Recenzja książki "List, który nigdy nie dotarł do Rosji"

Recenzja książki "List, który nigdy nie dotarł do Rosji"
Nabokov mniejszy, choć wielki.
/ 20.12.2007 15:55
Recenzja książki "List, który nigdy nie dotarł do Rosji"
Opowiadania Nabokova bywają nie tylko dopełnieniem powieściowych arcydzieł.

W 1919 roku Nabokov ma 20 lat. Właśnie opuścił wraz z rodziną Rosję ogarniętą rewolucyjno-wojenną zawieruchą. Na razie zamieszkał w Anglii; tam, w Cambridge, rozpoczyna studia. Od lat fascynuje się motylami, ale wybiera ichtiologię. Wkrótce przeniesie się na romanistykę i rusycystykę. Pierwsze wiersze publikuje jednak po angielsku. Jest trójjęzyczny. Co zabawne, angielski i francuski poznał wcześniej i lepiej niż rosyjski.
Debiutanckie opowiadanie "Leśne licho" opublikuje w 1921 roku w berlińskim piśmie emigracyjnym "Rul". Ostatnie, "Lance", powstanie w 1951. Większość ze wszystkich swoich 52 małych próz, zwłaszcza tych wcześniejszych, z lat 20. i 30, napisze po rosyjsku.

Należy do tych autorów, których dorobek jest wyjątkowo skrupulatnie skatalogowany i skomentowany. Główna w tym zasługa jego syna Dymitra, prawdziwego maniaka twórczości wielkiego ojca. Jako że w Polsce odpowiednikiem Dymitra jest Leszek Engelking, świetny tłumacz i krytyk, nie zdziw się, czytelniku, jeśli zarówno na początku, jak i na końcu "Listu, który nigdy nie dotarł do Rosji" napotkasz drogę przez zasieki wyjaśnień, objaśnień, odniesień i przypisów. Kiedy jednak już przez nią przebrniesz (albo i nie, twój wybór), czeka cię niezła porcja niezłej prozy: 29 wczesnych opowiadań, czyli ponad połowa całego nowelistycznego dorobku autora "Lolity".

Wszyscy zgodnie przyznają, że tylko niektóre opowiadania osiągnęły klasę powieści Nabokova.
To prawda. Ale dodajmy, że tylko niektóre powieści osiągnęły klasę arcydzieł, więc nie ma co znów tak wydziwiać. W końcu Nabokov to Nabokov, a nie jakiś Szczypaczkin. Na formę i jakość swoich produktów pisarskich był szczególnie wyczulony; knotów nie puszczał. Nawet wspomniane "Leśne licho", przypominające trochę konspekt do "Predatora", to jednak coś.
I temat, i styl, i tonacja tych niewielkich próz bywa bardzo różna. Czasem wręcz nie sposób uwierzyć, że wyszły spod tej samej ręki. Opis burzy upostaciowanej w proroku Eliaszu sąsiaduje z groteskową historią niedoszłego pojedynku między mężem a kochankiem. Genialne opowiadanie o człowieku wracającym po śladach podróży poślubnej, podczas której bezsensownie zginęła jego żona, jakże jest niepodobne do tego o smoku zamienionym w słup ogłoszeń.
Wyraźnie widać, jak pisarz ćwiczy tu rękę i wyobraźnię. Obok trącących dziś myszką zdarzają się strony zapierające dech w piersiach. Nabokov potrafi jak William Turner, wielki romantyczny malarz angielski, malować słowem niezwykłe pejzaże. Czasem ma się wrażenie, że ta proza zdolna jest unieść wszystko jak tornado wespół z domami i drzewami. Poczytajcie "Cios skrzydła" albo "Bachmanna". Albo "Zgrozę", albo "Wielkanocny deszcz". Albo "Powrót Czorba". A zresztą... tylko zacznijcie. Potem już samo poleci.


Vladimir Nabokov, "List, który nigdy nie dotarł do Rosji (i inne opowiadania)", przeł. Michał Kłobukowski i Leszek Engelking, MUZA, Warszawa 2007, s. 456, 39,90 zł

Redakcja poleca

REKLAMA