"Pożeracz snów" - We-Dwoje.pl recenzuje

Od tego opasłego tomiszcza doprawdy trudno oderwać wzrok. „Pożeracz snów” Bettiny Belitz to książka doskonała praktycznie pod każdym względem. Koniecznie musicie po nią sięgnąć!
/ 21.07.2011 07:46

Od tego opasłego tomiszcza doprawdy trudno oderwać wzrok. „Pożeracz snów” Bettiny Belitz to książka doskonała praktycznie pod każdym względem. Koniecznie musicie po nią sięgnąć!

Rzecz dzieje się w niewielkiej wiosce gdzieś w lasach Westerwaldu. Głównymi bohaterami tego paranormal romance są niespełna 18-letnia Elisabeth Sturm oraz pewna, dość wiekowa zmora, o całkiem przyziemnym imieniu, Colin. Elisabeth nie potrafi zaakceptować przeprowadzki z tętniącej życiem Kolonii do zapadłej dziury, którą w jej mniemaniu jest Kaulenfeld. Chce przetrwać ostatni rok nauki. Bez problemów. Bez zbędnych znajomości. Zdać maturę i raz na zawsze pożegnać się z tą zabitą dechami mieściną. I plan Ellie przebiega po myśli, dopóki na jej drodze nie staje Colin, tajemniczy, niesamowicie przystojny i niezmiernie intrygujący Colin. Od tej chwili Ellie nawiedzają niesamowite sny, groźne i jednocześnie fascynujące. Sny, które prowadzą ją na granicę dwóch światów…

Jeśli miałabym tę książkę do czegoś porównywać, to może do „Zmierzchu”. Zastrzegam jednak, że mam na myśli wyłącznie ogólny zarys tego love story. Ona – outsiderka, śmiertelniczka. On – tajemniczy, trzymający się na uboczu chłopak, posiadający nadnaturalne zdolności i podobnie jak Edward Cullen walczący ze swoim pierwotnym instynktem, hołdujący swego rodzaju wegetarianizmowi. Połączyło ich uczucie, które nie powinno się było rozwinąć, lecz skoro już zaistniało, to trzeba z nim sobie jakoś poradzić. To by jednak było na tyle, jeśli chodzi o podobieństwa do „Zmierzchu”. Styl Bettiny Belitz jest bezapelacyjnie lepszy od stylu Stephenie Meyer, a ponadto autorka nie eksploatuje wampirzej tematyki i daje nam coś całkiem nowego, niezwykłego, wręcz pasjonującego. Książka jest odpowiednio wyważona. Belitz stopniowo wprowadza czytelnika w całą historię, pozwalając mu delektować się pomniejszymi, lecz równie intrygującymi wątkami. Nie skróciłabym tej powieści nawet o jedno słowo, ponieważ wtedy nie mielibyśmy szansy tak dobrze poznać Ellie, być może nie potrafilibyśmy się wczuć w klimat tej książki, poczuć magii snów.

Belitz w swojej powieści porusza wiele problemów, które trapią niektórych z nas, niezależnie od wieku. Są to chęć dopasowania się do innych kosztem własnego ja, samotność, wyobcowanie, nawiązywanie w gruncie rzeczy fałszywych przyjaźni. Jej bohaterowie są nieszablonowi, wyraziści, tacy z krwi i kości. Nie sposób ich nie lubić, zwłaszcza Ellie, która w najmniej odpowiednim momencie potrafi doprowadzić czytelnika do śmiechu. Dużym atutem książki są dość plastyczne opisy, które działają na wyobraźnię, lecz jeszcze większym jest jej nieprzewidywalność. Nie wiadomo, co strzeli do głowy Ellie. Nie wiadomo, jak zareaguje na to Colin. Nie wiadomo, jak potoczy się akcja, jaki będzie finał tej historii. I w sumie szybko się tego nie dowiemy, ponieważ przed nami jeszcze dwa tomy. Pierwszy z nich – Scherbenmond – pojawił się na rynku niemieckim już w styczniu. Premiera drugiego przewidywana jest na styczeń 2012 roku. Gorąco na nie czekam. Bo co tu dużo mówić. Zatraciłam się w tej historii. I myślę, że wy też nie przejdziecie obok niej obojętnie. Zatem po książkę marsz! Na pewno tego nie pożałujecie!

Redakcja poleca

REKLAMA