W Angel Sands, niewielkim nadmorskim kurorcie, czas płynie powoli, odmierzany miarowym szumem fal. Pomiędzy domkami do wynajęcia, willami i kafejkami mieści się również prowadzony przez rodzinę Baxterów, a właściwie przez „dziewczyny Baxterów”, pensjonat. Z jego okien roztacza się malowniczy widok na zatokę oraz usianą kamykami linię brzegową.
Zorganizowane w specyficzny, dość niekonwencjonalny sposób życie rodziny biegnie własnymi torami aż do dnia, w którym niespełniona w roli gospodyni pani Baxter postanawia na jakiś czas opuścić Angel Sands i raz jeszcze przemyśleć swoje życie. Jej obowiązki obejmuje najstarsza córka, Genevieve. Samodzielne prowadzenie rodzinnego interesu byłoby samo w sobie zadaniem dość trudnym, ale kłopoty lubią się mnożyć. Gdy żona znika na horyzoncie, wokół pana Baxtera pojawia się wianuszek zainteresowanych nim pań. Jeszcze nie tak dawno mąż i ojciec, słomiany wdowiec staje się nagle łakomym matrymonialnym kąskiem, co w znaczącej mierze absorbuje jego uwagę. Tata Dean, który poza małżonką nie widzi świata, poświęca ogromną ilość energii na to, by wywinąć się ze szponów atakujących z każdej strony rozwódek i wdów.
Również siostry Genevieve są mało pomocne. Nattie całym sercem stara się zniechęcić do siebie wiernego adoratora, miejscowego, koszmarnie bogatego przedsiębiorcę, Adama Kellara. Niezamężna matka czteroletniej córeczki jest zbyt zaabsorbowana walką z wiatrakami, by angażować się w jakiekolwiek przyziemne sprawy. Utalentowana muzycznie i kompletnie pozbawiona praktycznego podejścia Polly częściej buja w obłokach niż stąpa po ziemi.
Inteligentna i zdeterminowana Genevieve radzi sobie i bez pomocy, jednak problemy ani myślą się rozwiązywać. Kiedy po okolicy roznosi się plotka o sprzedaży położonej nieopodal, zrujnowanej stodoły, Genevieve domyśla się, że nabywcą mało atrakcyjnego budynku jest ktoś, kogo wolałaby więcej nie oglądać. Ale nie można nie dostrzegać kogoś, kto znajduje się tuż obok… Zwłaszcza gdy ten ktoś chce być dostrzeżony.
Fragment książki
Kiedy Genevieve Baxter miała jedenaście lat, rodzina zrobiła ojcu niespodziankę i urządziła mu przyjęcie na czterdzieste urodziny. Dziewiętnaście lat później Genevieve, wraz z siostrami, postanowiła go zaskoczyć.
Ustaliły, że przy śniadaniu dadzą mu kartki z życzeniami i prezenty, a potem będą udawać, że są zbyt zajęte, by spędzić z nim ten dzień (lub przyszykować coś specjalnego) i zasugerują, że powinien wybrać się na długi spacer. Tak więc Gene-vieve oznajmiła, że ma masę prasowania i roboty papierkowej, Polly - że spieszy się na lekcje w St David’s, a Nattie - że musi pójść do winiarni, w której rzekomo pracuje. Było to chyba najmniej przekonujące kłamstwo, bo Nattie rzadko zdarzało się pracować. Twierdziła, że praca zarobkowa i rola samotnej matki wzajemnie się wykluczają. Prawda była taka, że choć miała dwadzieścia osiem lat, nadal wierzyła, że pieniądze rosną na drzewie. Rodzina miała nadzieję, że pewnego dnia Lily--Rose, jej czteroletnia córeczka o łagodnym usposobieniu, nauczy matkę życia, bo dotąd nikomu to się nie udało.
Genevieve usiadła z herbatą i grzanką w ustronnym miejscu w ogrodzie, z dala od gości, i pomyślała, że jedyną osobą, która mogłaby zepsuć niespodziankę, jest babcia Baxter, matka Taty Deana. To ona wymyśliła to przezwisko, gdy Genevieve przyszła na świat. Wkrótce przyjęło się ono w rodzinie i nawet Lily-Rose nazywała tak swojego dziadka. Babcia była niezwykłą osobą, ostatnio jednak miewała zmienne nastroje, jednego dnia nie można się było z nią dogadać, a drugiego zaskakiwała bystrością umysłu. Jednym słowem - była równie nieprzewidywalna jak zjawiska atmosferyczne.
Wczorajsza pogoda była dość zmienna, jak zwykle w Pembrokeshire, które słynęło z własnego mikroklimatu. Ranek wstał pogodny, lecz po południu porywisty wiatr znad Atlantyku przyniósł ulewny deszcz, zmuszając wczasowiczów do szukania schronienia w herbaciarniach lub w Salvation Arms, jedynym pubie w Angel Sands. Dziś rano wiatr i deszcz ustały i na mglistym pomarańczowym niebie rozbłysło złociste słońce. Zapowiadał się piękny majowy dzień.
O ósmej, czyli za godzinę, Genevieve miała przyszykować śniadania dla trzech par i samotnego mężczyzny, którzy w pensjonacie Paradise House gościli po raz pierwszy, co rzadko się zdarzało, bo większość gości przyjeżdżała tu od lat.
Rodzice Genevieve, zanim przeprowadzili się do Angel Sands, wszystkie wakacje spędzali z córkami w wiejskim domku, niecałe dwa kilometry od miasteczka. Stał się on dla nich drugim domem, za którym Genevieve tęskniła każdej jesieni po powrocie do szkoły. Potem ojciec postanowił sprzedać Bro-ok House Farm, dwustuhektarowe gospodarstwo, które od trzech pokoleń należało do jego rodziny i nigdy sobie nie wybaczył tej decyzji. „To jest początek nowego życia” - oznajmił córkom, gdy w końcu zdecydował się przyjąć ofertę przedsiębiorcy budowlanego, od trzech lat namawiającego ojca do sprzedaży ziemi. Oferta ta zapewniała im bezpieczeństwo finansowe.
Nowe życie było pomysłem mamy. Serena Baxter nigdy tak naprawdę nie nadawała się na żonę farmera. „Ten, kto wymyślił krowy, sam powinien być krową - mawiała. - Każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie, zauważy, że coś jest nie tak z ich tylnymi nogami. Dlatego tak sztywno chodzą".
Rodzice Genevieve poznali się na zabawie tanecznej w przykościelnej stodole. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Serena potknęła się o belę z sianem i wpadła prosto w ramiona mężczyzny o zatroskanym spojrzeniu, pięć lat od niej starszego. Pełna temperamentu, najmłodsza córka miejscowego pastora nie pasowała do flegmatycznego syna farmera, lecz po niespełna roku wzięli ślub i rozpoczęli wspólne życie.
Mijały lata. Na świat przyszła Genevieve, a potem jej siostry. Ojciec przejął gospodarstwo po rodzicach, którzy uznali, że czas się wycofać. Zmodernizował dojarnię i dokupił ziemi od sąsiadów na pastwiska, gdy tymczasem Serena marzyła o innym życiu bez konieczności wstawania o piątej rano, dojenia krów i obcowania ze śmierdzącym kombinezonem, który trzeba było codziennie prać. Wymarzyła sobie idyllę nad morzem, malowniczy pensjonat z pachnącymi bryzą pokojami w pastelowych kolorach, ze szlaczkami w kwiaty, wazami z potpourri na starych meblach, które wspólnie z mężem lubiliby odnawiać, woreczkami z lawendą pod poduszkami i świeżą białą pościelą. Ojciec świata nie widział poza mamą, więc jej marzenie uznał za własne.
Kiedy usłyszeli, że w Angel Sands wystawiono na sprzedaż dużą nieruchomość z dziesięcioma sypialniami, złożyli ofertę. Wiedzieli, który to dom, więc nie musieli go oglądać, żeby się przekonać, iż jest dokładnie taki, jakiego potrzebują. Zbudowany w stylu edwardiańskim, Paradise House, z bielonymi wapnem ścianami i dachem pokrytym esówką, znany był każdemu, kto choć raz odwiedził Angel Sands. Uwieczniono go nawet na widokówkach. Stał samotnie na wzgórzu, z którego roztaczał się wspaniały widok na zatokę i morze. Poprzedni właściciele nie dbali należycie o swoją posiadłość. Deszcz wpadał do wewnątrz przez brakujące dachówki, okna ze stłuczonymi szybami zabite były deskami, rynny odpadały a dach ze świetlikami nad oranżerią przypominał sito. Dom kosztował niewiele i dla rodziców była to prawdziwa okazja.
Od owego czasu minęło ponad dziesięć lat, lecz Genevieve wciąż pamiętała dzień przeprowadzki. Pracownicy z firmy przewozowej pewnie też go nie zapomnieli, bo droga prowadząca do domu była tak wąska i stroma, że nie zmieściła się na niej wielka ciężarówka i mężczyźni musieli taszczyć meble pod górę w skwarne sierpniowe popołudnie.
Tak oto marzenie stało się rzeczywistością i mogli żyć szczęśliwie. Tylko że nie wszystko się układało.
Sprzedaż farmy była dla ojca najtrudniejszą decyzją w życiu i sumienie nie dawało mu spokoju. Nie skarżył się, bo z natury był małomówny i rzadko wyrażał swoje uczucia, lecz Serena w końcu domyśliła się, co go gryzie, i też poczuła się winna, bo przecież to ona namówiła męża na przeprowadzkę. Jednak zamiast usiąść i porozmawiać - szczere rozmowy nie były mocną stroną Baxterów, o czym Genevieve wiedziała lepiej niż inni -skomplikowała całą sprawę, wybierając ucieczkę.
- Musimy od siebie odpocząć przez jakiś czas - oznajmiła ojcu, gdy przed dom zajechała taksówka, która miała ją zawieźć na dworzec. - Nadal cię kocham, ale nie mogę znieść świadomości tego, co ci zrobiłam. Wybacz i pozwól mi odejść.
Przystał na jej prośbę i Serena pojechała do siostry do Lincoln.
- Musiałem zgodzić się na jej propozycję - oświadczył córkom. - Mama wróci do domu, jak będzie gotowa. Jestem tego pewny.
Godzenie się z sytuacją było typową reakcją ojca. Życie często go zaskakiwało, rzucając kłody pod nogi, lecz Genevieve nigdy nie widziała, żeby tracił cierpliwość lub reagował gwałtownie. Do końca zachowywał stoicką postawę. Takie zachowanie denerwowało ją i frustrowało, jednak zbyt była do niego podobna, by łudzić się, że kiedyś się zmieni lub stawi czoło problemowi.
"Pensjonat na wzgórzu", Erica James, Wydawnictwo Jaguar, Data wydania: 31 październik 2008