„Córka wydaje całe kieszonkowe na tusze i podkłady. Gdzie popełniłam błąd, że wychowałam taką lalę i paniusię?”

matka nie radzi sobie z córką fot. Córka wydaje całe kieszonkowe na tusze i podkłady/Adobe Stock, New Africa
„Kiedy Hania wyszła do szkoły, długo siedziałam przy stole, wpatrując się w okno. Co zrobiłam nie tak? Przecież zawsze powtarzałam jej, że jest piękna, ale też mądra i wartościowa. Mimo to jakoś umknęło mi, że dla niej liczy się tylko pierwsza z tych rzeczy. Postanowiłam z nią porozmawiać. Tym razem inaczej”.
/ 22.03.2025 11:15
matka nie radzi sobie z córką fot. Córka wydaje całe kieszonkowe na tusze i podkłady/Adobe Stock, New Africa

Nie wiem, gdzie popełniłam błąd. Czy to przez to, że od dziecka jej powtarzałam, że jest piękna? Czy dlatego, że pozwalałam jej podbierać mi szminki, kiedy miała pięć lat? A może dlatego, że sama, nawet na szybkie zakupy, nie wychodziłam bez podkładu i tuszu do rzęs?

Teraz moja córka ma szesnaście lat i wydaje każde kieszonkowe na kosmetyki. Podkłady, pudry, tusze, cienie do powiek – jej toaletka wygląda jak półka w drogerii.

Co ja mówię – jak cała drogeria!

W jej świecie najważniejsze jest, żeby mieć idealne brwi, nieskazitelną cerę i idealnie wykonturowaną twarz. Liczą się filtry, trendy z TikToka i recenzje kosmetyczne. A ja? Ja zastanawiam się, jak to się stało, że wychowałam pustą lalę.

Mamo, daj mi stówkę. Muszę kupić nowy podkład – oznajmiła Hania, jakby mówiła o czymś równie oczywistym jak chleb na śniadanie.

Odłożyłam kubek z herbatą i spojrzałam na nią uważnie. Stała w progu kuchni, ubrana w legginsy i krótki top, z idealnie ułożonymi włosami i rzęsami długimi jak u lalki. O tej porze? W domu?

– Przecież kilka dni temu kupowałaś podkład – zauważyłam, czując, że znowu zaczyna się ta sama rozmowa.

– Tak, ale ten mi się kończy – oznajmiła, jakby to wszystko wyjaśniało.

– A ten, co kupiłaś miesiąc temu?

Hania przewróciła oczami, jakbym była kompletną ignorantką.

– Mamo, tamten był do innego rodzaju cery. No i teraz jest moda na naturalny glow, a tamten miał matowe wykończenie.

Patrzyłam na nią w milczeniu

Gdy miała dwanaście lat, tłumaczyłam jej, że makijaż to zabawa, coś, co można robić od święta. Ale teraz? Teraz moja szesnastoletnia córka nie wyjdzie z domu bez pełnego make-upu, jakby sam jej naturalny wygląd był czymś wstydliwym.

– Hania, ty masz szesnaście lat. Możesz chociaż raz pomyśleć o czymś innym niż kosmetyki?

– Myślisz, że to tylko o to chodzi? – oburzyła się. – Przecież ja się tym interesuję. To moja pasja!

– Pasja? – powtórzyłam z niedowierzaniem.

– Tak, pasja! – oparła ręce na biodrach. – Makijaż to sztuka. Myślisz, że dlaczego dziewczyny na Instagramie i TikToku zarabiają na tym miliony?

Znowu te dziewczyny z internetu. Znowu te influencerki, które były dla niej większym autorytetem niż ja.

– Haniu, ale czy ty w ogóle myślisz o czymś innym? O szkole? O przyszłości?

– Mamo, serio? Przecież się uczę. I wiesz co? Może zostanę wizażystką!

Parsknęłam śmiechem, zanim zdążyłam się powstrzymać.

– Wizażystką? Naprawdę chcesz spędzać życie, malując ludziom twarze?

W jej oczach pojawił się cień zranienia, ale natychmiast go ukryła.

Ty nic nie rozumiesz – rzuciła i odwróciła się na pięcie, wychodząc z kuchni.

Nie zatrzymałam jej. Tylko usiadłam z powrotem przy stole, czując się dziwnie pusta w środku.
Gdzie popełniłam błąd?

Siedziałam na kanapie i przeglądałam rachunki, kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Hania wróciła z miasta. Weszła do salonu z torbą z logo drogerii i od razu pobiegła do swojego pokoju, nawet na mnie nie spojrzała.

– Hania! – zawołałam.

Nie odpowiedziała, ale po chwili usłyszałam jej kroki na schodach. Pojawiła się w drzwiach, wyraźnie niezadowolona.

– Co?

– Możemy porozmawiać?

Westchnęła głośno i przewróciła oczami, ale weszła do salonu i usiadła w fotelu, krzyżując ramiona na piersi.

– Widzę, że byłaś na zakupach – zaczęłam ostrożnie.

– No i?

– Skąd miałaś na to pieniądze?

Zamilkła na chwilę, a potem wzruszyła ramionami.

– Odłożyłam trochę z kieszonkowego.

– Jakim cudem? Przecież dwa dni temu mówiłaś, że nie masz już nic.

Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie uparcie, jakby próbowała ocenić, czy odpuścić, czy iść w zaparte.

– Hania, skąd miałaś pieniądze?

Wzruszyła ramionami jeszcze raz.

– Może trochę pożyczyłam od Karoliny?

Zacisnęłam usta. Pożyczyła. Jasne

A ja miałam się nie domyślić, że to kłamstwo?

– Dałam ci w zeszłym tygodniu pieniądze na szkolne wyjście do kina – przypomniałam.

– No i poszłam – odpowiedziała szybko.

– Naprawdę? Bo ja dzwoniłam do mamy Karoliny i mówiła, że nigdzie nie byłyście.

Tym razem nie miała już żadnej wymówki. Twarz jej się momentalnie zmieniła – z bezczelnej na zdenerwowaną.

– No dobra, wydałam to na kosmetyki, ale to moja sprawa!

– Twoja sprawa?! Hania, ukradłaś mi pieniądze!

– Nie ukradłam! – zaprotestowała. – Przecież i tak mi dajesz kieszonkowe, więc co za różnica?!

Patrzyłam na nią w osłupieniu. Jak mogła tak myśleć? Jak mogła być tak obojętna?

– Dziecko, czy ty w ogóle rozumiesz, co zrobiłaś? – spytałam powoli, starając się nie podnosić głosu. – To nie było twoje.

– Przecież oddam… – mruknęła.

– Oddasz?! Hania, ty nawet nie widzisz w tym problemu!

Wzruszyła ramionami.

– No bo nie ma problemu. To tylko kasa.

Coś we mnie pękło.

– No właśnie – powiedziałam cicho. – Tylko kasa. Ale wydajesz ją, jakby to było jedyne, co się liczy.

Wstała gwałtownie.

– Wiesz co, mam tego dość! Może zamiast mnie pouczać, sama spojrzysz w lustro? Przecież ty też się malujesz codziennie!

Zatkało mnie.

– To co innego – zaczęłam, ale przerwała mi.

– Tak? A może nie? Może po prostu jesteś hipokrytką? – rzuciła i wybiegła do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.

Zostałam sama w salonie, z głową pełną myśli i pytaniem, które powracało jak echo: gdzie popełniłam błąd?

Nie spałam prawie całą noc

Hania zamknęła się w pokoju i ignorowała moje próby rozmowy. Czułam, jak między nami wyrasta mur, którego nie umiem przebić. Kiedy była mała, wystarczyło przytulić ją i obiecać, że wszystko będzie dobrze. Teraz? Teraz stała się kimś, kogo nie rozpoznawałam.

Rano usiadłam do komputera i weszłam na jej media społecznościowe. Na Instagramie – same zdjęcia makijaży, recenzje kosmetyków, selfie z idealnie wygładzoną twarzą. Pod każdym setki polubień i komentarzy.

„Boże, jaka śliczna!”

„Jaką masz cerę! Jak to robisz?”

„Kocham twój styl, jesteś jak modelka!”

Patrzyłam na te wiadomości i czułam rosnący niepokój. Czy to naprawdę było dla niej najważniejsze? Te wszystkie filtry, te pochwały? Czy właśnie tym żyła?

Wtedy zauważyłam post sprzed kilku dni. Hania napisała pod zdjęciem:

„Każda z nas ma kompleksy, ale makijaż daje mi pewność siebie. Bez niego czuję się… nijaka.”

Serce mi ścisnęło. Moja piękna córka, która kiedyś biegała beztrosko po podwórku, teraz czuła się „nijaka”, jeśli nie nałożyła na twarz warstwy kosmetyków.

Nagle usłyszałam kroki. Hania zeszła na dół, wpatrzona w telefon. Twarz – jak zawsze – perfekcyjnie pomalowana.

– Hania, możemy pogadać?

Westchnęła.

– Serio, znowu zaczynasz?

– To dla ciebie aż tak ważne?

– Co?

– To, jak wyglądasz.

Spojrzała na mnie, a potem odwróciła wzrok.

– Tak.

Poczułam, jak coś mnie ściska w środku. Kiedy przestała widzieć w sobie coś więcej niż tylko twarz?

Kiedy Hania wyszła do szkoły, długo siedziałam przy stole, wpatrując się w okno. Co zrobiłam nie tak? Przecież zawsze powtarzałam jej, że jest piękna, ale też mądra i wartościowa. Mimo to jakoś umknęło mi, że dla niej liczy się tylko pierwsza z tych rzeczy.

Postanowiłam z nią porozmawiać. Tym razem inaczej – bez wyrzutów, bez kazań. Po prostu zapytać.
Po południu wróciła do domu, jak zwykle z telefonem w ręku.

– Hania, masz chwilę? – zapytałam spokojnie.

– Mam, ale jeśli to znowu o tym…

– Nie. Chcę tylko coś zrozumieć.

Usiadła na kanapie, ale od razu zaczęła przewijać ekran.

Dlaczego to jest dla ciebie takie ważne? Makijaż, kosmetyki, wygląd?

Przez chwilę myślałam, że mnie zignoruje. Ale po chwili odłożyła telefon.

– Bo ludzie mnie wtedy lubią – powiedziała cicho.

Zaskoczyło mnie to.

– A jak nie masz makijażu?

– To jestem… przeciętna. Nikt nie zwraca na mnie uwagi.

– A czy to takie złe?

Prychnęła.

– Mamo, serio? Widzisz, jak wygląda świat? Liczy się to, co pokazujesz. Jeśli wyglądasz dobrze, masz lepsze życie.

Zrobiło mi się smutno.

– A co z tym, jaka jesteś? Twoje pasje, marzenia…

Spojrzała na mnie, jakbym mówiła w innym języku.

– A kogo to obchodzi?

Patrzyłam na nią i czułam, że przegrałam coś ważnego.

Nie dawało mi spokoju to, co powiedziała

„Ludzie mnie wtedy lubią.” Czy moja własna córka naprawdę myślała, że bez makijażu nie jest warta uwagi?

Wieczorem zapukałam do jej pokoju.

– Mogę wejść?

Leżała na łóżku, wpatrzona w ekran telefonu.

– Mhm.

Usiadłam obok.

– Pamiętasz, jak byłaś mała i uwielbiałaś malować?

– No i co z tego?

– Wtedy nie potrzebowałaś kosmetyków, żeby ludzie cię podziwiali. Wystarczało, że coś stworzyłaś.

Hania westchnęła.

– Mamo, czasy się zmieniły. Teraz ludzie nie zwracają uwagi na to, co potrafisz, tylko na to, jak wyglądasz.

– A jeśli się mylisz?

– Nie mylę się – ucięła, wracając do telefonu.

Zrobiło mi się żal.

– Nie chcę, żebyś myślała, że tylko to się liczy – powiedziałam cicho. – Jesteś kimś więcej niż swoim wyglądem.

Spojrzała na mnie z lekkim zmieszaniem.

– Wiesz co? Czasem… Czasem też się nad tym zastanawiam – przyznała. – Ale potem wrzucam zdjęcie i widzę, że ludzie lubią mnie taką.

– A ty? Lubisz siebie taką?

Nie odpowiedziała.

Może nie wszystko jeszcze stracone.

Kilka dni później zobaczyłam coś, co dało mi nadzieję. Hania dodała zdjęcie na Instagram. Nie było na nim perfekcyjnego makijażu, idealnie ułożonych włosów, sztucznych rzęs. Była po prostu ona – uśmiechnięta, z nieco potarganymi kosmykami, w domowej bluzie.

„Pierwszy raz wrzucam zdjęcie bez filtra. Może nie idealnie, ale wciąż ja” – napisała pod nim.

Siedziałam na kanapie i patrzyłam na ten post, jakby miał mi coś wyjaśnić. W komentarzach wciąż były zachwyty, ale inne niż zwykle. „Super, że masz odwagę!”, „Śliczna i naturalna!”, „Zawsze jesteś piękna, nie tylko w makijażu”.

Czy to była mała zmiana? Tak

Ale jednak zmiana.

Wieczorem, kiedy wróciła do domu, nie poruszałam tego tematu. Po prostu usiadłam obok niej, kiedy oglądała serial.

Może jutro pójdziemy na spacer? – zaproponowałam.

Spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem.

– A po co?

– Tak po prostu. Bez makijażu, bez telefonów. Tylko my dwie.

Przez chwilę się zastanawiała.

– No dobra – uśmiechnęła się lekko.

Może nie zmieni się od razu. Może nadal będzie wydawać kieszonkowe na kosmetyki. Ale przynajmniej zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę tego potrzebuje.

A to już coś.

Może jeszcze nie przegrałam tej walki.

Może jeszcze nie wychowałam pustej lali.

Beata, 45 lat

Czytaj także:
„Było mi żal teściowej, więc zaprosiłam ją na babski wyjazd do SPA. Byłam w szoku, co tam wyprawiała”
„Oddałam portfel i konto w ręce córki. Ufałam jej, dopóki nie przyszło wezwanie z urzędu skarbowego”
„Po powrocie z delegacji z Warszawy mąż pachniał słodkimi perfumami. Myślałam, że ma kochankę, ale prawda była gorsza”

Redakcja poleca

REKLAMA