Jan Klata w swoim spektaklu zrealizowanym dla Teatru Współczesnego ukazuje tę historię w zupełnie nowym świetle, niż jest ona znana z książki lub chociażby filmu Stanleya Kubricka. Mamy tu całą gamę wizualno-emocjonalnych niuansów, które układają się w dwugodzinny koncert emocji, groteski i kapitalnych dialogów, oddających dobrze specyfikę Burgessowskiego slangu
Podstawową zaletą spektaklu jest to, iż Klata nie próbował bezmyślnie naśladować powieści, tylko nadał tej historii własny sznyt, przez co stała się ona dynamiczna, energetyczna, ale i w późniejszych momentach hipnotyzująca, żeby nie powiedzieć, schizofreniczna. Za ruch w spektaklu odpowiedzialny jest aktor i choreograf Maćko Prusak i to dzięki niemu możemy oglądać tak znakomicie zrealizowane sceny, jak dyskotekowa walka bandy Alexa z grupą Billy'ego Boy'a. Alex i jego kumple po wygranej walce są jak gwiazdy rocka, triumfują z satysfakcją wrestlerów, którzy nigdy nie przegrali żadnej walki. Są głęboko zdemoralizowani – każde przestępstwo jest dla nich przedstawieniem, farsą, które bawi ich i daje energię do życia.
Główny bohater, Alex (Eryk Lubos), żyje poza wszelkimi granicami moralności, udaje dobrego syna w swojej upośledzonej emocjonalnie rodzinie i nie myśli o przyszłości. Kurator nadzorujący Alexa chce uratować go przed nim samym, jednak jest już za późno. Po tym, jak chłopak zostaje zdradzony przez swoich druhów i trafia do więzienia za zabójstwo kobiety, dowiaduje się o nowej terapii mającej na celu całkowitą resocjalizację przestępców poprzez wzbudzenie w nich organicznego wstrętu do przemocy. Alex robi wszystko, aby dostać się na terapię (zachęcony perspektywą skrócenia wyroku) nie wiedząc, że wraz z pociągiem do przemocy zostanie w nim zabita wewnętrzna równowaga, którą, mimo, że daleka była od kanonów moralności, posiadał od zawsze. Wydaje się idealnym kandydatem do terapii bazującej na tak zwanej technice Ludovica – jest młody, zuchwały, zły, niebezpieczny. Lekarka prowadząca terapię jest niczym bezwzględna maszyna do zabijania uczuć (bardzo charyzmatyczna Ewelina Paszke-Lowitzsch), nie ma dla Alexa żadnej litości. Poddaje go okrutnym torturom, które złe mają przemienić w dobre. Scenę wypełnia ogłuszająca, agresywna, wręcz brutalna muzyka i psychodeliczne projekcje filmowe.
Uwielbiam scenę, w której Alex podrywa dziewczęta w rytm piosenki Kylie Minogue, by później zaprosić je do swojej sypialni. Tu nawet seks jest jakby pozaludzki, obie dziewczyny kochając się z Alexem mają na twarzach zwierzęce maski. Konwulsyjna scena zbiorowego gwałtu na żonie pisarza ma natomiast Warholowskie kolory, jest groteskowo niepoprawna, jak prześmiewczy teledysk. Inną sceną, której nie da się zapomnieć jest więzienna msza – Alex, uduchowiony i nawrócony, gra na organach psalm, krzyż bije po oczach ostrym światłem, a kapelan (Zdzisław Kuźniar) stara się przemówić swoim podopiecznym-więźniom do rozsądku i resztek przyzwoitości. Mówi, że targa nimi "durna chuć, żeby żyć za free", jednak widzi, że są oni zupełnie niereformowalni.
Absolutnie smaczne są również wszystkie sceny rozgrywające się w barze mlecznym Korova. Oprócz świetnej scenografii i dialogów, znakomity jest ich klimat. Staruszki siedzące przy przeciwległych krańcach stołu są zabawne, świeże, zachowują się, jakby były najlepszymi koleżankami Alexa i jego bandy (znakomite Łucja Burzyńska i Irena Rybicka).
W całym spektaklu świetnie budowany jest poziom napięcia, nie ma przestojów, tylko momenty na złapanie tchu. Nie tylko dla aktorów ale i widzów - światem wykreowanym przez Jana Klatę można się zakrztusić. I chce się tam wrócić znów - ja z przyjemnością wybrałabym się jeszcze raz, zachwycona przede wszystkim grą Eryka Lubosa.
Zagranie Alexa wymaga nie lada odwagi, Lubos jest jednak aktorem bezkompromisowym, co pokazuje swoją każdą kolejną rolą nie tylko teatralną, ale i filmową - rocznik 1974, laureat zeszłorocznej nagrody im. Zbyszka Cybulskiego dla najlepszego aktora młodego pokolenia za rolę w "Mojej Krwi" Marcina Wrony (mój osobisty faworyt po obejrzeniu jego znakomitej roli w "Boisku Bezdomnych" Kasi Adamik), pokazuje w "Nakręcanej Pomarańczy" cały wachlarz emocji, jest prześmiewczy, ironiczny, arogancki, brutalny żeby za chwilę stać się przejmująco bezbronnym.
Jan Klata przedstawił kultową powieść Anthony'ego Burgessa w sposób popartowy, nieszablonowy, może bez porażającej finezji, ale zachowując logikę i umiejętność zaintrygowania widza. Alex po terapii na myśl o przemocy odczuwa fizyczny ból – ulega przymusowi dobra przez przymus zła. Zostaje uznany przez opinię publiczną za ofiarę współczesnego świata, jednak widz może pozbyć się złudzeń – ostatecznie Alex ponownie staje się bluźnierczym sobą. Tylko jakby trochę doroślejszym.
reż. Jan Klata
Teatr Współczesny
spektakl we współpracy z Wrocławskim Teatrem Pantomimy
Wrocław
Marta Kaprzyk