Na początku myślałam, że to miłość idealna. Robert był opiekuńczy, troskliwy i zawsze powtarzał, że jestem dla niego całym światem. Wpatrzony we mnie jak w obrazek, dbał o każdy szczegół naszego życia. Wszyscy mi zazdrościli – koleżanki mówiły, że trafiłam na prawdziwy skarb. Złoty chłopak, który zawsze pomoże, zawsze przytuli, zawsze po mnie przyjedzie. Na początku mnie to cieszyło, czułam się wyjątkowa. Dopiero później zaczęłam dostrzegać, że ta miłość ma swoje mroczne oblicze.
Musiałam zrezygnować z pracy
Nie chciał, żebym pracowała – „nie musisz, ja zarobię”. Nie chciał, żebym wychodziła sama – „po co, lepiej spędźmy ten czas razem”. Nie chciał, żebym spotykała się z koleżankami – „przecież nie potrzebujesz ich, masz mnie”. Wtedy jeszcze się łudziłam, że to tylko jego troska. Ale z czasem zrozumiałam, że nie jestem dla niego partnerką. Byłam własnością.
Zaczęło się niewinnie. Kiedy byliśmy jeszcze narzeczeństwem, Robert uwielbiał, gdy opowiadałam mu o wszystkim, co robiłam w ciągu dnia. Zadawał mnóstwo pytań – gdzie byłam, z kim rozmawiałam, co jadłam. Brzmiało to jak zainteresowanie, więc odpowiadałam chętnie, ciesząc się, że tak mu na mnie zależy. Dopiero po ślubie zaczęłam zauważać, że każde moje słowo było analizowane i zapamiętywane, a jeśli coś się nie zgadzało – czekał mnie cichy, lodowaty gniew.
– Kochanie, mówiłaś wczoraj, że spotkałaś Anię w sklepie, a teraz mówisz, że w kawiarni. To jak było? – zapytał raz, patrząc na mnie uważnie.
– Może wstąpiłyśmy na kawę po zakupach? – próbowałam przypomnieć sobie szczegóły rozmowy, bo przecież to nie było nic ważnego.
– Może? – Robert zmrużył oczy. – A jeśli nie?
Potem były kolejne sytuacje. Wracałam z miasta dziesięć minut później, niż się spodziewał? Awantura. Nie odbierałam telefonu? Pół godziny później już stał w drzwiach, twierdząc, że „martwił się” i musiał sprawdzić, czy wszystko w porządku. Na początku wydawało mi się to nawet słodkie. Ale potem zaczęło mnie męczyć.
Ciągle byłam pod kontrolą
Pewnego dnia Robert postanowił, że już nigdy nie będę się czuła zagrożona. Zamontował w naszym mieszkaniu kamery. Tłumaczył, że to dla bezpieczeństwa, żebyśmy zawsze mogli zobaczyć, co się dzieje, kiedy jesteśmy poza domem. Kiedy powiedziałam, że czuję się nieswojo, roześmiał się.
– Kochanie, to przecież dla nas! Poza tym, nie masz nic do ukrycia, prawda?
Nie miałam. Ale to nie o to chodziło. Od tamtej pory nie mogłam nawet swobodnie poruszać się po mieszkaniu. Każdy mój krok był obserwowany. Każdy wyjazd do sklepu komentowany.
– Co tak długo? – Robert dzwonił, gdy tylko przekroczyłam próg. – Myślałem, że kupujesz tylko mleko.
– Były kolejki – tłumaczyłam.
– Na pewno? Może spotkałaś kogoś znajomego?
W jego głosie czułam napięcie. I nawet jeśli rzeczywiście spotkałam koleżankę i zamieniłam z nią kilka słów, wolałam o tym nie mówić. Wiedziałam, że potem będzie przesłuchanie.
– Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby, gdybym cię woził. Nie musiałabyś dźwigać zakupów – rzucił któregoś wieczoru.
Zamarłam. Wiedziałam, że jeśli się zgodzę, stracę ostatnią namiastkę wolności.
Czułam się jak na smyczy
Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Byłam jak ptak w klatce, który nie wie, jak to się stało, że nagle zamknięto mu drzwiczki. Każda rozmowa z Robertem kończyła się coraz większą frustracją, a każde spotkanie z Magdą – coraz większym strachem. Napisałam do niej:
Musimy się spotkać. Błagam. Chociaż na chwilę.
Odpisała niemal natychmiast:
Przyjdź do mnie. Porozmawiamy.
Nie zdążyłyśmy. Gdy tylko przekroczyłam próg jej mieszkania, ktoś zapukał do drzwi. Robert.
– Co ty tutaj robisz?! – wykrztusiłam, czując, jak moje nogi zamieniają się w watę.
– Przyjechałem po ciebie – powiedział z uśmiechem. – Martwiłem się.
Magda spojrzała na mnie pytająco.
– Nie rób scen – mruknął Robert i objął mnie ramieniem. – Chodź, kochanie.
Nie wiedziałam, co robić. Gdyby Magda zaprotestowała, może bym została. Ale ona nie powiedziała nic.
Zamknął mnie w klatce
Gdy wróciliśmy do domu, czułam się, jakby ktoś założył mi kajdany. Moje ręce były wolne, ale każdy mój ruch zdawał się kontrolowany. Robert nie podnosił głosu, nie robił awantury, nie zadawał pytań. To było najgorsze. Jego milczenie sprawiało, że czułam się jak oskarżona, czekająca na wyrok.
Usiadł przy stole w kuchni i nalał sobie herbaty. Pił ją spokojnie, jakby zupełnie nic się nie stało. Usiadłam naprzeciwko niego, choć każda komórka mojego ciała krzyczała, by uciekać jak najdalej.
– Magda cię buntuje – powiedział w końcu, odkładając filiżankę. – Nie podoba mi się, jak na ciebie wpływa.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że każde słowo, które wypowiem, obróci przeciwko mnie.
– Chciała, żebyś ode mnie odeszła, prawda?
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. W jego oczach nie było gniewu. Było coś gorszego – chłodna kalkulacja.
– Myślisz, że tego nie widzę? Że nie wiem, co się dzieje? – jego głos był cichy, niemal kojący. – Masz teraz dziwne pomysły. Wyobrażasz sobie, że gdzieś tam czeka na ciebie lepsze życie. Ale to nieprawda.
Przełknęłam ślinę, czując narastający strach.
– Nikt cię nie pokocha tak jak ja. Nikt nie będzie się o ciebie troszczył.
Westchnął i wstał, podchodząc do mnie. Położył mi dłoń na ramieniu.
– Jesteś moja.
To wtedy zrozumiałam, że muszę uciekać. I to jak najszybciej.
Dłużej nie wytrzymam
Kiedy następnego dnia próbowałam zadzwonić do Magdy, nie odebrała. Próbowałam raz, drugi, trzeci – nic. Wysłałam jej wiadomość:
Magda, proszę, odezwij się. Coś się stało?
Przez godzinę patrzyłam na telefon, czekając na odpowiedź. W końcu zadzwoniła.
– Ola, nie mogę… – wyszeptała. W tle słyszałam stłumione dźwięki telewizora. – Robert do mnie pisał.
Zamarłam.
– Co… co mówił?
– Że mam trzymać się od ciebie z daleka. Że mnie obserwuje, że nie powinnam ci podpowiadać żadnych głupot – jej głos drżał. – Zagroził, że jeśli będę cię buntować, to pożałuję.
W gardle poczułam gulę.
– Magda, przepraszam… – wyszeptałam.
– Nie dzwoń do mnie więcej – powiedziała szybko. – Ja… ja nie chcę problemów.
I rozłączyła się. Zostałam sama. Usiadłam na łóżku i objęłam się ramionami. Robert był w pracy, a ja pierwszy raz od dawna mogłam myśleć w ciszy. On zniszczył moją przyjaźń. Skłócił mnie z Magdą. Odebrał mi ludzi, którzy mogli mi pomóc. I jeśli nie ucieknę teraz, to już nigdy nie ucieknę.
Zaczęłam pakować torbę. Ręce mi się trzęsły. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy – dokumenty, trochę ubrań, telefon, ładowarkę. Bałam się, że jeśli wezmę za dużo, Robert się zorientuje. Czekałam, aż wróci i pójdzie spać.
Gdy tylko usłyszałam jego spokojny, miarowy oddech, chwyciłam torbę i wyszłam, zamykając za sobą drzwi tak cicho, jak tylko się dało. Byłam wolna. Na razie.
Muszę mieć jakiś plan
Szłam przez ciemne, puste ulice, czując, jak zimny wiatr smaga mnie po twarzy. Torba wydawała się ciężka, choć nie miałam w niej prawie nic. W głowie huczało mi jedno pytanie: „Czy zdążę?”. Robert spał, ale co jeśli się obudzi? Co jeśli zobaczy, że mnie nie ma i zacznie mnie szukać? Byłam pewna, że to zrobi. Zawsze mnie znajdował.
Na dworcu było prawie pusto. Kilka osób czekało na swój pociąg, skulonych na ławkach. Wybrałam najbliższy kurs – nie miało znaczenia, dokąd pojadę. Byle dalej. Byle Robert nie zdążył mnie zatrzymać. Kiedy pociąg ruszył, zacisnęłam dłonie na kolanach i pierwszy raz od dawna wypuściłam powietrze z płuc. Udało się. Ale to nie był koniec.
Telefon wibrował raz za razem. „Ola, gdzie jesteś?”, „Nie rób mi tego”, „Kocham cię”. Potem zaczęły się groźby. „Jeśli myślisz, że tak po prostu uciekniesz, to się mylisz”, „Nie masz dokąd pójść”, „Jesteś moja”. Wszystkie wiadomości usunęłam. Potem wyłączyłam telefon i patrzyłam przez okno, próbując poukładać myśli.
Nie wiedziałam, co będzie dalej. Nie miałam planu. Nie miałam mieszkania, oszczędności, nikogo, kto mógłby mi pomóc. Ale wiedziałam jedno: nigdy tam nie wrócę. Moja klatka nie była ze złota. Była zbudowana z fałszywej troski, kontroli i strachu. A ja właśnie ją zburzyłam. I nawet jeśli nie wiedziałam, co mnie czeka, pierwszy raz od lat czułam, że należę do siebie.
Ola, 33 lata
Czytaj także:
„Teść traktuje mnie jak niedojdę, bo nie dałam mu wnuka. To nic, że ma piękne wnuczki, skoro nie przedłużą jego rodu”
„Mama chodzi do klubów częściej niż ja. Wstyd mi, bo spotyka tam moich znajomych i puszczają jej hamulce”
„Trafił mi się teść z piekła rodem. Wiedziałam, że mną gardzi, ale to, co zrobił, było poniżej wszelkiej godności”