Miliony sprzedanych krążków, kilkadziesiąt złotych i platynowych płyt, rzesze oddanych fanów. Z dawnego blasku The Kelly Family pozostały już tylko pojedyncze wspomnienia. Postanowiłem sprawdzić, co słychać u jednej z najsłynniejszych rodzin świata, która w latach 90-tych stanowiła o guście muzycznym milionów Europejczyków. Co ciekawe, zespół wcale nie zniknął z muzycznej mapy świata.
Okładka płyty "Over the Hump"
Fenomen Kelly'ch
Któż z nas z czystym sumieniem powiedzieć może, że nie nucił nigdy „An Angel” i nie oglądał koncertu w Sopocie? Tego dnia miliony Polaków chciały być tylko w tym jednym miejscu. Bo rodzina Kelly'ch była fenomenem. Skromni, utalentowani i przede wszystkim tak niezwykle rodzinni. Jak było naprawdę, okazało się pod koniec poprzedniego stulecia, kiedy to syndrom tzw. „wody sodowej” spowodował podział zarówno zespołu, jak i zarobionych w barwnej przeszłości milionów. Przez kolejne lata zespół próbował odbudować dawną pozycję, nie pomogła zmiana wizerunku i dojrzalszy repertuar. Skończyła się era rodzinnego folk-popu, a fani sami założyli rodziny, odkładając płyty niedawnych idoli na zakurzone półki. Zespół jednak nie składa broni, regularnie próbując wrócić na szczyt. Obiektywnie jest to już jednak niemożliwe. Firma zwana „The Kelly Family” straciła bowiem najmocniejsze ogniwa, Paddy'ego i Angelo Kelly'ch. Bez obaw powiedzieć można, że gdyby nie dwaj bracia, popularności zespołu praktycznie by nie było.
Angelo Kelly
Uroczy blondyn z nienaturalnie długimi włosami. Kiedy grupa świętowała pierwsze miejsca list przebojów, miał zaledwie 15 lat. Wiek nie przeszkodził mu jednak w byciu, obok słynnego brata, główną postacią w całym zespole. Łzy wylane przez zakochane w młodym muzyku fanki podczas jednego tylko koncertu, można było liczyć w litrach. Wystarczyło, że młodzieniec wyszedł na scenę, by kilkadziesiąt tysięcy nastolatek zanosiło się płaczem. Do dziś nie ustalono z jakich powodów...
Od 2006 roku artysta wydaje płyty i regularnie koncertuje, także w Polsce. Trzeba przyznać, że kariera solowa wyraźnie rozwinęła Angelo jako kompozytora i wykonawcę. Niektóre z jego pop-rockowych kompozycji to naprawdę udane utwory, raczej dalekie od „rodzinnych” dokonań muzyka. Zdecydowanie polecam, nie tylko fanom Kelly Family.
Paddy Kelly
Brat John Paul Mary, dawniej znany jako Paddy Kelly - starszy z braci, o nieco ciemniejszych, ale wcale nie krótszych włosach. Świat zamierał gdy wyśpiewywał „An Angel”. Kilka lat temu świat zamarł na dobre, gdy ulubieniec dziewcząt zamknął się w... zakonie. To niebywałe, ale dla setek oddanych fanek jest to równoznaczne ze śmiercią artysty! Na portalu YouTube regularnie pojawiają się „pożegnalne” filmy, umieszczane przez niestabilne emocjonalnie nastolatki. Tymczasem sam John Paul oddaje się do reszty obcowaniu z Bogiem, regularnie jednak występując publicznie z religijnym już repertuarem. Media co kilka miesięcy informują o powrocie muzyka do „normalności”. Po ukończeniu studiów filozoficznych i teologicznych i 6-letnim pobycie w zakonie, występuje z murów klasztornych, by powrócić do muzyki.
Pozostali członkowie rodziny
Pozostali członkowie rodziny, których imion nie sposób zapamiętać, ciągle słyną z „The Kelly Family”. Zamienili tylko stadiony na kościoły i kaplice, doraźnie występując także w legendarnym cyrku „Roncalli”. Tym samym powrócili do korzeni, w tymże cyrku zaczynali karierę i wszystko wskazuje na to, że tam też ją zakończą. Poza dorabianiem pod ogromnym namiotem, jak przystało na Kellych, zajmują się także rozmnażaniem, licząc pewnie na odbudowanie potęgi. Ilu potencjalnych następców przyszło już na świat i ile godzin dziennie ćwiczą wokale, nie wiadomo...
Kiedyś byli wielcy, dzisiaj są symbolem „obciachu” i prostoty, na stałe jednak wpisali się w historię lat 90-tych, także w tą polską.
Dawni fani stali się szydercami. Jedną z najpopularniejszych gier niemieckich studentów jest „Pijesz czy jesteś fanem Kelly'ch?”, a przecież ci sami studenci, 15 lat temu, w grubych, dziecięcych rajstopach, tańczyli i śpiewali, nieprzerwanie wpatrując się w ekran telewizora. Dlaczego tak jest, o tym pewnie innym razem.
A teraz, drodzy czytelnicy, odszukajcie płytę, bądź zajrzyjcie na YouTube. Eh... To były czasy!