Brzmi mniej więcej tak, jakby twórcy regularnie podróżowali na trasie Paryż–Buenos Aires, zatrzymując się czasem na Jamajce. Trochę europejskiej muzyki klubowej, Argentyna plus jamajski dub, który daje ich utworom przestrzeń, duchowość. Nawet gdy house’owa perkusja łupie, nie ma w nich nic tak nieznośnego jak w tym samym rytmie obecnym u In-Grid. No i właśnie, mnóstwo wykonawców, od wymienionej Włoszki po Polaków z Button Hackers, usiłowało ukruszyć coś dla siebie z sukcesu Gotan Project. I nikomu się nie udało. Autorzy „El Capitalismo Foráneo”, okrutnie zdartego hitu, który grał już chyba w reklamach wszystkich możliwych produktów, zachowali właściwą i subtelną recepturę tylko dla siebie. Podążają wąską ścieżką, a każde zboczenie z niej grozi zatonięciem w kiczu, który tyle ma wspólnego z tangiem, ile „Taniec z gwiazdami” z tańcem i gwiazdami.
Wydany właśnie drugi album „Lunático” potwierdza talent tria do robienia dobrej muzyki dla wszystkich. Pomaga w tym wiek muzyków (średnia w zespole to ponad 40 lat) i ich doświadczenie z różnymi gatunkami – rzecz skądinąd bardzo charakterystyczna dla klubowych twórców z Francji. Dzięki niemu potrafią świetnie łączyć przeróżne stylistyki – chociażby dub i elektro w stylu Kraftwerk – a także sprowadzać je do wspólnego mianownika i przesycać melancholią tanga – jak w „La Vigüela”.
Surowość brzmienia, do której Gotan Project w studiu zawsze dążyli, jest tak odczuwalna, że wydaje się to przeniesieniem finezyjnego tanga (z jego melancholią i melodyką) do jakiejś bardzo pierwotnej, plemiennej kultury (partie rytmiczne). Pod względem sugestywności „Lunático” bije nawet swą poprzedniczkę. Muzykom Gotan Project zdarza się powtórzyć już raz w przeszłości użyty motyw, ale rozgrzesza ich to, że ich elektroniczne tango to wciąż jeden z nielicznych nowych pomysłów na muzykę rozrywkową, jakie pojawiły się w XXI wieku. Powtarzają się tu także znani z debiutu goście: bandoneonista Nini Flores i wokalistka Cristina Vilallonga. Więcej jest za to melorecytacji, pojawia się rap, a całość zarejestrowano tym razem w studiu ION w Buenos Aires, gdzie nagrywał niegdyś sam Astor Piazzolla.
Płyta jest ilustracją słynnej sentencji Heraklita o tym, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Zrobili niby to samo, ale wyszło nieco inaczej. Mamy tu stylistykę, która zmienia się, płynie. A z drugiej – sprytne mieszanie znanych elementów. Tak jakby w muzyce członkowie grupy stosowali obecną w ich nazwie – a ponoć bardzo popularną w Argentynie – językową zabawę vesre. Polega ona na odwracaniu kolejności sylab w wyrazie – na kawę zamiast café mówi się feca, a na konia llobaca zamiast caballo. Stąd gotan to tango...
Bartek Chaciński/ Przekrój
Gotan Project „Lunático”, Ya Basta!