„Rękopis” pisany po francusku na przełomie XVIII i XIX wieku pozostał księgą żywą, modelem powieści szkatułkowej, a rewelacyjny film Wojciecha Hasa jeszcze umocnił jej pozycję. Pokłady zaś tajemnic z nią związanych wystarczą badaczom na kolejne stulecia. Ta na przykład, że nie istnieje jedna, kardynalna wersja „Rękopisu”...
Na tę pierwszą kompletną biografię Rosseta i Triaire’a czekałam z niecierpliwością, czytałam ją jednak z rosnącym żalem. Postać hrabiego ciągle pozostaje mglista, nie wiemy właściwie, jaki był (oprócz tego, że roztargniony i z krzywo przyciętymi wąsami) ani dlaczego „Rękopis” jest, jaki jest. I ten żal nie ma właściwie wiele wspólnego z pracą biografów, przeciwnie – imponuje ich kompetencja i wnikliwość. Jest on związany raczej z dystansem do tamtej epoki. XIX, a zwłaszcza XX wiek oddalił nas choćby od typu uczonego, który chce zgłębić CAŁĄ wiedzę o świecie. Uczonego, który buduje systemy, zajmuje się więc historią, geografią, archeologią, polityką, etnografią, religią, alchemią, naukami ścisłymi, teatrem i literaturą. A takim właśnie miłośnikiem wszelkiej wiedzy był Jan Potocki.
Biografowie wprowadzają nas w świat ówczesnej europejskiej arystokracji, do której należeli Potoccy. Hrabia Jan, krajczyc, czyli syn krajczego, był raczej kosmopolitą niż Polakiem (dopiero XIX wiek przyniósł wszak nowoczesne pojęcie narodu), przyjaźnił się co prawda ze Stanisławem Augustem i był posłem na Sejm Czteroletni, ale po rozbiorach bardzo chętnie służył carycy Katarzynie, a nawet doczekał się tytułu tajnego radcy cesarskiego od Aleksandra I. Mieszkał na Ukrainie, ale prawdziwym jego żywiołem były podróże: bliski i daleki Wschód, Syberia, Egipt, a nawet Chiny. Przy czym podchodził do nich w sposób ściśle naukowy – zawsze podróżował z osobnym powozem pełnym książek.
Potocki marzył przede wszystkim o sławie dyplomaty i uczonego, ale nie zyskał szerokiego uznania. Jego pisma polityczne traktowano jako dość obłędne, zaś dzieła naukowe, takie jak nowy system chronologiczny – szybko się dezaktualizowały. Paradoksalnie, powieść – poboczne zajęcie, przy którym odpoczywał – okazała się najważniejszym jego dziełem. Wydał jej fragment we Francji, ale musiało upłynąć wiele lat, żeby ją w pełni doceniono. To zresztą fascynujące, że Potocki przez ostatnie 20 lat życia zmieniał jej konstrukcję. Biografowie twierdzą, że tak ścierała się jego barokowa fantazja z zamiłowaniem do przejrzystości i ścisłości, zwyciężało to drugie, a ideałem mogłaby być powieść w formie tablic chronologicznych. Do tego jednak nie doszło.
Biografia Potockiego niespecjalnie oświetla znaczenia „Rękopisu”. Argumenty, których w powieści używa geometra czy kabaliści, nie pojawiają się w jego korespondencji. Nie wiemy nawet, czy rzeczywiście był wolnomularzem. Jego listy zaś to raczej ćwiczenia w konstruowaniu opowieści niż osobiste zwierzenia. Natomiast sam arystokratyczny styl życia, który opisują autorzy, zamiłowanie do teatru, tajnych bractw i stowarzyszeń, odbija się wyraźnie w „Rękopisie”, który sam jest przecież wielką inscenizacją. Może zresztą mój zawód wobec tej książki bierze się z prostego złudzenia, że oto biografia jest w stanie powiedzieć coś więcej o literaturze. W tym wypadku – nie. Zamykam więc bogaty opis życia Potockiego i otwieram „Rękopis”. I Państwu radzę zrobić to samo.
Justyna Sobolewska/ Przekrój
Franćois Rosset, Dominique Triaire „Jan Potocki. Biografia”, przeł. Anna Wasilewska, W.A.B., Warszawa 2007