Biorąc pod uwagę polską sympatię do Kanady (i bliźniaków), Tegan i Sara już dawno powinny być naszymi ulubienicami. Nie ma jednak nic, co łączyłoby je muzycznie z Celine Dion, Garou, Dianą Krall, a nawet Nelly Furtado – całym tym towarzystwem, które kojarzy się u nas z Kanadą. Ale przy tym są przecież bardzo typowe dla młodej sceny Montrealu czy Toronto – tej, która pokazała światu grupę Broken Social Scene i wokalistkę Leslie Feist. Są bowiem otwarte, chętnie zerkają w stronę muzyki dla mas, ale potrafią do niej nawiązywać w nieszablonowy sposób.
Wsparcie znanych postaci sceny muzycznej mają od dawna. Nagrywają dla Vapor Records, firmy Neila Younga, grupa The White Stripes wykonywała piosenkę sióstr, a Christopher Walla z Death Cab For Cutie wyprodukował im najnowszą płytę. A właściwie nie "im", tylko oddzielnie Sarze i Tegan. Bo w przeciwieństwie do innych znanych bliźniaków dziewczyny nie robią razem wszystkiego, nie zabiły w sobie indywidualności i demokratycznie dzielą się pisaniem piosenek. Te przebojowe, ale oparte na prostszych akordach gitarowych, to zwykle dzieła Tegan, Sara pisze te bardziej udziwnione. Każda śpiewa główne partie w swoich utworach, choć obie w podobnej, histeryczno-dziecięcej manierze.
Refreny z "The Con" wpadają do ucha. Forma jest chwilami tak prosta, jak w punkowych nagraniach, ale partie wokalne ciekawie dublowane partiami syntezatora. To rodzaj stylistyki budowanej na melodyjnej muzyce z lat 80. (nasi bliźniacy też żyją z głową w przeszłości), z otwarciem na folk (ale nasi też nad intelektualizm przedkładają ludowość) i przeróżne brzmieniowe naleciałości, które kanadyjskiej scenie już dawno przyniosły miano "barokowego popu". Ze swoją wizją muzyczną, z piosenkami opartymi na misternych gitarowych arpeggiach Tegan and Sara rządzą, ale bez tanich chwytów pod ludożerkę. I biją na głowę naszych bliźniaków. Gdyby się ktoś nie zorientował, mam tu na myśli braci Golców.
Bartek Chaciński/ Przekrój
Tegan and Sara, "The Con", Sire, 36'46'', 61 zł