Powieść Nancy Thayer „Powrót do domu” zbiera pozytywne recenzje. Magazyn Redbook w 2008 roku umieścił ją na liście Hot Summer Read. Lektura została przetłumaczona na czternaście języków (w tym tak nietuzinkowe jak hebrajski i serbsko-chorwacki). Wydaje się, że kolejna książka Thayer – jednej z najpopularniejszych amerykańskich pisarek – będzie następnym bestsellerem w jej dorobku. Nie powinno to nikogo dziwić. Jedyne, co zaskakuje to sam „Powrót do domu” – niestety tylko swoją szablonowością.
Prosta, by nie napisać banalna, historia o przyjaźni dwóch kobiet, to modelowy temat służący za kanwę wielu książek, jednak tym razem swoją przewidywalnością razi już na pierwszej stronie. Pewność, co do tego, jak potoczą się dalsze losy bohaterów czytelnik (a właściwie czytelniczka, bo to lektura mająca z założenia trafić do kobiecych rąk) nabywa już po kilku rozdziałach. W kolejnych nie pojawia się żaden znaczący zwrot akcji, który mógłby wzbudzić zainteresowanie i usunąć uporczywe wrażenie, że już doskonale znamy opisywaną historię.
Lexi Laney i Clare Hart to przyjaciółki z czasów dzieciństwa, które znają się niemal od urodzenia. Obie wychowały się na wyspie Nantucket (w rzeczywistości od dwudziestu pięciu lat mieszka na niej autorka powieści ze swoim mężem i dwójką dzieci), a ich drogi rozeszły się w momencie, gdy Lexi wyszła za mąż i wyprowadziła się z wyspy. Clare została na miejscu, otworzyła cukiernię i związała się ze swoją licealną miłością. Kobiety ponownie spotykają się po dziesięciu latach, kiedy rozwiedziona Lexi wraca do rodzinnej miejscowości i postanawia pogodzić się z ludźmi, których zostawiła.
Mogę przypuszczać, ze założeniem autorki było opowiedzenie przejmującej historii o sile przyjaźni, potędze przebaczania i wierze w cuda. Tymczasem „Powrót do domu” to przede wszystkim jednowymiarowa opowieść, irytująca łatwością w domyśleniu się fabuły i ignorująca możliwości intelektualne czytelników.