"Za zakrętem" - We-Dwoje.pl recenzuje

Mała książeczka, której emocje z powodzeniem mogłyby starczyć na niejedną trylogię. Potężne świadectwo bólu i walki o dalsze życie, życie nawet wtedy, kiedy nikną do niego powody. Szkoda tylko, że na samym końcu, cukierkowe zakończenie psuje troszkę wrażenie z całości. To takie małe "ale", jednak tam jest.
/ 29.12.2010 11:48

Mała książeczka, której emocje z powodzeniem mogłyby starczyć na niejedną trylogię. Potężne świadectwo bólu i walki o dalsze życie, życie nawet wtedy, kiedy nikną do niego powody. Szkoda tylko, że na samym końcu, cukierkowe zakończenie psuje troszkę wrażenie z całości. To takie małe "ale", jednak tam jest.

Nie ma gorszego nieszczęścia niż utrata własnego dziecka. Nie zrozumie tego nikt, kogo los nie doświadczył równie okrutnie. Nie ma gorszego bólu niż pustka, z którą zmierzyć się musi rodzic, którego przedwczesna śmierć pozbawiła tego co najważniejsze. Dziecka. Wyczekanego, czy też zesłanego przez los jako niespodzianka, dziecka kochanego, źródła dumy i miłości. Po prostu dziecka.

Bohaterki "Na zakręcie" muszą obie zmierzyć się z pokładami nieopisanego bólu, po tym jak ich dzieci giną razem w wypadku motocyklowym. Początkowo nie mogąc znieść swojej obecności, Anna i Irena z czasem zbliżają się do siebie, aby wkrótce odkryć, że tylko razem są w stanie iść dalej. Małymi kroczkami, w swoistej wzajemnej zależności, budują dalsze życie, wiedząc że czas nie zalecza tak dużych ran, jest jednak w stanie je mocno zabliźnić. Tylko co wtedy, jeśli nawet po czasie, na wierzch ponownie wypłyną wzajemne pretensje?
Ta mała książeczka to przede wszystkim świadectwo dramatu, relacja z życia po tym, jak stanie się w nim coś, przed czym życie nigdy nie powinno nas stawiać. To zapiski myśli, refleksji i opisów otaczającego świata, zmian jakie się w nim dokonują, kiedy nie można podnieść się z koszmaru. To oburzenie na świat, że po śmierci kogoś bliskiego ma czelność iść dalej. To obraz tragedii wpływającej na wielu, nie tylko na pojedyncze jednostki. To wreszcie nieśmiałe, jednak optymistyczne chwile i myśli, że - mimo wszystko - warto jest jednak spróbować żyć dalej.
Trudno jest się tą książką nie wzruszyć, trudno nie zaangażować, trudno chociaż trochę nie dzielić bólu jej bohaterek. Trudno nie kibicować im w walce o życie, to normalne, najzwyklejsze, jednak ich własne. Nie w żałobie, ale takie, które przyniosłoby im spokój i ukojenie. Trudno też nie płakać. Kto ma własne dzieci, pewnie zapragnie nagle mocno je przytulić i nie wypuszczać z objęć przez co najmniej 40 lat. Szkoda tylko, że tą misternie utkaną z emocji książeczkę psuje trochę cukierkowe zakończenie, które wydaje się próbą ukojenia czytelnika niemalże na siłę. Zupełnie niepotrzebne. Bez tego, książka Krajniewskiej pozostawałaby wspaniałym świadectwem emocji, bólu i walki o lepsze jutro. Tak jest mały zgrzyt. Trochę szkoda.

Redakcja poleca

REKLAMA