My Chemical Romance "Danger Days" - We-Dwoje. pl recenzuje

"The Black Parade" był dobrym albumem. "Danger Days: The True Lives Of The Fabulous Killjoys" jest o niebo lepszym. To My Chemical Romance w całkiem nowym wydaniu.
/ 09.12.2010 07:30

"The Black Parade" był dobrym albumem. "Danger Days: The True Lives Of The Fabulous Killjoys" jest o niebo lepszym. To My Chemical Romance w całkiem nowym wydaniu.

Chłopaków zaszufladkowano jako wykonawców emo. Zupełnie niesłusznie. Wydaje mi się, że oni ciągle szukają swojej drogi. Ich najnowszy album jest wielkim zaskoczeniem. Piosenki nie są ani mroczne, ani tym bardziej nacechowane typowym dla emo dramatyzmem. To pop punkowe aranżacje, w których niemal namacalnie daje się wyczuć także rock'n'rollową nutę. Album jest bardzo dynamiczny. Tworzy go dwanaście lekkich, żywiołowych utworów, przy których nie sposób usiedzieć. Dużo tu soczystych, gitarowych partii, porywających i chwytliwych melodii.

My Chemical Romance NA NA NA (Na Na Na Na Na Na Na Na Na)

My Chemical Romance NA NA NA (Na Na Na Na Na Na Na Na Na

Krążek otwiera dobrze wszystkim znany utwór NA NA NA (Na Na Na Na Na Na Na Na Na). Prawdziwie mocne uderzenie. Wysoko ustawiona poprzeczka, która pozostała na swoim miejscu przez całe 50 minut. "Danger Days: The True Lives Of The Fabulous Killjoys" naszpikowany jest samymi hitami. Absolutnie genialnym utworem jest Planetary (Go!). Ubrany w syntetyczne brzmienie lat 80-tych i genialny wokal Gerarda powala z nóg, podobnie zresztą jak punkowy Party Poison (tak jakby nagrany w stylu The Hives) czy niezwykle energetyczny Save Yourself, I'll Hold Them Back. Wraz z pierwszymi dźwiękami przeboju  NA NA NA (Na Na Na Na Na Na Na Na Na) narzucone zostaje bardzo szybkie tempo. Odpocząć można dopiero przy nieco wolniejszych utworach typu S/C/A/R/E/C/R/O/W, Summertime czy The Kids From Yesterday, pomiędzy którymi umieszczono znakomity utwór Destroyah ze świetnym, perkusyjnym wstępem. Album kończy się garażowo rockowym akcentem w postaci Vampire Money.

Uważam, że "Danger Days: The True Lives Of The Fabulous Killjoys" jest najlepszym krążkiem w dotychczasowej karierze My Chemical Romance. Spójny, zachwycający, zapewniający świetną rozrywkę, a co najważniejsze pozwalający spojrzeć na ten zespół zupełnie innym okiem. Chłopaki naprawdę nie mają nic wspólnego z emo. Jeśli do tej pory ich unikaliście, pora przełamać opór, odpiąć tę "emową" etykietkę i dać się wciągnąć w ich muzyczny świat. Naprawdę warto.

Redakcja poleca

REKLAMA