Recenzja płyty Voo Voo „Samo”, EMI,

Voo Voo
Cóż za paradoks. Voo Voo – zespół, który nie odpuści żadnej muzycznej awantury z innymi artystami – najlepiej smakuje „Samo”
/ 24.11.2008 12:33
Voo Voo

Twórcza energia ich roznosi. Od wiosny 2005 roku, czyli od wydania ostatniego albumu z premierowym materiałem, muzycy Voo Voo nagrywali wspólne albumy z Martyną Jakubowicz („Tylko Dylan”), Orkiestrą Aukso („21”) i Trebuniami-Tutkami („Tischner”), wydawali płyty koncertowe i realizowali pomysły solowe (Waglewski z Maleńczukiem i synami, Karim w Karimski Club, Pospieszalski w EMPE3). Niby wszędzie ich było pełno, a jednak dotkliwie ich brakowało.

Wreszcie spotkali się w studiu tylko we czterech. Mieli więcej czasu dla siebie, więc znalazło się miejsce na proste rockandrollowe bujanie, bluesowe zamyślenie i takowe solówki Waglewskiego oraz jazzowe figle, zawsze jednak trzymane w ryzach przez rockowy szkielet kompozycji, mocny i prosty. Mocny prostotą. Styl Voo Voo przez lata zmienił się niewiele, ale kontekst owszem. Songwriterskie, folkowe zacięcie Waglewskiego, dyskretne etniczne wtręty tu i ówdzie, zaufanie do żywych, naturalnie brzmiących instrumentów – to wszystko jeszcze przed dekadą czyniło z Voo Voo zespół fascynujący, ale jednak będący reliktem poprzedniej epoki, a dzisiaj plasuje ich w samym centrum światowych trendów. Nie sądzę, by Waglewski coś sobie z tego robił, ale zawsze to fajnie zauważyć, że są w Polsce artyści, którzy nie gonią świata, ale raczej są gonieni. I wcale nie tak łatwo ich dopaść – doświadczenie muzyków i ich wszechstronność (jednak do czegoś przydają się te niezliczone projekty na boku) czyni z Voo Voo ekipę mocną nie tylko w naszej skromnej, polskiej skali. No, ale dość już tych pochwał, bo trudno się nie zgodzić z Waglewskim, że „cukier dość mało krzepi, a przy tym paskudnie się lepi”.

No właśnie – teksty. Waglewski ma rzadki talent mówienia prostym językiem o skomplikowanych sprawach. Co ciekawe, nad trującym spleenem przeważa zdrowy stoicyzm („Dziś nie będzie pytań o byt”), a nawet rzadki w jego ustach optymizm („Nieważne, że się gmatwa/Ma się udać i uda się”). Ale od czarnych myśli uciec się nie da. „Łan Łerd Łan Drim” przypomina o ciemnych stronach olimpiady w Chinach, akurat teraz, kiedy prawie udało nam się o tym zapomnieć, a zamykający płytę „Nie manipuluj” to gorzka pigułka o tym, jak nieładnie jest kłamać.

Voo Voo „Samo”, Wydawca płyty: EMI

Redakcja poleca

REKLAMA