Sarah-Kate Lynch przyzwyczaiła nas do tego, że jej powieści są lekkie i przyjemne, nawet jeśli zawierają dozę goryczy. Nie inaczej jest z książką "Za oknem cukierni". To kolejna powieść tej autorki, która wybija się na tle innych książek skierowanych do kobiet. To kolejne jej dzieło, po które naprawdę warto sięgnąć!
Główną bohaterką tej książki jest Lily Turner, spełniona zawodowo 40-letnia kobieta oraz szczęśliwa mężatka, której do pełni szczęścia brakuje jedynie dziecka. Pewnego dnia Lily odkrywa, że jej mąż prowadzi podwójne życie, że wśród toskańskich wzgórz ukrywa drugą rodzinę, znacznie liczniejszą, bo wzbogaconą o dzieci, których Lily nie może mieć.
Kobieta zamiast bezczynnie czekać na powrót męża, sama się do niego udaje. Chcąc z bliska przyjrzeć się jego rodzinie porzuca konferencyjne sale na Manhatannie na rzecz stromych uliczek malowniczej Montevedovy. Przybywając na miejsce, niczego nieświadoma, wpada w ręce Tajnej Ligii Owdowiałych Cerowaczek pod przewodnictwem dwóch sióstr Violetty i Luciany, które za punkt honoru postanowiły sobie zająć się jej złamanym sercem, nawet nie przypuszczając, że znajdą w jej osobie bratnią duszę, która pomoże przywrócić świetność prowadzonej przez nie pasticcerri.
Sarah-Kate Lynch gorycz łez tym razem przemieszała ze słodyczą włoskich ciasteczek, okraszając wszystko jak zwykle wybornym humorem. "Za oknem cukierni" angażuje od pierwszej do ostatniej strony. To kolejna książka tej autorki, którą czyta się z uśmiechem na twarzy. W tym wypadku za sprawą owdowiałych cerowaczek w podeszłym wieku, nieustannie kłócących się między sobą staruszek o sercu jak na dłoni, którym werwy i zapału mogłaby pozazdrościć niejedna młoda osoba. Akcja toczy się wolno zgodnie z leniwym rytmem oblanej słońcem Toskanii. Dość plastyczne opisy krajobrazów pobudzają wyobraźnię. Wznoszący się zapach świeżo upieczonych amorucci i cantucci delikatnie pieści zmysły. Wplecione w fabułę obcojęzyczne wtrącenia pozwalają szybciej wczuć się w klimat gorących Włoch.
W "Na domiar złego" autorka dała nam dość jasno do zrozumienia, że każdy dramat może być początkiem czegoś nowego, że w każdej tragedii może tlić się zarzewie szczęścia. Takie samo przesłanie niesie za sobą "Za oknem cukierni". Powieść ta podobnie jak jej poprzedniczka kończy się dość naiwnym, bo zbyt idyllicznym obrazkiem, lecz nie sądzę, by komukolwiek to przeszkadzało. W końcu każdy lubi napawające optymizmem szczęśliwe zakończenia, zwłaszcza wtedy, gdy sięga po tego typu literaturę. Bo Sarah-Kate Lynch pisze właśnie bajki, oblane toną lukru przesympatyczne, ciepłe i wzruszające powieści, po których o dziwo nie dostaje się niestrawności, po przeczytaniu których ma się ochotę na więcej!