Jakież było moje zdumienie, gdy w niedługim czasie spłynęło kilka wiadomości od kobiet, zdawałoby się, wykształconych, dojrzałych i inteligentnych (tak przynajmniej wynikało z ich profili) z różnych regionów kraju. Maile te były jednoznaczne w swoim wydźwięku, a ich kwintesencję można byłoby streścić w krótkiej informacji: „Nie masz tu czego szukać, wiem, że i tak pewnie szukasz kochanki, zainteresuj się żoną i spadaj z tego serwisu, nie ma tu dla Ciebie miejsca”. Oczywiście wyrażone w różny, mniej lub bardziej kulturalny sposób. Z tymi, które napisały to w spokojnym tonie, próbowałem dyskutować. Odpisywałem pytaniem, dlaczego z góry, nie znając mnie, oceniają i próbują wmówić, że szukam czegoś, co tak naprawdę mnie nie interesuje. Odpowiedzi były z reguły podobne: odpisywały, ze znają życie, że wiedzą, jacy są faceci, że tylko jedno w głowie, a jak facet jest żonaty i szuka znajomości lub przyjaźni z kobietą, to najpewniej chce skończyć z nią w łóżku i one nie dadzą się na to nabrać. Odpowiedź stała i niezmienna: „Bo wszyscy faceci są tacy sami”. A one znają życie... one „wiedzą, jak to jest”... Cóż... w przypadku takiego postawienia sprawy nie pozostawało mi nic innego, jak życzyć im powodzenia w wędrówce przez życe z tym nastawieniem. Dziwne, że kobiety dojrzałe, wykształcone, uzurpują sobie prawo do oceny osób nieznajomych wyłącznie na podstawie dotychczasowych doświadczeń... Zostałem zaszufladkowany, oceniony, z perspektywy ich doświadczenia, ich wiedzy o życiu, bez szansy na przedstawienie swoich racji, swoich poglądów. Dlaczego?
Co ciekawe, w momencie, gdy w kolejnym etapie odwróciłem sytuację i wiadomości podobnej treści wysyłałem do kobiet będących w stałym związku, a szukających przyjaźni z mężczyznami, sprawa miała się zgoła inaczej. Oczywiście zachowałem się dokładnie tak samo, jak wspomniane wcześniej panie. Czyli pisałem, że powinny zająć się swoimi partnerami, nie mają czego szukać na serwisie i z całą pewnością szukają po prostu kochanków, lecz nie chcą się do tego oficjalnie przyznać. Chyba niewiele trzeba by odgadnąć, co się w tym przypadku działo? Wiadomości zwrotne były pełne jadu i złości, wyzwisk, żem cham, prostak, zboczeniec i gbur. Że nie znam życia, że to, że tamto... Oczywiście odpowiadałem w sposób stereotypowy, że wszystkie kobiety są takie same – co wywoływało kolejną falę nienawiści.
No właśnie... jak z tym jest? Dlaczego kobieta może używać takich stereotypów odnośnie mężczyzn, oceniać odgórnie, bez dania jakiejkolwiek racji, dlaczego opisane zachowanie odnośnie mężczyzn jest „doświadczeniem życiowym i wiedzą” natomiast zastosowanie identycznego wzorca względem niej jest już „chamstwem i prostactwem”? Czyżby kłaniała się mentalność Kalego? „Ja mam prawo osądzać innych, ale inni nie mają prawa osądzać mnie”? Tak to działa?
Nie potrafię zrozumieć różnicy pojęć. Może ktoś będzie w stanie mi wytłumaczyć, dlaczego nie może istnieć przyjaźń męsko-damska (czyli mężczyzna szukający przyjaciółki) natomiast bez problemu może istnieć przyjaźń damsko-męska (kobieta szuka przyjaciół wśród facetów). Czym się to różni? Przepraszam bardzo, ale niestety, nie jestem w stanie tego pojąć. Wmawiają mi co niektórzy, że przyjaźń między mężczyzną a kobietą nie może istnieć, że prędzej czy później skończy się w łóżku, aktem seksualnym. A już całkowicie przekreślana jest możliwość przyjaźni w przypadku, gdy mężczyzna jest żonaty... Ech... ciekawe, co na to moje najlepsze przyjaciółki? Ciekawe, jak by się czuły, gdyby wiedziały, że automatycznie ustawia się je wszystkie w roli przyszłych moich kochanek, bo zdaniem pań znających życie „jest to nieuniknione”, jako że „tylko jedno mi w głowie”.
I tak na marginesie wyszła jeszcze jedna ciekawa sprawa, związana z tym właśnie eksperymentem. Efekt, którego nie planowałem sprawdzać, natomiast wyłonił się niejako przy okazji. Otóż wyraźnie zauważalny jest syndrom „wielkomiejskości”. Nierzadko, gdy wysyłałem wiadomość do osób z wielkich aglomeracji miejskich, osób na stanowiskach, z dużym wykształceniem, które w opisie miały informację, iż szukają po prostu przyjaciół w celu wymiany poglądów i ciekawej rozmowy, otrzymywałem informację zwrotną (o ile otrzymywałem) o wydźwięku „Przykro mi, ale nic z tego”. Oczywiście chęć dowiedzenia się dlaczego była silna i – rzecz jasna – pytałem, co jest powodem odmowy. „Jesteś z Lublina” – w 90% przypadków przyszła odpowiedź tego typu. Patriotyzm lokalny czy animozje międzymiastowe? Niezależnie od tego, co jest powodem, dziwi takie podejście do sprawy i do ludzi. Klapki na oczach i wąski krąg postrzegania rzeczywistości. Przykre... cholernie przykre...
Owszem, w zalewie tych wszystkich negatywów, trafiły się nieliczne wyjątki, osoby, które podjęły korespondencję, znajomość, ale prawdę powiedziawszy – na miesiąc trwania eksperymentu znalazły się dokładnie trzy osoby. Naprawdę niewielki procent...
Można byłoby na koniec zapytać, po co ja to zrobiłem? Szukałem tematu na artykuł. Chciałem spróbować czegoś nowego. Cóż... jedno trzeba przyznać... Dowiedziałem się sporo rzeczy o sobie... od osób, które mnie nigdy w życiu na oczy nie widziały i nigdy mnie nie poznały. Ale „one wiedzą lepiej”... Pytanie tylko: SKĄD?
Rafał Wieliczko