Recenzja płyty "Alchemia"

Recenzja płyty "Alchemia"
Jeszcze więcej chemii.
/ 30.01.2008 10:09
Recenzja płyty "Alchemia"
Po wszczepieniu organów Pink Freud kruszy skały. Oto kolejny przykład, jak z roku na rok rośnie poziom nowej polskiej sceny jazzowej.

W krakowskiej Alchemii występuje szczególny rodzaj chemii między sceną a publicznością i między samymi artystami. Doceniło to już wielu, na czele z Kenem Vandermarkiem, który swoje występy w tym klubie wydał w 12-płytowym (sic!) zestawie. Rodzimej grupie Pink Freud wystarczyła jedna płyta, ale nie o skromność tu idzie, bo ten koncertowy album to najbardziej spektakularne wydawnictwo, jakie zespół nagrał.

W porównaniu ze studyjną płytą "Punk Freud" mamy jedną zmianę personalną, skutkującą olbrzymią zmianą brzmienia.
To Marcin Masecki, pianista grający również na organach Hammonda. Wprowadza zespół, który dość zgrabnie godził zawsze rockową i jazzową publiczność, do samego jądra muzyki lat 70. Znów nie do końca jazzowej, bo przecież potężne sola na Hammondzie to także domena ówczesnych płyt z muzyką rockową. A Pink Freud wciąż podąża tropem fuzji tych dwóch gatunków, tyle że jeszcze nigdy nie robił tego tak otwarcie. W pewnym momencie brzmi wręcz jak Weather Report! Wszystko się wyjaśnia, gdy rzucimy okiem na listę utworów – muzycy grają tu przecież "Boogie Woogie Waltz", kompozycję zmarłego niedawno Joe Zawinula, lidera tamtej formacji.

Łatwiej atakować świat, wplatając w jazz elektroniczne brzmienia, elementy hip-hopu – a to wszystko muzycy z Pink Freud robili do tej pory – niż pokazać, że potrafi się ożywić zmurszałą estetykę sprzed lat. Ale siła fusion w wersji Pink Freud, ich potężne brzmienie, dociążone jeszcze organami Maseckiego, jest w stanie skruszyć skały niechęci.

Muzycy skupieni wokół Pink Freud czy Sing Sing Penelope to bardzo obiecujące środowisko. W stosunku do yassowców są w sytuacji młodszych braci. Wychowali się na podobnych płytach, ale dłużej kształcili warsztat, a ich umiejętności wciąż rosną. "Alchemia" to album lepszy od zeszłorocznego "Punk Freud" i znów wczesny kandydat do tytułu polskiej jazzowej płyty roku. A świeżość każdej kolejnej odsłony PF sprawia, że choć znam ich płyty, a na scenie widziałem wielokrotnie, znów dałem się zaskoczyć.


Pink Freud, "Alchemia", Universal.

Redakcja poleca

REKLAMA