Zakup prezentów - chwyty marketingowe

W okresie gorączki przedświątecznych zakupów, rozglądając się za odpowiednimi prezentami dla najbliższych, zawędrowałem do pewnego centrum handlowego. Przemierzając kolejne piętra przebijałem się przez rozmaite oferty zakupu odzieży, bielizny, drobnych upominków, walizek, biżuterii...
/ 03.12.2008 20:23

W okresie gorączki przedświątecznych zakupów, rozglądając się za odpowiednimi prezentami dla najbliższych, zawędrowałem do pewnego centrum handlowego. Przemierzając kolejne piętra przebijałem się przez rozmaite oferty zakupu odzieży, bielizny, drobnych upominków, walizek, biżuterii...

Wszystko – pomimo świątecznych rabatów – niesamowicie drogie, przynajmniej patrząc pod względem zasobności mojego portfela. Wiadomo już było, że nie dla mnie oferta tych sklepów – choć zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że jeśli wystarczająco uparcie szukać na mieście, te same towary znalazłoby się co najmniej o połowę tańsze, pozbawione jedynie metki z oznaczeniem firmowym.

Prezent w prezencie

Kierując się już do wyjścia kątem oka zauważyłem „coś”. Praktyka korektorska sprawiła, że patrząc na jakiś tekst od razu wiem, że jest coś nie tak, dopiero po chwili zaś wyłapuję dokładnie, cóż to takiego. Tak było i w tym przypadku. W wiszącej przede mną plakietce reklamowej było zdecydowanie coś dziwnego. Przyglądając się uważnie, przeczytałem: „Przy zakupie produktu firmy XXX – prezent GRATIS!” Zaraz, zaraz... Czy ja dobrze widzę? Ktoś daje mi gratis prezent? Znaczy – za darmo? Nie muszę za niego płacić? Chwila!!! Przecież z samej definicji prezentu wynika, że się za niego nie płaci. Po cóż więc się chwalić tym, że dodają go gratis? Czy ktoś kiedyś widział ogłoszenie: „Dostaniesz od nas prezent, jeśli za niego zapłacisz!”? Prezent, za który się zapłaci, przestaje być prezentem, rzeczą otrzymaną, a staje się rzeczą nabytą. Jak więc można się chwalić, że dodaje się prezent gratis?

Być może ja nie rozumiem dzisiejszych chwytów marketingowych, być może absurd jest teraz jego siłą napędową, a może jest to po prostu wymysł jakiegoś wybitnego marketingowca rzeczonej galerii, któremu zdaje się, że nieważny jest sens przekazu reklamowego, a jedynie połączone słowa: „prezent” i „gratis” – które jak wiadomo – na wyobraźnię klienta oddziałują w znacznym stopniu? Cóż... być może panowie marketingowcy sprowadzają konsumentów do roli analfabetów, którzy nie potrafią ogarnąć myślą i zrozumieć całości przekazu, zamiast tego reagując niczym psy Pawłowa na poszczególne jedynie słowa. Pytanie tylko, czy uczą tego na uczelniach, czy też oni sami stawiają się na tak wysokim piedestale, z którego „naród kupujący” wydaje się być jedynie rojącym się kłębowiskiem zaganianych mrówek i tyleż samo dla nich znaczącym? Odpowiedzcie sobie sami i pamiętajcie o tym przy kolejnym zakupie oznaczonym napisem „Promocja” albo „Gratis”...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA