Porzucony miś

Znajomi nie mogą tego pojąć: chce być sama do końca życia? Chyba oszalała!
/ 16.03.2006 16:57
Zbrodnia to niesłychana – pani porzuciła pana. Wszyscy wokół są wstrząśnięci. Słychać słowa potępienia: „A to zołza!”. Chłopina porządny był do szpiku kości. Nie pił, nie bił, nie zdradzał. Ona za to bizneswoman, że ho, ho! Ciągle w pracy, ciągle zajęta. Czepiała się biednego męża. Ledwo przysiadł na kanapie, już go goniła do jakiejś pracy. On, człowiek spokojny z natury, miał nudną i kiepsko płatną robotę. Fakt, że nie potrafił odczytać wszystkiego z listy zakupów i zapominał o płaceniu rachunków.

Nie umiał naprawić cieknącego kranu, przybić gwoździa. Gdy poszedł do szkoły na wywiadówkę, krzyczała na niego, bo nie potrafił powtórzyć, co mówił nauczyciel. Kiedy syn złamał nogę, zwymyślała go, bo nie pojechał z nim do szpitala. No cóż, nikt nie jest doskonały. Czepiała się, ale poza tym ich małżeństwo było solidne. Pewnego dnia pokłócili się jak zwykle. Szli na przyjęcie urodzinowe do znajomej. Zapomniał o kwiatach i nie zapakował kupionego przez żonę prezentu. A ona wpadła z rozwianym włosem o 19.00, taszcząc zakupy. Zapytał, w co ma się ubrać, a wtedy zaczęła krzyczeć. Nigdzie nie poszli. Żona zamknęła się w pokoju. Rano wstała wcześniej. Obudziła go i przedstawiła długą listę drobnych pomyłek i zaniechań. Lista zaczynała się od prania białych koszul razem z kolorowymi skarpetkami, a kończyła na braku współżycia. Potem spokojnie, ale stanowczo kazała mu się wynieść z mieszkania (jej mieszkania) i oddać kluczyki od samochodu (jej samochodu). Zadzwonił do brata, bo przecież ktoś musiał mu pomóc. Ruszył w świat ze spakowaną walizeczką w towarzystwie brata. Biedny miś.

Rodzina snuła domysły: pewnie sobie kogoś znalazła; zdenerwowała się, ale to minie; może przed miesiączką czuła się spięta. Nic z tych rzeczy. Zła kobieta wyremontowała mieszkanie, kupiła nowy samochód i zaczęła chodzić z dziećmi na koncerty, do teatrów. Znajomi nie mogą tego pojąć: po tylu latach małżeństwa?! Chce być sama do końca życia? Oszalała! Tymczasem ona wydaje się całkiem zadowolona. Ta zołza dzwoni do mnie raz w tygodniu i z niezwykłym entuzjazmem opowiada o kolejnych planach na przyszłość: na weekend jedzie z dziećmi do Pragi, w karnawale zorganizuje bal maskowy dla znajomych, zapisała się na kurs francuskiego. Jest odmieniona, jakby młodsza. Nie tęskni za mężem. Dzieci też jakby wydoroślały. Potrafią przygotować sobie śniadanie i nauczyły się obsługiwać pralkę.

Nigdy nie zapytałam jej, dlaczego, bo wydawało mi się, że dobrze rozumiem. Była zmęczona dźwiganiem odpowiedzialności. Była zawiedziona, bo przez długie lata liczyła na pomoc, wsparcie. Wyszła za mąż za chłopaka pełnego energii, z szalonymi planami na przyszłość. Pewnego dnia obudziła się obok bezradnego misia. Musiała się poczuć oszukana, niesprawiedliwie potraktowana przez los. Jej grzechem jest to, że porzuciła mężczyznę. Przecież schemat społeczny jest zupełnie inny. To kobieta cierpi porzucona przez partnera. Tymczasem ona postanowiła, że będzie jej wygodniej i radośniej bez męża. Czasem łatwiej jest liczyć tylko na siebie. Wiadomo wtedy, jak kalkulować swoje siły. Wszystko jest jasne i nie czuje się zawodu, gdy ktoś nie spełnia naszych oczekiwań. Spotkałam niedawno misia u znajomych. Przyszedł w wygniecionej koszuli z jednym tulipanem w dłoni. Budził współczucie. „Ta baba zniszczyła mu życie”, syknęła jedna z koleżanek. „No pewnie”, pomyślałam. „Sam sobie tego nie zrobił”. On niczego nie zrobił.

Katarzyna Korpolewska, psycholog, właścicielka firmy doradztwa personalnego, wykładowca Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych