Pojechała, zaśpiewała i wróciła do domu... na tarczy. Magdalenie Tul nie udało się podbić Europy. Dlaczego?
W tym roku Eurowizja mile zaskoczyła. Poza typowo jarmarcznymi propozycjami znalazło się kilka naprawdę świetnych utworów. Bez wymyślnych choreografii, bez zbędnego show i dożynkowych melodii. Bo jak się okazało, tak też można!
W finale ponownie usłyszymy więc spokojną balladę sympatycznego Fina ukrywającego się pod pseudonimem Paradise Oskar, optymistyczną, stylistycznie utrzymaną w duchu lat 60-tych piosenkę reprezentantki Serbii, klimatyczny utwór szwajcarskiej piosenkarki Anny Rossinelli, lekko pompatyczną propozycję z Litwy, ostry kawałek gruzińskiej grupy Eldrine, trochę biesiadną piosenkę Sigurjon's Friends, czy ckliwą balladę azerbejdżańskiego duetu Ell i Nikki. Żeby nie rzucać słów na wiatr, oto trzy z półfinałowych piosenek, które przeszły dalej i których naprawdę warto posłuchać.
NINA - ČAROBAN - SERBIA
Paradise Oskar - Da Da Dam - Finlandia
Anna Rossinelli - In love for a while - Szwajcaria
Jak już powszechnie wiadomo, w gronie finalistów zabrakło typowanej na faworytkę Magdaleny Tul. Utwór "Jestem" podobno prowadził w przedeurowizyjnych rankingach. Podobno już dawno nie mieliśmy tak świetnej propozycji. Co się więc stało?
Magdalena Tul - Jestem
Wszystko wskazuje na to, że gusta Europejczyków uległy zmianie, że Konkurs Piosenki Eurowizji powoli odzyskuje dawny poziom. Magda na pewno więc nie padła ofiarą politycznego spisku, a kiczowatego, przeładowanego bitami utworu i tremy, przez którą na tle reszty wypadła dosyć słabo. Śpiewała tak, jakby za chwilę miała zejść z tego świata, co w połączeniu z fatalną aranżacją i kiepskim nagłośnieniem, dało taki a nie inny efekt. Czy możemy mieć żal do Europy? Nie. Co najwyżej do siebie samych. Bo wysyłając na Eurowizję takich a nie innych wykonawców z takimi a nie innymi utworami, sami strzelamy sobie w stopę.