Narty, kije, buty i wiązania spakowane, walizki upchnięte nogą w bagażniku, pies oddany do teściów. Autoresponder w służbowej skrzynce e-mailowej informuje, że na wszystkie maile odpowiecie po powrocie. Bo przecież wreszcie wyjeżdżacie na ferie! A co, jeśli nie?
Przed wami tydzień (a może nawet dwa tygodnie) białego szaleństwa. Jeżeli śniegu nie uświadczycie w polskich górach, być może wybierzecie się do Czech, na Słowację, bądź nieco dalej – do Austrii lub Włoch. Tam i trasy dłuższe i słońce mocniej grzeje, a i espresso po pierwszych zjazdach jakby lepiej smakowało (o prosecco nie wspominając, choć z tym na stoku zdecydowanie nie radzimy eksperymentować). Bez względu na to, gdzie rzuci was kapryśna aura (a może szczególnie wtedy!), pamiętajcie, że nie tylko wpinaniem i wypinaniem się z wiązań urlopowiczka żyje.
Rada nr 1 - korzystaj z lokalnych atrakcji
Czasem warto się “ukulturalnić”, korzystając z lokalnych atrakcji – również rozrywkowych. Popularne kurorty narciarskie coraz częściej dbają i o ten rodzaj potrzeb gości, zapewniając im kontakt z lokalną kulturą, specjałami kuchni regionalnej czy rozrywką lekką, łatwą i przyjemną. Ostatecznie możecie sobie zafundować wieczór w spa, mężowi zostawiając pod troskliwą opieką dzieci, dając szansę nadrobienia rodzinnych zaległości, o których tyle się nasłuchałyście w podczas podróży. Dlatego przed wyjazdem warto sprawdzić w internecie warte odwiedzenia miejsca. Dodatkową korzyścią z takiej zapobiegliwości będzie kontrola przeznaczonego na wyjazd budżetu Znacie natomiast to przykre uczucie, kiedy same sobie zadajecie już w domu pytanie, na co poszło tyle kasy, prawda?
Rada nr - weź Chińczyka do bagażnika
Która z nas nie pamięta wieczorów spędzanych z rodzicami i rodzeństwem nad planszą do warcabów, szachów, Chińczyka czy - nieco później - Monopoly. Dziś niemal w każdą z nich można grać na komputerze lub tablecie. Ale to nie to samo! Dlatego w przedwyjazdowej gorączce warto przypomnieć sobie o zajrzeniu na najwyższą półkę regału, gdzie czeka na was sentymentalna podróż w czasie. Korzystając z wolnego czasu i obecności najbliższych, koniecznie się w nią udajcie. Nim się spostrzeżecie, będzie już nie tylko po dobranocce.
Rada nr 3 - książka? Nie - książki!
Ostatecznie, jeżeli w pobliżu nie znajdziecie już nic do zwiedzenia, a rodzina nie chce już z wami rozmawiać, bo po raz kolejny wygrałaś w Monopoly, do wyboru pozostaje niezawodna w takich sytuacjach książka. Przy rozpalonym wieczorem kominku zaspokoi wszelkie potrzeby kulturalne. I nie szukajcie wymówek, że nie znalazłyście na nią miejsca w bagażach, w których jakimś cudem udało Wam się upchnąć przynajmniej dwie kosmetyczki, kilka wspomnianych już gier planszowych oraz po jednym tablecie na każdego członka rodziny. Zwłaszcza że i na nim (a co dopiero na czytniku ebooków) można czytać książkę – i to nie jedną, a połowę nieźle zaopatrzonej księgarni. Jeżeli posiadasz konto w popularnym serwisie Legimi (takim książkowym odpowiedniku Spotify lub Netflix), pobieranymi stamtąd książkami możesz dzielić się z innymi członkami rodziny – wystarczy, że każdy z nich będzie miał pod ręką jakieś urządzenie mobilne. Także brak dostępu do internetu nie powinien stanowić przeszkody w lekturze. Pobrane wcześniej tytuły można przecież czytać bez dostępu do sieci – również na stoku, podczas upajania się wspomnianym espresso.