„Mąż uciekł, bo chciałam, by mi pomagał w domu. Wolał schować się pod spódnicą mamusi, niż być odpowiedzialnym”

rozczarowana kobieta fot. Getty Images, Dreet Production
„Wróciłam z pracy, a po nim ani śladu. Za to na blacie znalazłam świstek papieru. Facet, któremu poświęciłam całą siebie, po prostu mnie zostawił. I to akurat wtedy, gdy przechodziłam ciężkie chwile i tak bardzo potrzebowałam, żeby mnie wspierał”.
/ 06.05.2024 20:00
rozczarowana kobieta fot. Getty Images, Dreet Production

W dniu, o którym mowa, Marek jak co dzień zjawił się w domu tuż po godzinie 17 i przysiadł przy stole, wyczekując, aż podam mu obiad. Ze względu na pogawędkę z sąsiadką, nie miałam za dużo czasu, ledwo starczyło mi go na przygotowanie spaghetti, którego nie był miłośnikiem.

Mąż lubił grymasić

– Daga, zlituj się, kobieto! Makaron po raz setny? Zjem go w sekundę i za chwilę znowu będę głodny! A ten sos taki jakiś nijaki… – mąż musiał ponarzekać

– Wybacz, ale wpadła do mnie Janka, nasza sąsiadka, pytała, czy nie zechciałabym zastąpić jej w pracy w drogerii – wyrzuciłam z siebie szybko.

Mąż był zaskoczony, gdy usłyszał moje tłumaczenia.

– Ty? Do roboty? Niby po co?

– Dzieci są już duże, nie chcę siedzieć w domu całymi dniami? Trochę grosza więcej w portfelu się przyda.

– No racja – potwierdził Marek, kiwając przy tym głową na znak aprobaty. – Wiesz co, jak tak teraz o tym myślę, to całkiem sensowny pomysł ci przyszedł do głowy – dorzucił po chwili zastanowienia.

Aż trudno mi było uwierzyć w to, co słyszałam. On się zgodził? To chyba jakiś sen! Ale jednak to była prawda… Niesamowite, jak gładko i bezproblemowo mi się to udało!

Zawsze robiłam to, co chciał

W tamtej chwili przepełniała mnie radość i wszystko widziałam w jasnych barwach. Marek jest ode mnie dużo starszy i strasznie lubi stawiać na swoim. To porządny, uczciwy człowiek, wspaniały mąż, ale nie cierpi, kiedy sprawy toczą się niezgodnie z jego planami. A gdy stanęliśmy na ślubnym kobiercu, zdecydował, że sam utrzyma rodzinę, a ja mam tylko leżeć i ładnie pachnieć.

Prawdę mówiąc, rzadko kiedy miałam czas, żeby sobie poleżeć, ale za to dzieciaki były szczęśliwe, mieszkanie lśniło czystością, a obiady zawsze gotowe. Przyszedł jednak taki dzień, kiedy poczułam się zmęczona swoją codziennością. Bycie kurą domową to zdecydowanie nie było to, o czym marzyłam, gdy kończyłam technikum handlowe. Zwłaszcza że mój mąż nie przynosił do domu jakichś wielkich pieniędzy.

Cieszyłam się, że mam pracę

Propozycja sąsiadki, która rezygnowała z pracy w osiedlowej drogerii, bo postanowiła przeprowadzić się do córki w innym mieście, była dla mnie jak dar od losu. Długo się nie wahałam. Obawiałam się tylko, jak zareaguje Marek, który od lat był przeciwny, gdy wspominałam o tym, że chcę pracować, ale się zgodził.

Kiedy starszy syn dowiedział się, że dostałam pracę, skakał z radości. Obiecałam mu, że gdy tylko dostanę pierwszą pensję, kupię mu pluszaka z Angry Birds. Z Mateuszem sprawa wyglądała nieco inaczej. On jest zupełnie inny niż jego brat – bardziej wyciszony, skryty, wrażliwy i delikatny. Szybko odnalazłam się w nowej pracy, co napawało mnie dumą, ale problemy z młodszym synkiem nie dawały mi spokoju.

Klienci zwykle okazywali się życzliwi i cierpliwi, kiedy stopniowo przyswajałam nowe umiejętności. Największym wyzwaniem było obsługiwanie kasy, jednak ostatecznie i z tym sobie poradziłam. Jedynym problemem pozostawał młodszy synek, który ze łzami w oczach błagał, żebym nie szła do roboty, bo nie chciał zostawać sam w świetlicy po lekcjach...

Potrzebowałam wsparcia męża

Po powrocie do domu padałam na twarz, więc nie miałam siły zwracać uwagi na bałagan w pokoju synów czy stertę garów w kuchni. Jakoś dawałam radę pomagać dzieciakom w zadaniach domowych. Dopiero gdy młodszy zaczął urządzać cyrki przed snem i po przebudzeniu, poczułam, że tracę grunt pod nogami. Ciągły stres i nawał obowiązków niszczyły mnie. Potrzebowałam wsparcia od mojego faceta...

– Czego ode mnie wymagasz? W końcu oboje pracujemy – Marek rozłożył bezradnie ręce.

– Fajnie by było, jakbyś częściej zajmował się Mateuszem. Może zabieraj go czasem jak idziesz pograć w nogę, albo porysujcie coś razem. Nie mam pomysłu, po prostu zrób cokolwiek, żeby odciążyć mnie w tym całym zamieszaniu. Jesteśmy rodziną…

– Zawsze ci mówiłem, że źle go wychowujesz! – warknął w odpowiedzi.

– Ty za to go wcale nie wychowywałeś. Nigdy nie gadasz z chłopakami, nie pomagasz mi, więc z jakiej racji oceniasz moje sposoby? – wrzasnęłam.

– Dagmara! Przecież staram się pomagać! Inni faceci nic nie robią, a ja nawet na piwo nie wychodzę.

– No tak, ale ty masz swoją piłkę, swoje treningi, mecze i wyjazdy, a ja tylko dzieciaki. A teraz, kiedy nareszcie wróciłam do roboty, nie mogę liczyć na twoją pomoc.

Okazał się tchórzem

Nie dogadaliśmy się. Wybuchła prawdziwa awantura. Zresztą nie pierwsza taka. Po około tygodniu Marek spakował manatki i wyszedł. Ot tak, po prostu.

Wróciłam z pracy, a po nim ani śladu. Za to na blacie znalazłam świstek papieru. Pojechał do swojej matki.  Opadłam na krzesło, nie zdejmując nawet kurtki, ściskając w dłoni klucze do mieszkania i zalałam się łzami. Mój mąż, facet, któremu poświęciłam całą siebie, któremu oddałam swoje najlepsze lata, dla którego odpuściłam całą resztę, po prostu mnie zostawił. I to akurat wtedy, gdy przechodziłam ciężkie chwile i tak bardzo potrzebowałam, żeby mnie wspierał.

Udowodnił mi dobitnie, że jestem dla niego bez znaczenia, a nasze małżeństwo to jedna wielka farsa. A co z dziećmi? Ich los również go nie interesował?

– Mamo, zjemy szybko i znikamy, bo tata obiecał, że pojedziemy razem na trening! – wykrzyknęli rozentuzjazmowani synowie, zaraz po tym jak wpadli do mieszkania.

Byłam rozczarowana

Podniosłam się mechanicznie i sięgnęłam do lodówki po zupę ogórkową z poprzedniego dnia. Postawiłam garnek na kuchence, przygotowałam naczynia, ukroiłam pieczywo, wykonując każdą czynność automatycznie. Nic już nie wydawało mi się istotne.

„Czy powinnam do niego zadzwonić, poprosić, żeby wrócił? – rozmyślałam. – Ciekawa jestem, co powiedział matce? Ona nigdy nie akceptowała naszego związku, uważała, że nie pasuję do Marka, pewnie teraz skacze z radości. Cóż, jakoś sobie poradzę".

Synów zabierał ze sobą coraz częściej, podczas gdy ja roniłam łzy godzinami i czułam się kompletnie bezradna. Wymienialiśmy ledwie kilka zdań, przekazywał kasę na utrzymanie rodziny, jednak nie interesował się niczym więcej. Stałam się dla niego zupełnie obojętna.

Miałam mieszane uczucia

Z jakiego powodu? Nie potrafiłam tego zaakceptować, ale chyba nie istniała inna opcja. Za to opanowałam umiejętność efektywnego spożytkowania czasu, gdy zostawałam sama. Po prostu odpoczywałam.

Odkąd zaczęłam czytać książki i spotykać z przyjaciółkami, poczułam jak moje życie delikatnie nabiera barw. W dzień udawało mi się odnaleźć radość, ale wieczorami, tuż przed zaśnięciem, ogarniał mnie smutek i niepokój. Straciłam już nadzieję, że nasze drogi z Markiem kiedykolwiek się zejdą.

Zaskoczył mnie

Aż tu pewnego dnia, gdy wyszłam ze sklepu, zobaczyłam go stojącego przed wejściem.

– Marek? A co ty tu robisz? – zadałam pytanie, kompletnie zaskoczona jego obecnością.

– Czekam na swoją żonę – odparł, wręczając mi piękną wiązankę róż.

Trzymał w dłoni ogromny bukiet. Kwiaty miały niezwykle intensywny, czerwony odcień. Popatrzyłam na niego zdumiona.

– Skąd ta niespodzianka? Przypomniało ci się, że masz żonę?

– Kochanie, to przecież ty marzyłaś o jakichś zmianach w naszym życiu. Długo to do mnie nie docierało, ale moja mama nareszcie mi to wytłumaczyła.

– Twoja mama? Nie spodziewałabym się, że akurat ona ci w tym pomoże.

– Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze cię akceptowała, ale powiedziała mi prawdę. Dzięki rozmowie z nią pojąłem, że nie byłem wzorowym mężem.

– I co teraz? - zapytałam.

Daliśmy sobie drugą szansę

– Jeśli się zgodzisz, chciałbym znowu zamieszkać z tobą. Będę pomagał w domu, może nie we wszystkim, ale kilku prostych potraw nauczyła mnie robić mama, a i w porządkach potrafię się wykazać – mrugnął do mnie.

– Ale ty nie znosisz sprzątania.

– No a ty to lubisz? No właśnie! A mimo wszystko to robisz. Dajmy sobie jeszcze jedną szansę, ze względu na nas i na dzieciaki. Bardzo cię o to proszę.

– Cóż, możemy spróbować… – odrzekłam, spoglądając mu prosto w oczy.

Nagle poczułam, jak po policzkach spływają mi łzy, ale Marek błyskawicznie starł je dłonią.

– Daguś, nie płacz, proszę. Nie miałem zamiaru sprawić ci przykrości, wybacz mi. Przepraszam, od teraz na pewno będzie lepiej, może nie perfekcyjnie, ale na bank dobrze. Ja już o to zadbam!

Zaufałam mu. I cieszę się, że to zrobiłam!

Dagmara, 39 lat

Czytaj także: „Wyszłam za mąż z chęci odwetu na byłym. Lepiej być po rozwodzie, niż zostać starą panną, której nikt nie chciał”
„Bliscy sądzą, że zarabiam fortunę w metropolii. Mam kasę, bo jestem miła dla pewnego pana po 50-tce”
„Mąż wymienił mnie na młodszą, lecz to ja poniosłam karę za ten romans. Zachorował, a małolata zwiała w podskokach”

Redakcja poleca

REKLAMA