Wędrując wraz z bohaterami przez kolejne epoki lub też zmieniające się systemy polityczne, poznaję nie tylko historię danej społeczności, ale i w jakimś stopniu wkradam się w cudze życie. Podglądam, stając się tym samym niemym świadkiem przeszłości.
„Przebudzenie” Ireny Matuszkiewicz to swoisty wehikuł czasu, którym wędrujemy przez cały dwudziesty wiek. Główna bohaterka, stuletnia Jadwiga, żyje dziś jakby „do tyłu” – ciałem będąc wciąż tutaj, jednak myślami daleko… w odległej Tucholi (niem. Tuchel), gdzie spędziła większą część życia. Cofamy się do momentu narodzin małej Jadzi, a następnie stopniowo, wraz z główną bohaterką, wracamy do jej wspomnień. Problem w tym, że „Przebudzenie” to nie pamiętnik. Chociaż bohaterka „ucieka w siebie”, to anonimowy narrator przedstawia nam jej dzieje – autorka zdecydowała się bowiem odejść od pierwszoosobowej formy, wprowadzając osobę z zewnątrz, opowiadającą nam o losach Jadwigi. Przede wszystkim brakuje jednak w tej powieści płynności w przechodzeniu ze zdarzenia do zdarzenia.
Czasy okupacji, kolejne wojny, reżim komunistyczny, powolna emancypacja kobiet, a na pierwszym planie najpierw mała Jadzia, potem dorosła Jadwiga. „Raz Niemka, raz Polaczka, ta dwoistość prześladowała ją jeszcze w dorosłym życiu” - burzliwe lata, okres wielkich przeobrażeń oraz ciągłe poszukiwanie własnej tożsamości ukształtowały jej charakter, ale i w jakimś stopniu zobojętniły na innych ludzi. Poznajemy Jadwigę, jej rodzinę, przyjaciół… ale czy tak naprawdę mamy okazję zrozumieć samą bohaterkę? Także pozostali bohaterowie opisani zostali powierzchownie, przez co jedynie lekko muskamy postacie, nie zagłębiając się w przedstawiony w książce świat. Może po opisie na okładce spodziewałam się bardziej wciągającej lektury? Nie jest to barwnym językiem napisana rodzinna saga. Ot, zwykła historia, jakich słyszałam już wiele.
Jest tu i świat wojny, i świat potańcówek i bali. Brakuje jednak emocji. Przeczytałam książkę do końca, jednak bez jakiegokolwiek zaangażowania w treść. Momentami się uśmiechnęłam, innym znów razem z lekkim zniecierpliwieniem przewracałam kartki. Przeszkadzało mi „urywanie” niektórych wydarzeń, czasami po dłuższym wprowadzeniu oczekiwałam na jakiś zwrot akcji, który nigdy nie nastąpił. Nie jest to zła książka, ale brakuje jej pewnego dopracowania. Może też to ja zbyt często sięgałam w ostatnim czasie po malownicze powieści pisarzy iberoamerykańskich, bym mogła docenić urok tak zwyczajnej opowieści?
„Przebudzenie” warto przeczytać, choćby ze względu na poruszany tu problem dwoistości natury Jadwigi: kim bowiem była? Wychowana w zgermanizowanej rodzinie, z odrzuceniem spotkała się już jako dziecko, nie potrafiąc porozumieć się ze swoimi rówieśnikami-Polakami, ale i nie znajdując zrozumienia wśród Niemców. Pobyt na stancji dla młodych dziewcząt, gdzie miała posiąść wiedzę przydatną prawdziwej damie, okazał się ważniejszy ze względu na zdobyte tu przyjaźnie. Niestety, już wkrótce Jadwiga miała się przekonać, że nadchodzące lata, poza dramatem kolejnej wojny i okupacji, miały przynieść też zmiany obyczajowe. Zaczęła się walka o przetrwanie, gdzie wcześniejszy przyjaciel mógł okazać się największym wrogiem. Człowiek powoli sobie uświadamiał, że najlepiej liczyć jedynie na siebie.
„Przebudzenie” ukazuje polską współczesność. Losy grupy Polaków w wielu przełomowych dla naszego narodu momentach. Czegoś jednak w książce brakło. Mimo ze powieść tematycznie jest ciekawa, z dobrego pomysłu wyszedł taki „eine kleine zajączek”. Całość, jak dla mnie, zbyt pobieżna i zbyt chaotyczna. Dość przyjemne czytadło, nic więcej!
„Przebudzenie”
Irena Matuszkiewicz
ISBN: 978-83-7469-801-6
Data wydania: 22.07.2008
Format: 142mm x 202mm
Liczba stron: 360
Seria: Biała
Oprawa: miękka
Cena detaliczna: 32,00 zł
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Anna Curyło