Zespół grający balladę z fortepianem, który ma dźwięk casio za 300 złotych? Kultowy zespół pokolenia mojej mamy, który ma brzmienie nowoczesnej, owszem, ale weselnej kapeli? Zawsze tworzyli w lekko tandetnej konwencji, ale dopóki było to przykurzone starością – grało. W wersji nowoczesnej zgrzyta. Ostały im się w miarę niegłupie teksty, ale po co one komu, gdy muzyki się nie da słuchać?
Album wracającej po latach Haliny Frąckowiak jest bardziej intrygujący. Przynajmniej przez 30 sekund instrumentalnego wstępu. Potem loopy elektroniczne przechodzą w metalowe gitary, a wciąż dobrze brzmiący głos królowej PRL-owskiego popu tłumią pozbawione umiaru aranżacje. Adam Sztaba, gwiazdor bandu telewizyjnego „Idola”, który album wyprodukował, pokazuje się tu jako człowiek bez właściwości, inżynieryjny spec od wszystkich stylistyk, ale niemający własnej. Czy gdyby pani Halina pisała powieść na komputerze, zatrudniłaby informatyka? Z nowych rzeczy dowiedziałem się tu o artystce tyle, że – jak głosi na okładce – „od 1998 roku jest abonentem Plus GSM”. Papierowy księżyc z nieba spadł. A mógł wisieć jeszcze długie lata na firmamencie jako miłe wspomnienie.
Tylko Andrzej Dąbrowski podobnych błędów uniknął, decydując się na skromną jazzową konwencję i na nagranie po latach zestawu żelaznych polskich standardów (od „Jej portret” po „Już czas na sen”) – piosenek, w których żyje dawna szkoła komponowania i które dały się zagrać w swingowych (aranżował Wojciech Karolak) wersjach. Tu doświadczenie się przydało – żeby stwierdzić, że to, co nowe i doraźne, najszybciej się starzeje. A to, co zachowawcze, pozwala zachować... twarz.
Bartek Chaciński/ Przekrój
Skaldowie „Harmonia Świata”, Polskie Radio |
Halina Frąckowiak „Przystanek bez drogowskazu... garaże gwiazd”, MTJ |
Andrzej Dąbrowski „Szeptem”, Sonic Records |