„Marzyłem o dziecku, ale żona ciągle mówiła >>nie<<. Podsłucham jej rozmowę i poznałem prawdę, to złamało mi serce”

Mężczyzna marzący o posiadaniu dziecka fot. Adobe Stock
„Jej słowa wbiły mnie z powrotem w ławkę. Bardzo chciałem mieć dziecko. Dwoje dzieci. Synka i córeczkę. Nieraz sobie wyobrażałem wspólne święta, wakacje, radosny śmiech ożywiający dom. Ania miała inne plany. Przeżyłem szok”.
/ 17.02.2022 11:42
Mężczyzna marzący o posiadaniu dziecka fot. Adobe Stock

Moja żonka postanowiła wybrać się na urodziny Marty, swojej najlepszej przyjaciółki. Dlaczego ta kobieta musiała się urodzić właśnie drugiego maja? Czemu nie w listopadzie? Niechby się nawet trafił jakiś słoneczny dzionek – nie żałuję jej – byle na tyle chłodny, żeby nie dało się zrobić grilla.

Majowy weekend na działce

Marta jest bardzo sympatyczna. Nie rozumiem tylko, dlaczego co roku planuje nam długi, majowy weekend. Gdybym nie kochał Ani, pewnie uknułbym spisek, który ochłodziłby tę wieloletnią przyjaźń. Ale ją kocham i chcę mieć z nią dzieci. Wyobrażam sobie śliczną dziewczynkę z czarnymi warkoczykami i niebieskimi oczkami. Takiego aniołka może urodzić tylko moja żona. Może jak pobędzie z córką Marty i Kamila, to się zapatrzy i sama zapragnie mieć dziecko?
– Znowu śpisz przed telewizorem – usłyszałem wesoły głosik małżonki.
– Ależ nie śpię – zaprotestowałem, otwierając oczy. – Oglądam.
– A co oglądasz?
– Wiadomości.
– Może i oglądałeś, zanim zaczął się ten serial o nierobach i pijusach.

No tak, moja żona szybciej ode mnie zdążyła się zorientować, co mruga na telewizyjnym ekranie.
– Lepiej powiedz, co tam kupiłaś – zmieniłem temat.
– To jest dla Marty – powiedziała, ustawiając na ławie coś, co przypominało lampę, ale nie miało kabla, żeby podłączyć do gniazdka. – Świecznik – wyjaśniła.
– A dla mnie co kupiłaś?
– Dla ciebie i dla mnie jest to...
Pokazała mi papierową torebkę w misie, a ja zamarłem. Czyżby kryły się w nich maleńkie buciki, a moje marzenie o dziecku miało się spełnić i to dość szybko? Nie tym razem. Ania wyjęła z torebki bieliznę. Koronkową, czarną. Przełknąłem ślinę.
– Skoro jest dla mnie, to chyba powinnaś przymierzyć – stwierdziłem, a mój głos zabrzmiał jakoś dziwnie. Był niski, lekko zachrypnięty.

Ania posłała mi kokieteryjny uśmiech i wyszła z pokoju, zmysłowo poruszając biodrami. Musiałem użyć całej siły woli, żeby nie pójść za nią. Na szczęście szybko wróciła. Miała na sobie tylko tę nową bieliznę… No i kiedy ją zobaczyłem, objąłem, a później pocałowałem, zrozumiałem, dlaczego godzę się na spędzenie majowego weekendu u Marty, a nie na wędrówkach po Karpaczu albo wędkarskich połowach na Mazurach. Chciałem, żeby była szczęśliwa. Postanowiłem jednak zrobić wszystko, żebym i ja coś z tego wyjazdu miał. Wtulając twarz w pachnące rumiankiem włosy Ani, obmyślałem plan działania…

Dwa dni później byliśmy już na działce u Marty i Kamila. Dziewczyny zajęły się przygotowaniem jedzenia na jutrzejsze obżarstwo, a Kamil postanowił zabrać trzyletnią córkę na spacer do lasu. Wybrałem się z nimi, ale towarzyszyłem im tylko przez chwilę.
– Dogonię was – powiedziałem, kiedy przechodziliśmy obok sklepu na skraju wsi. – Tylko kupię coś do picia.
– Dzień dobry – przywitała mnie ekspedientka. – Co podać?
– Mam do pani prośbę. Czy mógłbym tu przechować sprzęt do wędkowania?
– Tutaj? W sklepie? – oburzyła się. – Zwariował czy co?
– Zwariował z miłości. Bo widzi pani – pochyliłem się w jej stronę i znacząco ściszyłem głos – moja żona bardzo lubi karasia z grilla, a słyszałem, że w waszych gliniankach są piękne okazy.
– Ano są. I co?
– Chcę jej zrobić niespodziankę.
– I po to chce tu trzymać wędki?
– Nie mogę powiedzieć, że idę na karasia, bo jak nie złowię, będzie zawiedziona.
– A co ma nie złowić. – Ekspedientka wzruszyła ramionami. – Mój stary wczoraj takiego przyniósł. – Rozłożyła ręce, pokazując imponującą wielkość.
– Ale pani mąż ma wędkarstwo we krwi – czarowałem dalej. – A ja jestem amatorem, więc wcale nie jest pewne, że się uda.
– No racja.
– To jak, pomoże mi pani?
– A co mam nie pomóc dobremu mężowi. Pomogę.

Cała prawda o odmowach żony

Przeniesienie sprzętu z auta do sklepu tak, żeby nie zwrócić uwagi dziewczyn nie było łatwym wyzwaniem, ale jakoś się udało. Teraz mogłem już spokojnie wracać. Jutro czekał mnie miły wieczór z wędką, browarkiem i błogą ciszą. Oczywiście wcześniej zjem pyszny obiadek urodzinowy, a i na wynos też sobie zapakuję coś smakowitego. Wieczór był ciepły, a ja nie miałem ochoty znaleźć się w centrum wydarzeń kuchennych, dlatego usiadłem na ławce przed domkiem.
– Nic się nie martw – usłyszałem głos mojej żony. – Paweł na pewno się nie zgubi. Widocznie chciał sam pospacerować po lesie.
– Jesteś pewna? – dopytywał Kamil. – Może go poszukam.
– Bez przesady. Znam mojego męża. Pochodzi, pooddycha świeżym powietrzem i wróci.
– To co? Idę przeczytać Zuzce bajkę, a wy tu sobie ten…
– Idź, idź – nakazała mu Marta.
Przez chwilę nic nie słyszałem, więc zacząłem się zastanawiać, czy może nie wejść do domu, żeby się o mnie nie zamartwiali. Ale kiedy już podjąłem decyzję i właśnie miałem wstać, usłyszałem głos mojej żony:
– Zazdroszczę ci Zuzy.

Słowa wbiły mnie z powrotem w ławkę. Bardzo chciałem mieć dziecko. Dwoje dzieci. Synka i córeczkę. Nieraz sobie wyobrażałem wspólne święta, wakacje, radosny śmiech ożywiający dom. Ale Ania miała inne plany. Chyba, bo tak naprawdę nigdy nie rozmawialiśmy o powiększeniu rodziny. Od początku się zabezpieczaliśmy i tak już nam zostało.
– To może czas, żebyście z Pawłem postarali się o bobasa? – zapytała Marta.
– Łatwo ci mówić.
– Starania są łatwe i przyjemne.
– Pracuję na zlecenie, więc nie mogę liczyć na macierzyński. Musimy jeszcze zaczekać.
– Anka, na co chcesz czekać? Sorry, ale ty nie młodniejesz, a nie masz gwarancji, że za rok albo dwa będziesz miała umowę o pracę. Możesz jej nigdy nie dostać.
– Nawet tak nie mów.
– Mówię prawdę – głos Marty przycichł i jakby złagodniał. – Zamiast płakać, pogadaj z Pawłem.

Usłyszałem pociąganie nosem. Cudnie. Ania płakała, bo nie miała dziecka, którego oboje pragnęliśmy. A ja siedziałem i podsłuchiwałem, zamiast pójść i jej powiedzieć, że nie musi się martwić kasą, cholernym macierzyńskim, i czym tam jeszcze, bo we dwoje sobie poradzimy.

Spełnione marzenia

Postanowiłem działać natychmiast. Najpierw kwiaty. No tak, ale w tej dziurze nie ma kwiaciarni. Co robić? Chwilę się zastanawiałem. W końcu uznałem, że najlepiej zasięgnąć języka u ekspedientki ze spożywczego.
– Wie pani, czy ktoś tu we wsi hoduje kwiaty? – zapytałem. – Potrzebny mi bukiet. To bardzo ważne.
– Pewnie coś nabroił i teraz chce na przeprosiny – skomentowała sprzedawczyni. – A i owszem, jest taka, co kwiaty hoduje. O, tam, przy kościele – wskazała kierunek.
– Wspaniale, bardzo mi pani pomogła – podziękowałem i pospieszyłem w tamtą stronę. Już z daleka widać było posesję tonącą w kwiatach.

Miałem szczęście. W ogrodzie krzątała się gospodyni. Zobaczyła mnie, gdy podszedłem do furtki.
– Pan kogoś szuka? – zapytała.
– Dzień dobry, tak. Ja do pani, z prośbą o przysługę. Potrzebny mi pilnie ładny bukiet, dla żony. Sprzedawczyni w spożywczym powiedziała…
– Widać, że panu bardzo zależy, skoro w taki dzień pan tu do mnie trafił – wpadła mi w słowo. – Dobrze, zaraz coś poradzimy.
– Dziękuję – posłałem gospodyni serdeczny uśmiech.

Anię znalazłem na ławeczce, na której sam niedawno siedziałem.
– No gdzie ty chodzisz? – przywitała mnie wymówką. – Martwiłam się.
– Niepotrzebnie. Proszę, to dla ciebie. – Podałem jej bukiet.
– Dla mnie? Śliczne, dziękuję. – Wtuliła twarz w kwiaty. Po chwili jednak uniosła głowę. – Ale dlaczego? – zapytała podejrzliwie. – Coś ty znowu przeskrobał?
– Dopiero mam zamiar przeskrobać. Pójdziemy na spacer?
– Zaczynam się bać – powiedziała, ale wstała i pozwoliła wziąć się za rękę.
– A powiesz mi po co wyniosłeś wędki?
– Jutro z samego rana będę łowił karasia, żebyś miała świeżego na grilla.
– Daj spokój, Marta narobiła tyle różności, że…
– Ale karasia zrobię ja, dla ciebie. Bo tak chcę.
– Skoro tak. – Pocałowała mnie w policzek.

Weszliśmy do lasu. Objąłem Anię i szliśmy tak przytuleni, a ja zbierałem się na odwagę, żeby zacząć rozmowę.
– Chciałbym, żebyśmy mieli dziecko – powiedziałem w końcu.
– Ale jak to? – zdziwiła się Ania.
– Normalnie. Odstawisz tabletki i po prostu mi zaufasz.
– A co z macierzyńskim, którego nie…
– Ciii – przerwałem jej. – Damy radę. Jestem tego pewny.

Czytaj także: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA