"W twoich rękach"

Książka Glenys Carl to prawdziwa opowieść matki o zmaganiach z chorobą i kalectwem ukochanego syna.
/ 14.05.2007 16:05
rekach1.jpgTo opowieść o tym, jak błyskawicznie i nieodwracalnie odmienia się los i jak trudne wyzwania stawia przed nami życie. Przede wszystkim jednak, jest to historia o wielkiej miłości, niesłabnącej nadziei i wierze w ludzi i w siłę niesionej przez nich bezinteresownej pomocy.





O książce
Glenys Carl, matka trzech dorastających synów, dowiaduje się, że najmłodszy z nich, dwudziestojednoletni Scott uległ poważnemu wypadkowi i w stanie śpiączki przebywa w szpitalu w Sydney. Glenys opuszcza zimną Europę, by na drugim końcu świata zmierzyć się z budzącą lęk rzeczywistością, która na zawsze odmieni jej życie.
Scott, na skutek doznanego urazu mózgu, pogrążony jest w sztucznym, głębokim śnie. Szanse na to, że się obudzi, są znikome. Choć rokowania są tak niepomyślne, matka podejmuje rozpaczliwą walkę o odzyskanie syna - o jego przebudzenie, a potem przywrócenie mu sprawności. Odzyskanie świadomości oznacza dla młodego człowieka rozpoczęcie długiej, wymagającej ogromnego nakładu sił i środków rehabilitacji. Scott nigdy nie traci chęci życia. Opieka najbliższej rodziny jednak nie wystarcza. Niespodziewanie, cenna pomoc przychodzi ze strony obcych ludzi, wolontariuszy, którzy w Australii, a potem w Anglii zjawiają się tłumnie, oferując swój czas, najlepsze chęci i umiejętności. Przez otwarty, pełen serdecznego ciepła, dom Scotta i jego dzielnej matki przewijają się niezliczeni ochotnicy. Każdy z nich coś po sobie zostawia i każdy dostaje w zamian odrobinę z tej niezwykłej, niewidocznej aury otaczającej Scotta i Glenys.

O autorce
rekach1.jpg
fot. Glenys Carl

Glenys Carl urodziła się i dorastała w Walii. Jej opiekunką i przewodniczką życiową była babcia, od której nauczyła się także wiele na temat naturalnych metod lecznictwa oraz tkania i robienia na drutach. Wszystkie te umiejętności przydały się jej potem w dorosłym życiu. Już jako dojrzała kobieta, Glenys rozpoczęła pracę jako pielęgniarka w hospicjum, którą kontynuuje do dziś. Swoje doświadczenie w tym zakresie zawdzięcza, jak pisze na swojej stronie internetowej (www.glenyscarl.com), pracy z synem Scottem.
Obecnie Glenys Carl mieszka w Santa Fe w USA, gdzie od trzynastu lat pracuje jako pielęgniarka w hospicjum dla chorych na nowotwory i AIDS, z krótką przerwą w latach 1997-1998, gdy opiekowała się afgańskimi sierotami w kraju opanowanym przez Talibów.

Do napisania historii na temat syna Scotta zachęcił ją pisarz i scenarzysta Nick Evans (autor "Zaklinacza koni"). Swój niecodzienny dziennik matki opublikowała po raz pierwszy w 2005 roku, kilkanaście lat po wydarzeniach, które zostały opisane w książce "W twoich rękach".

Anna Dymna, założycielka i prezes Fundacji "Mimo wszystko", napisała w posłowiu do książki Carl: "Wiem tylko jedno: trzeba walczyć o każdy oddech, o każdą sekundę życia każdego człowieka. Bo życie jest największą wartością i szansą. Wiem, że cierpienie zawsze będzie istniało, że czasami śmierć jest nieuchronna, ale gdy uda nam się wywołać uśmiech na twarzy umierającego i cierpiącego człowieka, to świat staje się jaśniejszy".

Ostateczna cena "W twoich rękach", która znajdzie się na okładce to 29.90 PLN, z czego 2 PLN przeznaczone zostaną na fundację Ewy Błaszczyk AKogo? i fundację Anny Dymnej Mimo Wszystko (po złotówce na fundację każdej z wymienionych pań), tak zadecydowało wydawnictwo Niebieska Studnia.



Fragment książki Glenys Carl, "W twoich rękach"
Gdyby ta historia była hollywoodzkim scenariuszem, Scott zbudziłby się z ziewnięciem i leniwym uśmieszkiem na wargach, ni stąd, ni zowąd wyciągnął do mnie rękę i poprosił o wielkie lody czekoladowe. Takie filmy są jednak fikcją i nie mają nic wspólnego z tym, jak wygląda przebudzenie po trzech miesiącach głębokiej śpiączki spowodowanej urazem głowy. Z atrofią mięśni i utratą masy ciała. Z przykurczem ścięgien i wiązadeł, powodującym zgięcie kolan i ramion. W pozycji poziomej krew w ciele jest rozdzielana równo. Rozleniwione serce prawie zapomina, jak pompować, więc nawet najmniejszy ruch może je sforsować i prowadzić do szybkiego wyczerpania. Pozbawiony stymulacji mózg traci sprawność do tego stopnia, że nawet najprostsze myśli wymagają wielkiego wysiłku. Czasem część pamięci zostaje zatarta, jakby taśmę wideo zbliżono do magnesu. Przebudzenie z głębokiej śpiączki to tygodnie, a czasem miesiące żmudnej terapii, której wynik jest niepewny. Oprócz cierpień związanych z następstwami śpiączki Scott ma uszkodzenie mózgu i tkanki nerwowej spowodowane upadkiem z wysokości.

Pierwszym znakiem przebudzenia Scotta jest prawie niezauważalny ruch powieki. Siedzę na łóżku, lekko trzymając syna za rękę, gdy dostrzegam to drgnienie. Natychmiast pochylam się i z napięciem wpatruję się w jego twarz, a trwa to chyba całą wieczność.
I znowu drgnienie, a właściwie już nawet wątłe mrugnięcie. Scott mruga raz, potem drugi i jedna z jego powiek odrobinę się unosi. Tworzy jedynie szparkę, przez którą widzę jednak jego oko. Czy patrzy na mnie? Serce bije mi mocniej, oddech staje się płytki, dłonie wilgotnieją od potu. Przez wiele miesięcy Scott leżał z mocno zaciśniętymi powiekami, tak długo, że w końcu zwątpiłam, czy pamiętam kolor jego oczu. Aż nagle przyszła chwila, że świat, w którym został uwięziony, zaczął się otwierać, jakby istniała szansa, że z poczwarki wylęgnie się jeszcze motyl.
Mocno trzymam go za rękę.

- Scotty - szepczę - słyszysz mnie? Jeśli tak, uściśnij moją rękę.
Czekam na odpowiedź, starając się zapanować nad własną gęsią skórką i przyśpieszonym oddechem z lęku, że przegapię jakiś znak. Po kilku minutach powoli powtarzam polecenie i znów czekam zawieszona w próżni. I wtedy to czuję. Nacisk na moją dłoń, tak nieznaczny, jakby sfrunęło mi na rękę piórko. Wrażenie jest jednak niewątpliwe, a ruch celowy. Serce mi rośnie.
- Jak się pani dziś czuje, Glenys? - rozlega się cichy głos za moimi plecami.
Nie słyszałam wejścia doktora Crochesa, ale nie śmiem się odwrócić. Scott i ja porozumiewamy się. Nawet więcej, przesyłam mu swoją energię, dostarczam paliwa jego duchowi, daję mu siłę, wzbudzam pragnienie zerwania więzów snu. Gdybym się teraz odwróciła, mogłabym go zawrócić na tej drodze.
- Scotty się budzi - słyszę swój głos. - Otworzył jedno oko. Mówiłam do niego, a on zareagował, uścisnął moją rękę.
Doktor Croches podchodzi do Scotta, pochyla się nad łóżkiem i przesuwa mu rękę przed twarzą, aby sprawdzić, czy jest reakcja oczu. Nie dostrzega niczego, więc unosi Scottowi powiekę. Oko wydaje się nieruchome, nie kieruje spojrzenia na określony punkt, ale piwna tęczówka kurczy się pod wpływem światła. Doktor Croches cofa się i staje ze skrzyżowanymi ramionami, głęboko zamyślony.
- Widocznie cuda się zdarzają - mówi cicho, bardziej do siebie niż do mnie.

Czuję na ramieniu dotyk jego ciepłej ręki, milczące potwierdzenie tego, że mam całkowitą rację, że moja wiara się potwierdza, że pokonaliśmy pewien próg wbrew niewiarygodnie małej szansie.
Moje myśli są jednak gdzie indziej, próbują porządkować nieznane. Mój syn zaczął się budzić, ale co dalej? Radość z małego zwycięstwa nie zmniejszy ciężaru pozostałych problemów. Czy Scott upodobni się do warzywa? Czy jeszcze kiedykolwiek będzie chodził lub chociaż mówił? Jak długo potrwa, zanim szpital nas wyeksmituje? Wiza Scotta wygasła już dawno, wiem więc, że to tylko kwestia czasu. Gdzie się podziejemy? Żyj chwilą, nakazuje mi głos wewnętrzny. Rób, co możesz zrobić dzisiaj, i ufaj, że poradzisz sobie z jutrem.
(…)

Materiały: wydawnictwo Niebieska Studnia.

Redakcja poleca

REKLAMA