Ta niepozorna, malutka książeczka może z powodzeniem aspirować do miana najciekawszego i najlepszego kryminału roku. Wartka, szybka akcja i doskonała fabuła wprost porywają czytelnika. Po raz kolejny widać, że liczy się jakość, a nie ilość.
Przypadkowy turysta znajduje dryfującą łódkę, a w niej zmasakrowane ludzie zwłoki. Wezwany na miejsce Sam Becket rozpoczyna śledztwo. Na świadka zgłasza się, żyjąca na ulicy Mildred, twierdząc, że widziała podejrzanego, całkiem srebrnego mężczyznę. Becket nie lekceważy słów kobiety podczas szukania kolejnych wskazówek.
Tymczasem do jego żony Grace, przyjeżdża niespodziewanie siostra Claudia. Grace czuje, że coś za jej nagłą wizytą stoją jakieś kłopoty. I ma rację. Claudia jest ofiarą szantażu, na dodatek szantażystą jest nikt inny jak tylko przybrany brat kobiet. Grace chce zwrócić się po pomoc do męża. Tylko czy ten da radę prowadzić śledztwo i jednocześnie pomagać rodzinie?
Malutka, ledwie przekraczająca 200 małych stron tekstu książeczka, jest dla wielbicieli porządnych kryminałów niemalże transcendentalnym przeżyciem. Hilary Norman szybko i wartko prezentuje swoją historię, umiejętnie żonglując spojrzeniami kolejnych bohaterów na to, co się dzieje. Wiąże ze sobą, pozornie całkowicie niezwiązane wątki, stopniowo dodając do fabuły elementy, których nie spodziewałby się nawet najbardziej rasowy weteran kryminałów. Nie dodaje do swojego tekstu zupełnie niepotrzebnych, często sztucznie rozwlekających książkę opisów, oddając pierwsze skrzypce swojej historii jej bohaterom. Bohaterom ciekawym, żywym, sensownym, wcale jednak nie jednoznacznym, często skrywającym całkowicie nieprzewidywalne tajemnice.
To doskonała, bez końca przykuwająca uwagę książka, taka z rodzaju tych, których nie da się odłożyć, zanim nie dojdziemy do ostatniej strony. Doskonała w każdym wymiarze i każdym swoim aspekcie. To wielka, literacka przygoda, która zainteresuje być może nawet tych, którzy na co dzień o kryminałach nie wyrażają się zbyt pochlebnie. Jest co czytać.