Chwila, gdy poprosiłem Joasię o rękę, była dla mnie naprawdę wzruszająca. Co z tego, że znaliśmy się zaledwie od siedmiu miesięcy, skoro byłem absolutnie pewny, że to właśnie ta jedyna.
Zaręczyny
Pomyślałem, że musimy jak najszybciej załatwić ślub. Asia na widok pierścionka zaręczynowego rzuciła mi się na szyję.
– Tak, tak, tak! – powtarzała, przywierając do mnie całym ciałem.
– Co powiedziałabyś na ślub w Boże Narodzenie? Albo wczesną wiosną, na przykład na Wielkanoc? – zapytałem.
– Wspaniale, ale chyba już trzeba go załatwiać, bo to atrakcyjne terminy – odpowiedziała uśmiechnięta.
Byliśmy zgodni co do tego, że pobierzemy się w naszym poznańskim, zabytkowym ratuszu. W grę wchodził tylko ślub cywilny, bo Asia była rozwódką. Nie zwlekając, pojechaliśmy więc od razu zamówić termin i zapytać o potrzebne nam dokumenty. Pani w urzędzie po krótkiej wymianie zdań poprosiła o nasze dowody osobiste.
– Pan Izydor Tomasz Kołczan, urodzony 26 października 1982 roku? – upewniła się, spoglądając na mnie.
Skinąłem głową. Urzędniczka poruszyła się nerwowo na krześle.
– Znowu ten komputer! Co chwilę się zawiesza. Proszę zaczekać, pójdę po naszego informatyka – oznajmiła nam i pospiesznie wyszła z pokoju.
Popatrzyliśmy z Asią po sobie. – Te starsze panie! Dla nich komputery to wciąż czarna magia – skomentowałem sytuację rozbawiony.
Problemy z urzędem
Urzędniczka jednak szybko wróciła i bez słowa zajęła się wypełnianiem jakichś druków. Spojrzeliśmy po sobie pytająco, ale posłusznie czekaliśmy, aż pani wytłumaczy, co mamy robić dalej. Myślałem, że wszystko potrwa kwadrans, tymczasem byliśmy w urzędzie już dobre pół godziny. Nagle do pokoju weszło dwóch policjantów. Nie zwróciłem na nich zbytniej uwagi, dopóki mężczyźni nie stanęli przy mnie.
– Izydor Tomasz Kołczan? – po raz drugi padło to samo pytanie, tym razem z ust jednego z funkcjonariuszy. Potwierdziłem, że to ja.
– Pójdzie pan z nami – oznajmił.
– Ale dlaczego? – zapytałem zaskoczony. – Przecież nic nie zrobiłem!
– Chodzi o źle zaparkowany samochód? – wtrąciła się Asia. – Przepraszam, wokoło nigdzie nie było wolnego miejsca, ale zaraz stąd odjedziemy.
– Nie, proszę pani – przerwał jej policjant. – Ten pan jest podejrzany o oszustwa matrymonialne. Rozesłano za nim list gończy.
Nogi się pode mną ugięły. Spojrzałem na narzeczoną. Na jej twarzy pojawiło się najpierw zdziwienie, a potem pogarda i wściekłość.
– Asiu, nie wiem, o co chodzi. Nie jestem żadnym oszustem! Nie znam innych kobiet oprócz ciebie – wykrzyknąłem zrozpaczony.
– Bez żartów – policjant nie dawał za wygraną. – Ma pan, drogi panie, na swoim koncie już dwa śluby. Jeden w Krakowie, drugi we Frankfurcie.
W tym momencie Asia poderwała się tak gwałtownie z krzesła, że aż je przewróciła, i nie zważając na moje błagania, że to bujda i wszystko się wyjaśni, wybiegła z pokoju. Mnie zaś zabrano na komisariat.
Cała prawda o kradzieży tożsamości
Długo czekałem na przesłuchanie, ale może to i dobrze, bo w tym czasie przypomniałem sobie historię mojego nieszczęsnego dowodu osobistego.
– Stary ukradziono mi dwa lata temu w pociągu. Od razu zgłosiłem ten fakt na policji, po czym trzy razy wzywano mnie, żebym złożył wyjaśnienia na temat pobranych i niespłaconych kredytów. Z firmą windykacyjną walczyłem półtora roku, ale to i tak było niczym w porównaniu
z dzisiejszym upokorzeniem – wygarnąłem przesłuchującemu mnie oficerowi. – Mogę przedstawić panu dowody, że podczas gdy ten oszust żenił się na mój rachunek, ja byłem w pracy albo w szpitalu, gdzie usuwano mi wyrostek robaczkowy. Proszę sprawdzić, bo ja nie kłamię!
Policjant wyszedł z pokoju, wrócił po chwili i wykonał serię telefonów.
– Bardzo pana przepraszam za pomyłkę, ale takie rzeczy, niestety, mogą się przytrafiać po kradzieży dokumentów. Trzeba po prostu lepiej pilnować portfela – stwierdził.
Obiecał również, że następnego dnia z samego rana powiadomi urząd stanu cywilnego o pomyłce. Przyjąłem przeprosiny, ale wciąż pozostał problem, co mam powiedzieć Asi. Na szczęście, spotkałem ją chwilę później, na korytarzu. Siedziała zapłakana. Na mój widok poderwała się z miejsca.
– Przepraszam, że uciekłam – zaczęła. – Zwątpiłam w ciebie, choć nie powinnam! Ale w pierwszej chwili pomyślałam, że już drugi facet po moim byłym mężu chce mnie wykorzystać – powiedziała, patrząc mi w oczy.
Przytuliłem ją, a nazajutrz zabrałem do ratusza, gdzie już bez przeszkód ustaliliśmy datę naszego ślubu.
Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”