żebym nie wiem jak się starała uświadomić Malwinie, że Monika jest dla niej zagrożeniem, bo odbiera jej miłość ojca, moja córka wracała do domu coraz bardziej nią oczarowana. Tamta chyba faktycznie poświęcała jej dużo czasu i uwagi. Znacznie więcej niż ja... „Nic dziwnego, w końcu nie musi harować od rana do nocy, bo nie jest samotną matką, nie ma na utrzymaniu dziecka, na które dostaje głodowe alimenty!” – myślałam z przekąsem.
Mnie nie tylko nie było stać na to, aby zabrać Malwinę spontanicznie do centrum handlowego i zafundować jej modny ciuszek, ale i nie miałam czasu, aby smarkuli precyzyjnie malować paznokcie w wymyślne wzory.
– Zmyj je. – jeszcze raz z naciskiem nakazałam córce i...
Nagle się przestraszyłam, bo w jej oczach zobaczyłam nienawiść. Wyszłam więc szybko z pokoju, żeby na nią nie patrzeć. Zamknęłam się w łazience i oparłam plecami o ścianę. „Co ja robię?” – pomyślałam. „W ten sposób tylko stracę dziecko”. Ale to był tylko taki przebłysk rozsądku, a poza tym nie potrafiłam się już zatrzymać. Zupełnie, jakby jakaś niewidzialna siła pchała mnie ku katastrofie.
Ona mieszała się w nasze życie
Dwa tygodnie później Malwina wróciła do domu w kolczykach. Już od ponad roku męczyła mnie o to, abym pozwoliła jej przekłuć uszy, ale ja nie nie chciałam się zgodzić.
– Masz jeszcze czas na taką decyzję. Ja na przykład żałuję, że przekłułam. Zrobiłam to, bo taka była moda, ale tak naprawdę nigdy nie lubiłam nosić kolczyków i w końcu przestałam je zakładać. Zostały mi jednak ślady. Moim zdaniem powinnaś się jeszcze zastanowić – mówiłam córce, lecz miałam wrażenie, że wcale mnie nie słucha.
– Jestem zdecydowana na kolczyki. Wiem, czego chcę – upierała się.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak także się uprzeć.
– A ja się nie zgadzam. – oświadczyłam.
Do głowy mi nie przyszło, że córka może sprzeciwić się mojej woli. I że w dodatku pomoże jej w tym narzeczona jej ojca, osoba zupełnie obca. Nie miałam bowiem wątpliwości, że to ona kupiła Malwinie pierwsze kolczyki.
Kiedy tylko zobaczyłam córkę z małymi serduszkami w uszach, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Jacka. Wybrałam numer stacjonarny, mając nadzieję, że jak odbierze Monika, to będę mogła od razu powiedzieć jej, co o tym wszystkim sądzę.
Ale odebrał mój były mąż.
– Nie masz racji, to ja kupiłem Malwinie kolczyki, Moniki nawet z nami nie było. – postawił się.
Wiedziałam, że kłamie.
– A jakim prawem podjąłeś taką decyzję? – zapytałam wściekła.
– Prawem ojca. – odparł.
– Jestem matką, powinieneś był ze mną o tym porozmawiać, poznać moje zdanie.
– Malwina była za, ja byłem za.. zostałaś przegłosowana ze swoim sprzeciwem – usłyszałam.
Byłam wściekła, że tak postawił sprawę! „Ja mu jeszcze pokażę!” – pomyślałam. I zaczęłam planować zemstę... „Może już pora, aby wystąpić o podwyższenie alimentów?” Wprawdzie Jacek prosił mnie, abym tego nie robiła, bo zostawił nam przecież mieszkanie, a swoje wynajmuje za niemałe pieniądze...
– Będę dawał ci więcej, w miarę możliwości, ale nie rób tego przez sąd – prosił, a ja się na to zgodziłam.
Ale skoro stać go na kupowanie biżuterii nastolatce...
Zaczęłam się mścić
Tak, uznałam za całkiem zasadne wystąpić o wyższe alimenty. To, że mój były mąż dostał wezwanie do sądu na rozprawę, poznałam po tym, że córka przestała się do mnie odzywać. Bardzo mnie to ubodło, bo uważałam, że to robota jej ojca, że ją przeciwko mnie nastawia. „Jak tak dalej będzie, to może nawet wystąpię o ograniczenie Jackowi władzy rodzicielskiej? W końcu nie mieszka już z nami, nie uczestniczy na co dzień w wychowaniu dziecka” – nakręcałam się.
Pani sędzia chyba musiała na rozprawie zauważyć moją niechęć do męża i zacietrzewienie, bo zaproponowała mediacje rodzinne z psychologiem.
– Myślę, że to państwu pomoże rozwiązać pewne rodzinne konflikty.
„My już nie jesteśmy rodziną” – pomyślałam, ale na mediacje się zgodziłam, bo nie chciałam, aby sąd dopatrywał się mojej złej woli.
Spotkanie wyznaczono nam za dwa tygodnie. Do poradni pojechałam z zaciętą miną, gotowa za wszelką cenę przekonać psychologa do moich racji. Kiedy siedziałam pod gabinetem i czekałam na swoją kolej, myśląc o tym, dlaczego jeszcze nie ma Jacka, z pokoju obok wyszła... Monika. Poznałam ją od razu.
– Dzień dobry – powiedziała na mój widok.
A mnie zatkało.
– Dzień dobry – bąknęłam cicho.
Kiedy poszła, spojrzałam na tabliczkę na drzwiach. No tak, widniało tam jej nazwisko, a to znaczyło, że ona również jest psychologiem i mediatorem rodzinnym. Byłam w szoku.
„Niebywałe!...” – pomyślałam. „Baba, która odbiera mi dziecko, zawodowo zajmuje się pomocą dla rozbitych rodzin. Ciekawe, czy tutaj o tym wiedzą, co robi prywatnie?”
– Tak, pani Monika powiedziała mi, że jest prywatnie związana z pani byłym mężem, dlatego nie została wyznaczona na waszego negocjatora – usłyszałam od „mojej” psycholog i jak się okazało, kierowniczki ośrodka.
– Mam nadzieję, że to, co tutaj powiem nie wyjdzie poza ramy tego pokoju – naburmuszyłam się.
– Oczywiście, że nie. Ja naprawdę jestem tutaj, aby państwu pomóc ułożyć sobie stosunki – zapewniła mnie.
Trudno mi się jednak było przed nią otworzyć. Byłam spięta, cały czas wierciłam się niespokojnie w fotelu i zastanawiałam, o czym myśli Jacek, co powie. A kiedy mówił, paradoksalnie nie słyszałam jego odpowiedzi pogrążona we własnych myślach.
– Chętnie umówię się z państwem za tydzień – usłyszałam na koniec sesji od psycholog.
Wiedziałam, że na jednym spotkaniu się nie skończy, ale... „Czy one mi coś dadzą?” – pomyślałam sceptycznie.
Przez kilka dni zastanawiałam się nad tym wszystkim, aż w końcu podjęłam decyzję. Pojechałam sama do ośrodka, zapukałam do gabinetu Moniki.
– Proszę! – usłyszałam i weszłam.
– Przepraszam, że przyszłam nieumówiona, ale chciałabym z panią porozmawiać – powiedziałam.
– Ale... ja nie prowadzę pani sprawy – Monika była zaskoczona.
– Ja bym jednak bardzo chciała porozmawiać właśnie z panią – podkreśliłam.
– Tutaj czy przy kawie? – zapytała.
Wybrałam kawę.
Była inna niż myślałam
Rozmawiałyśmy ponad 2 godziny. O życiu, naszych poglądach na różne tematy, o rzeczach, które już zrobiłyśmy i które jeszcze zamierzałyśmy zrobić.
– Pochodzę z rozbitej rodziny – zwierzyła mi się Monika. – Wiem, że mój ojciec mnie kochał, ale po rozwodzie zupełnie nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie zabiegał o widzenia ze mną, a moja mama robiła wiele, aby miał na nie jak najmniejsze szanse. W końcu wytworzyło się we mnie sztuczne przekonanie, że on mnie nie kocha, chociaż przecież dobrze wiedziałam, że nie jest to prawda. Ale zacietrzewiłam się i stwierdziłam, że skoro on nie chce się ze mną widywać, to ja z nim także nie chcę utrzymywać stosunków. I nawet kiedy byłam już starsza, i wiele zależało ode mnie, a nie od mamy, to od ojca stroniłam. A to sprawiło, że byłam nieszczęśliwym człowiekiem.
Wiele lat minęło, zanim przemyślałam swój stosunek do ojca, przyznałam się do tego, że wytworzyłam w sobie blokadę na uczucia do niego. Blokadę, która sprawiła, że miałam nie tylko kłopoty z wyrażaniem miłości do taty, ale w ogóle do mężczyzn. Wmawiałam sobie, że nie warto ich kochać, bo na pewno mnie skrzywdzą. Ale w pewnym momencie stałam się świadoma tego, co się stało w moim dzieciństwie i dlatego postanowiłam pomagać ludziom, aby nie popełniali takich błędów. Zostałam psychologiem i mediatorem rodzinnym.
Kiedy poznałam Jacka i dowiedziałam się, że jest rozwodnikiem i ma dziecko, od razu zaczęłam przyglądać się jego stosunkom z córką. I zauważyłam z niepokojem, że idą w złym kierunku, który będzie niekorzystny i dla niego, i dla Malwiny. Dlatego postanowiłam dyskretnie interweniować, aby bardziej zainteresował się córką. Te kolczyki... to naprawdę on kupił je Malwinie, ja nie miałam z tym nic wspólnego. Po prostu poznał jej pragnienie i odpowiedział na nie.
– Pani wie o tamtej mojej rozmowie z Jackiem? – zapytałam.
– Wiem – kiwnęła głowa. – Ale proszę mi wierzyć, wcale pani nie oceniam, chociaż kocham Jacka i sercem jestem po jego stronie. Wiem, że nie jest pani teraz lekko...
„No nie, ale mam nadzieję, że teraz będzie mi lżej” – pomyślałam. Ta rozmowa z Moniką, taka spokojna, szczera, wiele mi dała. To dziwne, ale poczułam, że ona jest po mojej stronie i jako mediator, i tak zwyczajnie jako kobieta. Wiem, że jeszcze muszę nad sobą popracować, aby nie być o nią zazdrosna i żeby wybaczyć Jackowi, że odszedł. Muszę to zrobić nie tylko dla Malwiny, ale i dla siebie. Ale jestem na dobrej drodze.
Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”