Mówią, że największe ciosy przychodzą wtedy, gdy najmniej się ich spodziewasz. Że życie potrafi zaśmiać ci się w twarz w momencie, gdy czujesz się najszczęśliwsza i najpewniejsza. Kiedy kochasz bezwarunkowo. Kiedy masz poczucie, że twoje życie toczy się właściwym torem i że już nic nie może tego zmienić.
Niczego nie podejrzewałam
Od dwudziestu lat byłam żoną Leona. Może nie była to miłość jak z filmów, gdzie wszystko płonie od namiętności, ale była w tym wszystkim bliskość, czułość, przywiązanie. I przede wszystkim zaufanie. Bezgraniczne.
Mieliśmy działkę za miastem. Kiedyś kupiliśmy ją razem, ale ja nigdy nie podzielałam jego entuzjazmu do grzebania w ziemi.
– Jedź, odpocznij – mówiłam mu co piątek, kiedy pakował torbę i z błyskiem w oku zapowiadał, że spędzi weekend na pieleniu, koszeniu i przycinaniu.
Śmiałam się, że jego miłość do tej działki jest silniejsza niż do mnie. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzać, co naprawdę tam robi. Byliśmy małżeństwem z długim stażem, z przyzwyczajeniami, które dawały poczucie stabilności.
Ale wtedy, w ten jeden weekend, coś mnie tknęło. Może to była jakaś głęboka, ukryta intuicja, a może po prostu zwykła kobieca ciekawość? Nie zastanawiając się długo, wsiadłam do auta i pojechałam.
Chciałam go zaskoczyć
Droga na działkę zajęła mi niecałą godzinę. Jechałam z ekscytacją i lekkim rozbawieniem – wyobrażałam sobie minę Leona, gdy mnie zobaczy. Już miałam w głowie scenariusz: jego zaskoczenie, potem radość, że zrobiłam mu taką niespodziankę. Może nawet uda mi się namówić go na wieczór przy winie, zamiast tego jego wiecznego „muszę wcześnie wstać, bo robota czeka”.
Kiedy skręciłam w polną drogę prowadzącą do altanki, zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle usłyszy, jak podjeżdżam. Może zaskoczę go, kiedy będzie wśród grządek, z tym jego skupionym wyrazem twarzy, który tak dobrze znałam? Ale już wtedy coś zaczęło mi nie grać.
Przede mną, na wąskiej drodze, stało inne auto. Nie Leona. Czerwony, mały samochód. Silnik miałam wyłączony, wiatr niósł do mnie pojedyncze dźwięki. Najpierw śmiech. Kobiecy. Potem cichy, męski głos, nienaturalnie miękki. Nie mogłam jeszcze rozpoznać słów, ale wiedziałam jedno – to nie był samotny weekend mojego męża.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Wysiadłam z auta i niczym lunatyczka ruszyłam w stronę altanki. Drzwi były zamknięte. Stanęłam na palcach i zerknęłam do środka. Zamrugałam. Cofnęłam się o krok. Nie, to nie mogło być prawdziwe.
Nie mogłam uwierzyć
Mój Leon, ten sam, który jeszcze dwa dni temu całował mnie na dobranoc, obejmował teraz Ewę, naszą sąsiadkę z działki. Przyciągał ją do siebie, a ona śmiała się cicho, opierając się o jego ramię.
Próbowałam znaleźć jakiekolwiek logiczne wyjaśnienie. Może ją pocieszał? Może coś się stało? Ale to nie było przyjacielskie przytulenie. To był dotyk, jaki pamiętałam z naszych najlepszych lat. Delikatny, czuły. Nie taki, jaki mężczyzna daje kobiecie, której nie pragnie.
Nie wiem, jak długo tam stałam. Minutę? Pięć? Potem nagle coś we mnie pękło. Pchnęłam drzwi z całej siły.
– No proszę, jak romantycznie – rzuciłam lodowatym tonem.
Leon poderwał się gwałtownie. Ewa odsunęła się od niego jak oparzona. Przez chwilę trwała niezręczna cisza. Ewa stała z boku, bez słowa. Leon zrobił krok w moją stronę, ale ja się cofnęłam.
– Kamila, ja ci to wyjaśnię…
– Nie masz czego wyjaśniać – powiedziałam, ledwo kontrolując drżenie w głosie. – Widziałam wszystko.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Nie obejrzałam się ani razu. Nie chciałam widzieć jego twarzy. Nie chciałam widzieć jej.
Moje życie runęło
Wsiadłam do auta i odjechałam, nie zastanawiając się, co teraz. Wiedziałam jedno – ten rozdział mojego życia właśnie dobiegł końca.
W drodze do domu czułam, jak moje emocje przechodzą przez wszystkie możliwe fazy – od szoku, przez gniew, aż po upokorzenie. To, co zobaczyłam, wciąż przewijało mi się przed oczami. Leon i Ewa razem w naszej altance. Jak mogłam być tak ślepa?
Zajechałam pod blok, wysiadłam i wparowałam do mieszkania. Bez zastanowienia zaczęłam zbierać jego rzeczy – koszule, buty, kosmetyki. Wszystko lądowało w wielkim worze na śmieci. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. Leon stał w progu, rozczochrany, z rozpiętą koszulą.
– Nie masz tu czego szukać! – warknęłam, rzucając mu pod nogi torbę z jego rzeczami.
– Kochanie, proszę, nie rób scen, daj mi wyjaśnić…
– Scen? – zaśmiałam się sucho. – To ty urządzałeś romantyczne spektakle na działce!
Na korytarz zaczęły wychodzić sąsiadki. Stare plotkary, które nie przepuszczą takiej okazji. Leon złapał mnie za nadgarstek.
– Proszę, porozmawiajmy.
Wyrwałam się.
– Nie. Twój dom już nie jest tutaj.
Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Wszyscy plotkowali
Wiedziałam, że wszyscy już o tym wiedzą. Najpierw była sąsiadka z parteru, ta, co zawsze zamiata klatkę i udaje, że jej nic nie obchodzi. Wychodząc po chleb, usłyszałam jej szept do drugiej:
– Wyrzuciła go, widziałam! Torba z gratami poleciała aż na schody.
Potem Kasia, znajoma z osiedla, napisała mi krótką wiadomość: „Trzymaj się. Nie zasługiwał na ciebie”. Najgorsze było to, że plotki rozchodziły się szybciej, niż bym chciała. Na bazarku, w sklepie, nawet na parkingu pod blokiem – wszędzie czułam na sobie spojrzenia.
Leon próbował do mnie dzwonić. Pisał wiadomości, prosił o rozmowę. Nie odpisałam. Dopiero kiedy zobaczyłam go pod blokiem, siedzącego w aucie, zrozumiałam, że nie zamierza odpuścić. Wyszłam przed klatkę.
– Czego jeszcze chcesz? – spytałam zimno.
– Proszę… Tylko chwila.
Patrzyłam na niego. W jego oczach nie było skruchy, tylko desperacja.
– Działka jest wolna. Możesz tam spać – rzuciłam i wróciłam do mieszkania.
A potem pierwszy raz od wielu lat zasnęłam sama. I pierwszy raz od dawna poczułam ulgę. Ale wieści nie przestawały napływać.
Został sam
Podobno Ewa zerwała z nim kontakt. Po tym, jak zdrada wyszła na jaw, zaczęła unikać działki, osiedla, a nawet znajomych. Może bała się skandalu. Może zrozumiała, że to była tylko iluzja. Leon nagle został sam. Bez domu. Bez kochanki. Bez swoich weekendowych wypadów.
Kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Teraz nie wyobrażałam sobie, jak mogłam żyć w kłamstwie przez tyle lat.
Wieczorem usiadłam na kanapie i spojrzałam na zdjęcie sprzed lat. My dwoje, uśmiechnięci, trzymający się za ręce. Z westchnieniem schowałam je do szuflady. Nie zamierzałam wracać do przeszłości. To był koniec. I początek czegoś nowego.
Kamila, 36 lat
Czytaj także:
„Włożyłam oszczędności życia w dom córki i zięcia. Myślałam, że przygarną mnie na starość, ale gorzko się rozczarowałam”
„Zamieszkaliśmy na wsi, by żyć w spokoju. Nachalni sąsiedzi to pikuś, bo odór z pola czuliśmy nawet pod kołdrą”
„Z konta znikały spore sumy, a mąż udawał niewiniątko. Myślałam, że ma kochankę, ale on skrywał zupełnie inny sekret”