Wiedziałam, że skończenie studiów nie gwarantuje pracy, ale nie sądziłam, że tak trudno będzie mi ją znaleźć. Półtora roku szukania i nic! Było wprawdzie mnóstwo ogłoszeń, że potrzebują handlowców, ale większość tych ofert okazywała się akwizycją lub pracą w call center. Powiem szczerze, tej ostatniej nawet spróbowałam. Ale pensja była tak marna, a ludzie przez telefon tak niemili, że w dwa miesiące nabawiłam się nerwicy. Codziennie miałam rozstrój żołądka i musiałam lecieć do ubikacji, jak tylko pomyślałam o pracy.
A jednak musiałam się gdzieś zaczepić, bo moi rodzice nie byli w stanie dłużej mnie utrzymywać. Oczywiście starałam się im ulżyć, dając korepetycje z matematyki i niemieckiego, dwóch przedmiotów, które zawsze lubiłam, ale nie miałam z tego ani dużych, ani regularnych dochodów. Marzyłam o stałej pracy i wysyłałam dziesiątki CV. Aplikowałam wszędzie, gdzie tylko widziałam chociaż cień szansy dla siebie.
Pewnego dnia robiłam zakupy w osiedlowym sklepie, kiedy obok mnie przy ladzie stanęła jakaś dziewczyna. Była świetnie ubrana i uczesana, co zauważyłam nie bez zazdrości. Pewnym ruchem sięgnęła po najdroższy jogurt z migdałami, podczas gdy ja zastanawiałam się nawet nad najtańszym serkiem. W pewnym momencie odwróciła głowę w moją stronę i wtedy ją poznałam.
– Monika? – zdziwiłam się.
– Klaudia! – rozpromieniła się na mój widok. – Tyle lat!
To była moja koleżanka z liceum. Dawno jej nie wdziałam. Chodziły słuchy, że wyszła za mąż za jakiegoś cudzoziemca i mieszka teraz za granicą. No cóż, wyraźnie nieźle jej się tam powodziło. Zamszowy płaszczyk, droga torebka… Wyglądała bardzo szykownie.
– Jak tam? Co słychać? – Monika także zlustrowała mnie od stóp do głowy. – Co porabiasz?
Zrobiło mi się głupio, bo miałam na sobie stare dżinsy i bluzę dresową.
– Tak tylko wyskoczyłam na chwilę do sklepu – usprawiedliwiłam się, ciesząc się, że przynajmniej umyłam włosy.
– No, ale co robisz tak w ogóle? – uściśliła. – Czekaj, nie mów! Nie będziemy przecież rozmawiały w sklepie! Masz dzisiaj po południu czas? Zatrzymałam się u moich rodziców, wpadniesz na kawę?
Mimo wstydu, wyznałam jej prawdę
Przez następne dwie godziny zastanawiałam się, w co powinnam się ubrać, i co powiedzieć Monice, żeby nie wyjść na nieudacznicę. Układałam w głowie rozmaite scenariusze. Wszystkie jednak wzięły w łeb, kiedy w końcu usiadłyśmy nad tą kawą.
– Nie mam pracy! – przyznałam się.
Monika była zaskoczona.
– Naprawdę? A jakiej szukasz? – spytała, a gdy powiedziałam, że w handlu, nad czymś się zamyśliła. – Słuchaj, czy ja dobrze pamiętam, że ty mówisz po niemiecku?
– I to całkiem nieźle – przyznałam, dodając, że udzielam korepetycji.
– A coś cię trzyma w kraju? No wiesz… jakiś chłopak?
– Nie mam chłopaka – przyznałam.
I znów poczułam się jak nieudacznica. Ale z drugiej strony, kiedy niby miałam znaleźć czas na miłość, skoro wiecznie studiowałam ogłoszenia o pracę i stresowałam się tym, że nie mam roboty? Poza tym wiadomo jak jest – kiedy się idzie na jakąś randkę, to nie można wiecznie żerować na chłopaku. Czasami trzeba zapłacić za kino, za kawę. A niby z czego?
– Słuchaj, bo ja bym miała dla ciebie propozycję… – zaczęła Monika. – Wiesz, że mieszkam za granicą. Wyjechałam, bo tutaj nie widziałam dla siebie perspektyw. Początki nie były lekkie, uwierz mi, pracowałam w różnych miejscach. Aż w końcu zostałam opiekunką osób starszych. Nie jest to łatwa praca, ale zarobek naprawdę niezły. Gdybyś chciała, to mogłabym ci coś takiego załatwić.
– Ale ja nic nie wiem o opiekowaniu się starszymi ludźmi… – przyznałam niepewna, co o tym myśleć.
– Nikt nie wie, dopóki nie doświadczy tego na własnej skórze – uśmiechnęła się. – Ale to nie jest takie trudne, a zarobki są niezłe… – wymieniła sumę, od której niemal zakręciło mi się w głowie. – Tylko wiesz, potrzebny jest papier…
– Jaki papier? – zaniepokoiłam się.
– Ukończony kurs na opiekunkę osób starszych. Jeśli się zdecydujesz, to być może zrobisz go w swoim urzędzie pracy. Oni dostają dotacje na pomoc dla tych, którzy chcą się przekwalifikować.
W domu nie byli zachwyceni.
– Niemcy? Córuś, będziesz tak daleko od nas? – jęknęła moja mama.
– Daj jej spokój, powinna się wreszcie usamodzielnić – przerwał jej tata.
Miał rację. „Tylu ludzi zmienia zawód, to i ja mogę” – pomyślałam w końcu i postanowiłam zaryzykować.
Gdy wyjechałam, tęskniłam za Adamem
Poszłam więc na kurs z urzędu pracy. Dowiedziałam się na nim mnóstwa nowych rzeczy. Na koniec zdałam egzamin i dostałam zaświadczenie, że mogę pracować jako opiekunka. Dzięki temu kursowi wydarzyło się coś jeszcze – poznałam Adama. Prowadził zajęcia. Wyraźnie wpadłam mu w oko. Pewnego dnia podszedł do mnie podczas przerwy i zaczęliśmy rozmawiać. Najpierw na temat zajęć, a potem o mnie i moich planach.
Powiedziałam mu o ofercie, którą dostałam od koleżanki.
– O nie, co za porażka! Ledwie pojawiłaś się w moim życiu, a już zamierzasz z niego zniknąć? – chwycił się za głowę, a ja się roześmiałam.
Wtedy zaprosił mnie na kawę.
– Wiesz, nie mam czasu do stracenia – oznajmił z udawaną powagą.
Na spotkanie szykowałam się chyba godzinę. Przymierzałam rozmaite stroje, ale wszystko wydawało mi się nieodpowiednie. Pewnie dlatego, że dawno nie byłam na żadnej randce.
Adam był miły i zabawny. Nie miałam nic przeciwko temu, by umówić się z nim znowu. Spotykaliśmy się przez miesiąc, aż nadszedł dzień mojego wyjazdu do Niemiec.
– Naprawdę musisz jechać? – spytał ze smutną miną.
– Muszę. Mam zobowiązania – odparłam. – Ale przecież będę przyjeżdżała do Polski – obiecałam mu.
Mimo że znaliśmy się tak krótko, wyjeżdżałam z ciężkim sercem. Na miejscu, tak jak obiecała mi wcześniej Monika, czekała na mnie praca. Pani Betina była osiemdziesięcioletnią starowinką. Mieszkała z jedną ze swoich córek, ale ta całe dnie spędzała w pracy i nie mogła opiekować się matką.
W ich domu pełno było książek, pani Betina uwielbiała, kiedy jej czytałam. A tak poza tym nie była ani trochę kłopotliwa, dużo spała, czasami wychodziła na spacer wsparta na swoim balkoniku. Musiałam jej głównie odgrzać obiad, przygotować śniadanie i kolację. Właściwie była to raczej lekka praca i w innych okolicznościach byłabym szczęśliwa, ale teraz tęskniłam za Adamem.
Chociaż poznałam go tuż przed wyjazdem, to zakochałam się w nim po uszy. Ja jemu także nie byłam obojętna. Dzwonił do mnie codziennie, wysyłał dziesiątki esemesów. Tydzień po tygodniu wiedziałam o nim coraz więcej, i czułam, że to jest mężczyzna mojego życia. Gdy jechałam do kraju, spędzaliśmy ze sobą długie godziny.
– Zostań – prosił Adam za każdym razem, kiedy musiałam wracać.
– Mam tam pracę! Nie mogę tak po prostu z niej zrezygnować, kontrakt twa dwa lata – protestowałam.
Adam jednak nie dawał za wygraną. Po kilku miesiącach oznajmił:
– Rozmawiałem z wujem, który prowadzi firmę. Potrzebuje kogoś do działu handlowego. Może chciałabyś spróbować? Miałabyś pracę w branży.
Postanowiłam pomyśleć o sobie
Nie wierzyłam własnym uszom! Co za szczęście! W dodatku okazało się, że dostałabym tyle samo pieniędzy co w Niemczech, ale byłabym w kraju. Podczas kolejnej wizyty w Polsce pojechałam na rozmowę z wujem Adama. Wydał mi się niezwykle sympatyczny i rozsądny. Oprowadził mnie po swojej firmie – handlował akcesoriami ogrodniczymi.
– Część towaru sprowadzamy z Niemiec. Nadałabyś się idealnie! – był bardzo pozytywnie nastawiony.
Uznałam, że nie ma co się wahać. To była wielka szansa!
Starsza pani i jej rodzina nie byli zachwyceni tym, że zrywam kontrakt.
– Mama już się do ciebie przyzwyczaiła. Tak się nie robi! – jej córka miała do mnie pretensje.
Podobnie jak Monika.
– Poleciłam cię na tę posadę jako osobę odpowiedzialną! – oznajmiła.
Wiedziałam, że wszystkich zawiodłam i nie było mi z tym dobrze. Ale tłumaczyłam sobie, że przecież najważniejsze jest to, czego ja chcę.
Adam nawet nie chciał słyszeć o tym, że zamieszkamy osobno. Od razu poprosił, abym się do niego wprowadziła. Ależ się cieszyłam! Pierwsze tygodnie to była po prostu bajka. Wspólne śniadanka co rano, wspólne kolacje, wypady do kina. No i wspólne noce… W pracy także wszystko się układało. Miałam mnóstwo nowych zadań i wrażenie, że doskonale sprawdzam się na nowym stanowisku. W każdym razie wuj Adama nie mógł się mnie nachwalić. Jak to się stało, że nagle wszystko runęło? Nie mam pojęcia. Do tej pory nie jestem sobie w stanie tego wytłumaczyć. Ot, stało się i już…
Pewnego dnia Adam powiedział mi, że musi jechać do kumpla.
– Rodzi mu się dziecko, sama rozumiesz, facet jest w nerwach. Trzeba go podtrzymać na duchu – powiedział.
Nie miałam nic przeciwko temu. Wprawdzie nie uśmiechała mi się samotna noc, ale przecież nie mogłam mu zabronić. Pojechał więc. I nie wrócił rano, tak jak obiecał.
To była sobota. na początku byłam nawet zadowolona, że go nie ma. Pospałam sobie dłużej, a potem postanowiłam posprzątać i upiec ciasto. Potem jednak zaczęłam się martwić. Dzwoniłam ze cztery razy, ale nie odbierał, włączała się poczta. Denerwowałam się coraz bardziej, a kiedy mój niepokój sięgnął zenitu i właśnie miałam dzwonić do rodziców Adama, jego znajomych, a może i na policję – mój chłopak wrócił.
Nie wierzyłam w to, co usłyszałam
Wyglądał jak z krzyża zdjęty. Zmęczony, wymiętolony, zmarnowany.
– Gdzie byłeś? Co się stało? – zasypałam go gradem pytań.
– Musimy porozmawiać…
To, co się potem stało, wspominam jak najgorszy koszmar. Adam wyznał, że rodziła nie żona jego kumpla, ale jego była dziewczyna.
– To twoje dziecko? – zbladłam.
Pokręcił głową, że nie, więc na chwilę się uspokoiłam, ale nie na długo, bo za moment usłyszałam, że… Dziecko wprawdzie nie jest jego, ale on czuje się za nie odpowiedzialny. Poza tym kocha swoją byłą dziewczynę i zamierza do niej wrócić.
– Oni oboje mnie potrzebują, rozumiesz? – powiedział.
Nie, nie rozumiałam. Czułam się zdruzgotana. Pojęłam tylko tyle, że ta cała Ewa wychodzi za dwa dni ze szpitala i ma zamieszkać u Adama, więc dobrze byłoby, abym do tego czasu się wyprowadziła!
„Przynajmniej mam pracę” – pocieszałam się, wynosząc walizkę z domu Adama. Na razie zamierzałam wprowadzić się z powrotem do rodziców. Wiedziałam, że nieprędko znów się zakocham. Przepłakiwałam całe noce, ale rano karnie szłam do pracy i rzucałam się w wir swoich obowiązków. Trudno mi było ukryć zaczerwienione oczy.
Pewnego dnia szef zawołał mnie do siebie i podał mi jakiś papier.
– Co to? – spytałam zaskoczona.
– Zmiana warunków pracy – powiedział obojętnym tonem.
Drastycznie obciął mi pensję!
– Ale dlaczego? – nic z tego nie rozumiałam. – Czy źle pracuję?
– Nie, ale za te pieniądze mogę mieć dwoje pracowników. To była pensja jak dla rodziny – wyjaśnił mi bez owijania w bawełnę.
„No tak, przecież jego chrześniak ze mną zerwał. Nie zaliczam się już do rodziny…” – pomyślałam.
– Zrozumiem, jeśli nie podpiszesz, tylko odejdziesz z pracy – dodał.
Wtedy pojęłam, że dokładnie na tym mu zależy. Pokiwałam głową i postanowiłam nie robić problemu. Odeszłam sama, bo wiedziałam, że prędzej czy później i tak by mnie zwolnił.
Teraz znów jestem bezrobotna. Codziennie wysyłam po kilka CV w nadziei, że coś znajdę. W desperacji zadzwoniłam nawet do Moniki. Rozmawiała ze mną chłodno, ale zapewniła mnie, że rozumie moją sytuację.
– Jeśli tylko zwolni się gdzieś miejsce dla opiekunki, to dam ci znać – obiecała mi w końcu.
Od tego czasu minęło kilka tygodni, a ona nie oddzwoniła. Cóż, właściwie wcale jej się nie dziwię. I tak znowu jestem w punkcie wyjścia…
Czytaj także:
„Kochanek zostawił dla mnie żonę. Po 1,5 roku stwierdził, że jednak tęskni za Elą i w podskokach wrócił do niej”
„Jestem tylko jego kochanką, ale mamy 2 dzieci. On jednak ciągle wraca do swojej rozkapryszonej żoneczki”
„Związałam się z oszustem matrymonialnym i naciągaczem. Na dodatek kochał się w swojej byłej żonie, która go zdradziła”