„Gdy zostawiłam Jacka, wylano na mnie wiadro pomyj. Po latach dowiedzieli się, co robił mi mąż”

Kobieta o mężu sadyście fot. Adobe Stock
Nikomu nie zdradziłam prawdziwego powodu rozwodu. Musiałam wysłuchiwać, że moja decyzja zabiła teściową, ojciec wyzywał mnie od pomylonych. Miałam przyznać się do tego, do czego Jacek mnie zmuszał? Wolałam milczeć i zniknąć.
/ 29.01.2021 12:01
Kobieta o mężu sadyście fot. Adobe Stock

Pomyślałam sobie, że chętnie spotkasz starych przyjaciół – Aneta stała w drzwiach, a za nią kłębił się niewielki tłumek. Cholera, pomyślałam ze zgrozą, przecież mamy telefony, na co komu takie niespodzianki?

Szczerzyli zęby w wymuszonych sytuacją uśmiechach

Ale nie pozostało nic innego, jak zaprosić wszystkich do środka. Starzy przyjaciele, dobre sobie. Kiedyś faktycznie byli mi bliscy, ale potem przyszły takie czasy, że nawet trudno mi było w to uwierzyć. Grażyna, Beata, Marek, Piotr – zjawy z pradawnych epok. Na ulicy minęłabym ich nie rozpoznając, bo też nie chciałabym ich rozpoznać.

Grażynę widziałam kiedyś w aucie stojącym na czerwonym świetle tuż obok mojego. Przy otwartych oknach patrzyłam na nią z całkiem bliska i po chwili nie miałam już wątpliwości, że to ona. A jednak, zamiast ją zawołać, machnąć ręką, cokolwiek – uciekłam spojrzeniem w drugim kierunku, zanim mnie spostrzegła. Ta Aneta ma hopla na punkcie podtrzymywania więzów. Z nią jedną nadal się przyjaźnię, po prostu dlatego że nigdy nie odpuściła i trzymała się mnie jak rzep ogona. Taki ma styl.

– Wiola, ile to lat? Dziesięć?

– Masz na myśli – kiedy się ostatnio widzieliśmy? Pewnie coś koło tego, Piotrze. Nie mam pojęcia. Kiedy był ten ostatni raz?

 – Ja nie pamiętam kiedy, ale pamiętam, gdzie: w galerii handlowej, chyba na Mokotowie. Trzymałaś w ręku torby z zakupami i szybko nawiałaś pod pretekstem, że ciężkie…

– Rozgośćcie się, proszę, siadajcie, gdzie tam kto może. Beata, jakaś ty szczupła ciągle, jak panienka. I ta fryzura… Wyglądasz młodziej niż za dawnych czasów, słowo daję. Anetko, pomożesz mi zaparzyć kawę? A może ktoś woli herbatę? – miałam chęć opieprzyć przyjaciółkę, usiłowałam wyciągnąć ją do kuchni.

– Wyjmij tylko kieliszki i siadaj, Wiolka. Mamy szampany, wypijemy za stare czasy i idziemy. Nie chcemy robić kłopotu. Naprawdę, sorry, że tak ci się tu nagle napatoczyliśmy, ale Aneta mówiła, że nie będziesz miała nic przeciwko…

Umknęłam spojrzeniem. Nie sądzę, żeby Aneta tak mówiła, ale nieważne. Beata zawsze była bystrą dziewczyną, więc się tłumaczyła. Grażyna nie przemówiła dotychczas nawet słowem, podobnie jak jej mąż Marek. Z całego towarzystwa jedynie Piotr zachowywał się jakby nigdy nic.

– Dawaj te kieliszki, bo się bąble grzeją! Strzelił pierwszy korek, po chwili – drugi. Tempo wydało mi się zawrotne, ale ze zdziwieniem spostrzegłam, że sama je w jakimś sensie narzucam, piję jeszcze bardziej gorączkowo niż inni. Podświadomość dyktowała, że im prędzej opróżnimy flaszki, tym szybciej moi goście się wyniosą.

Rozmowa toczyła się jednak coraz bardziej gładko

No cóż, jesteśmy cywilizowanymi ludźmi. Ble, ble, ble. W końcu temat zszedł na wakacje, obecne wakacje, a potem, siłą rzeczy, na tamte dawne.

– Mówcie, co chcecie – teraz już i Marek perorował po staremu – najbardziej luksusowe hotele nie dają takiej radochy jak namiot w fajnym miejscu. Pamiętacie?

– Pamiętamy, komary, wilgoć… – Ach, człowiek młody, to i wszystko zniósł.

Zapanowało nostalgiczne milczenie. Czułam się niewyraźnie, każde nawiązanie do przeszłości przenosiło mnie na tereny, na które nie miałam ochoty wracać.

– Masz jakiś kontakt z Jackiem?

– Ja? Absolutnie nie. Ale wy chyba macie?

– Tak… tylko on nigdy nie mówi o tobie.

– Ja też nie mam ochoty o nim rozmawiać.

– To głupie. Przepraszam, ale czyż nie da się żyć w przyjaźni po rozwodzie?

– Da się. Ja po prostu nie mam ochoty na tę konkretnie przyjaźń.

Czułam, że powraca moja wrogość. Przed oczami stanęły mi drobne wydarzenia z przeszłości, gdy rozstaliśmy się z Jackiem, gdy stało się dla mnie jasne, że nasi wspólni wieloletni przyjaciele są teraz jego przyjaciółmi. Nagle znalazłam się na cenzurowanym. Nikt nie zadzwonił, by ze mną pogadać. Przestali mnie zapraszać.

To przecież Marek, który siedział teraz naprzeciw mnie, zatelefonował któregoś dnia i oficjalnym tonem spytał: „mogę rozmawiać z Jackiem?”. Ani dzień dobry, ani do widzenia, suchy, beznamiętny ton osoby rozmawiającej z kimś zupełnie obcym, gorzej, rozmawiającej niegrzecznie.

Tak, jako była żona Jacka stałam się dla nich obca, jakbym nigdy nie istniała. Jasne, cudowne grono tworzyliśmy w czasach studenckich i potem. Zawarliśmy małżeństwa, pokupowaliśmy mieszkania i domy na kredyt, sypnęły się dzieci, a my trwaliśmy. Sobota nie była sobotą, jeśli ktoś nie zwołał imprezy, nie istniał inny sylwester niż wspólny, święta należały do rodzin, ale już wakacje i ferie spędzaliśmy razem. Byliśmy tacy zżyci, tak się wszyscy kochaliśmy nawzajem, podziwialiśmy. Musiałam wypaść z układu, Jacek sam by się nie wycofał, ale że nikt, dosłownie nikt, nie zechciał i mnie zatrzymać? Dowiedzieć się, co u mnie słychać?

Ale to przecież ja zostawiłam ich Jacusia, uwielbianego przez wszystkich. Skrzywdziłam chłopca, zraniłam, upokorzyłam, zawiodłam. Przyzwyczaiłam się z czasem do tej, mówiąc modnym dziś słowem, narracji. Napotykałam ją nieustannie nawet w rodzinnym domu. „Przecież miałaś cudownego męża” – zawyrokowała z ostrym wyrzutem matka i powtarzała to jak mantrę.

„W głowie wam się dziś przewraca, głupim babom. Może w ogóle feministką zostałaś?” – syczał ojciec. To i tak nic w porównaniu z teściami. Zostałam oskarżona o to, że zniszczyłam teściowej zdrowie, że to przeze mnie dostała wylewu i umarła po trzech latach paraliżu. Wypomniał mi to teść, ale też sam Jacek. „Zabiłaś mi mamę” – wykrzyknął dramatycznie w dniu jej śmierci. I co, miałam z nim dyskutować? W takiej chwili? Rozłączyłam się.

Nikt nie rozmawiał nigdy ze mną o tym, co się zadziało między mną i Jackiem. Nikogo to nie zainteresowało. Oficjalnym powodem rozwodu bez orzekania o winie stała się różnica charakterów.

Dzieci nie mieliśmy, poszło łatwo

Wersję sądu upowszechniliśmy wśród bliskich, ja swoich, on swoich. A jednak odium spadło na mnie. Tak jakoś się złożyło. Pewnie dlatego że nie jestem aż tak urocza jak mój były. I bezczelna. I nie mam takiej siły przekonywania. Dziewczyny, tyle mam wam do powiedzenia!

– Skoro nie masz z nim kontaktu, to pewnie nie wiesz, że ponownie się rozwodzi.

– Nie wiedziałam nawet, że się ożenił. Nie interesuje mnie to.

– Ale dlaczego? Tak w ogóle? Nie chcesz wiedzieć, z kim się związał po tobie facet, z którym spędziłaś tyle lat? A teraz się rozchodzi?

– Współczuję dziewczynie…

– Nie ma jej czego współczuć, Wiolka. To ona go rzuca, nie on ją. Popatrzyłam na Grażynę ciężko. Zawsze była trochę przygłupia.

– Gadałem z nią – wyrwał się Piotr.

– Słuchajcie, skończmy z Jackiem – Aneta chyba się już zdenerwowała, ona jedna znała całą prawdę o moim małżeństwie. Wyryczałam ją niegdyś po wódce. O oryginalnych upodobaniach seksualnych mojego męża. O jego sadyzmie, dręczeniu mnie wbrew mojej woli, zmuszaniu do rzeczy, na które nigdy nie miałam ochoty, które budziły wstręt. Coś we mnie wstąpiło.

– I czegoż się dowiedziałeś, Piotrze? – rzuciłam. – I w ogóle, skąd ta ciekawość? Popatrzył na mnie uważnie i ze smutkiem.

– Wiesz, to głupio wchodzić w czyjeś prywatne życie, szczególnie intymne, tak, to bardzo bardzo niezręcznie, ale…

– Ale wszedłeś, tak? I zmieniła ci się nagle perspektywa?

– Tak, przyznaję. Nie będę o tym mówił, ale to, co powiedziała mi Hania, było… szokujące. Jeśli to dotyczyło również ciebie, to ja ci naprawdę współczuję. Zapanowało milczenie. Więc wiedzieli już Aneta i Piotr. Co z resztą? Sądząc po ich głupich minach, nie mieli pojęcia. Na szczęście.

– Nie obwiniaj Anety, że nas do ciebie ściągnęła. To ja nalegałem, my wszyscy zresztą. Naprawdę stęskniliśmy się za tobą. Tak się schowałaś, tak się zaszyłaś, przez tyle lat…

– No – odezwała się Grażyna – mogłaś chociaż zadzwonić czasem! Życzenia świąteczne złożyć albo co… A ty ani mru, mru. Wzięłam kilka głębszych oddechów.

– Nieważne. Miło, że jesteście. Cieszę się. I powiedziałam to szczerze.

Cieszyłam się, choć i ryczeć mi się chciało.

– To co, dziewczyny, zrobimy kanapki?

– A masz z czego?

– Jasne! Pogalopowałyśmy do kuchni, chwiejąc się lekko na rauszu.

– Jak za starych czasów, słowo daję – nie idzie rozsmarować masła na chlebie.

Tak, wszystko było jak za starych czasów. Dałam już spokój powstrzymywaniu łez. Niespodziewanie Aneta przytuliła się do mnie. Dziewczyny niezgrabnie, ale czule, dołączyły. Stałyśmy tak, oplecione, na środku kuchni jak żywa rzeźba… Znowu, nareszcie razem.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który został moim mężem
Mama zawsze bardziej kochała młodszą siostrę, niż mnie
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć
 

Redakcja poleca

REKLAMA