Kolejna powieść z serii „historia współczesnego kopciuszka” oraz „podglądanie zamkniętego światka nowojorskiej socjety”. Książka lekka, łatwa i w miarę przyjemna, choć całkowicie przewidywalna i budząca myśl: „gdzieś to już kiedyś było…”.
Główną bohaterką „Wilków w modnych ciuszkach” jest Julia, dwudziestokilkuletnia dziewczyna z Kalifornii, która podążając za swoim największym marzeniem – stania się projektantką biżuterii – przeprowadza się do Nowego Jorku. Julia otrzymuje pracę w ekskluzywnym salonie jubilerskim Pelham i choć na razie jej zadanie polega na sprzedawaniu biżuterii, pakowaniu jej w pudełeczka i owijaniu wstążką, ma nadzieję, że w jakiś sposób przybliży ją to do zdobycia wymarzonego zawodu. Jej kariera zaczyna nabierać tempa, gdy pewnego dnia dostarcza naszyjnik na ślub Lell – dziedziczki firmy Pelham i największej gwiazdy nowojorskiej socjety. Uroda i styl Julii wywierają ogromne wrażenie na kobiecie, która postanawia mianować ją konsultantką projektów specjalnych w programie Ważna Biżuteria Pelham. Od teraz, Julia bierze czynny udział w projektowaniu biżuterii, bywa na znaczących imprezach dobroczynnych oraz staje się jedną z przebojowych, modnie ubranych i wpływowych kobiet nowojorskiej socjety. Jak się jednak okazuje, nowe życie nie jest wcale tak wspaniałe, jak by się mogło wydawać. Wszystko się dodatkowo komplikuje, gdy Julia wpada w oko mężowi Lell…
„Wilki w modnych ciuszkach” to zabawna i lekka powieść, która obnaża powierzchowne i materialistyczne życie kobiet wywodzących się z nowojorskiej elity. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że jest przy okazji banalna i nie wnosi nic nowego. Bo czy nie kojarzy się to z „Nianią w Nowym Jorku” czy z „Diabeł ubiera się u Prady”? Co więcej, nie dość, że powtórka z rozrywki, to jeszcze w mniej ciekawym i słabszym pod względem stylistycznym wydaniu.
Fabuła jest nieskomplikowana, a postaci nierealistyczne i stereotypowe. Mamy tu piękną, inteligentną i chętną nieść pomoc potrzebującym główną bohaterkę, jej współlokatora a zarazem najlepszego przyjaciela geja, puste, zazdrosne i złośliwe „przyjaciółki” z nowojorskiej elity, będącego duszą towarzystwa playboya - oportunistę, w którym bohaterka się zakochuje, przystojnego i wrażliwego mężczyznę, wprost stworzonego dla Julii (która go oczywiście nie zauważa) oraz wdającego się w liczne romanse ojca szefowej, którego oczy zwrócone są teraz w stronę naszej bohaterki.
Banalne i żenujące są również wypowiedzi i przemyślenia bohaterów w stylu „pieniądze szczęścia nie dają”, jakby nie można było tego wyczytać między wierszami. Złości również to, że powieść jest bardzo naiwna i całkowicie przewidywalna. Od początku dokładnie wiadomo, co się wydarzy. O żadnych zwrotach akcji nie ma tu oczywiście mowy. Wydaje się, że autorki przede wszystkim skupiły się na tym, aby z książki wyraźnie wypływał morał, że nie warto dążyć do stania się jednym z pięknych, sławnych i bogatych członków socjety.
Powieść Carrie Karasyov i Jill Kargman czyta się łatwo i szybko, a książka idealnie nadaje się dla tych, którzy mają ochotę na lekką i niewymagającą myślenia lekturę. Nie wnosi nic nowego, nie zmusza do żadnych przemyśleń i zapomina się o niej zaraz po przeczytaniu i odłożeniu na półkę. I choć nie zachwyca, nadaje się na zimowy wieczór jako miła odskocznia od codzienności.