"Papierowy motyl"

Papierowy motyl fot. Philip Wilson
Nie zawsze można wybaczyć. A są zbrodnie, których nigdy nie można zapomnieć.
/ 13.06.2008 16:21
Papierowy motyl fot. Philip Wilson
Znakomity kryminał w stylu Chandlera, a jednocześnie wzruszająca powieść obyczajowa ze spojrzeniem w głąb historii Chin, kraju w którym stare i nowe są nierozerwalnie ze sobą związane.

O książce
W odległej części Chin więzień 3424, Lin, były student, zostaje zwolniony z obozu po siedmiu latach morderczej pracy w kopalni. Był więziony za udział w demonstracjach na placu Tiananmen. Jego studenckie ideały zostały zniweczone, a teraz odbywa długą podróż do Pekinu. W sercu metropolii, detektyw Mei Wang, otrzymuje od wielkiego potentata pana Penga zlecenie odszukania zaginionej dziewczyny. Jest nią Kaili, olśniewająca młoda gwiazda pop, której życie nie było tak świetlane, jak się wydawało. Kiedy wychodzi na jaw morderstwo, pan Peng chce się wycofać, obawiając się, że przy okazji śledztwa wyjdzie niewygodna dla niego i jego działalności prawda. Instynkt każe Mei mimo wszystko rozwikłać sprawę i sprowadza ją z wytwornych miejsc i eleganckich bulwarów do dzielnicy starych hutongów, gdzie wciąż żywe są przesądy. Podążając tajemniczym śladem pięknego ręcznie wykonanego motyla, odkrywa wydarzenia, które przywołują jej własne wspomnienia z protestu na placu Tiananmen i jego brutalnego końca. Mei miała szczęście, którego nie miał Lin, ale podejmuje ryzykowną grę, żeby doprowadzić do wykrycia prawdy w nowym społeczeństwie wciąż jednak uwikłanym w sekrety przeszłości.


Recenzje
„Diane Wei Liang uchwyciła wibrację Pekinu, z pewnością najbardziej fascynującego miasta na świecie, pokazała jego współczesność i historię i zapełniła niezwykłymi postaciami”.
Book review

„Mei Wang jest wspaniałą bohaterką, odważną i wrażliwą. Jej postać symbolizuje charakterystyczne dla jej kraju połączenie tradycji, obrazoburstwa i problemów okresu przechodzenia z komunizmu do kapitalizmu. Mei z łatwością porusza się pomiędzy zbudowanymi w zachodnim stylu wieżowcami i niezmienionymi starymi uliczkami, a gdy prowadzi swoje dochodzenie i rozmawia ze świadkami, czytelnik w przelocie może dostrzec fascynujący obraz Chin, którego nie zobaczy turysta”.
Literary review

„Historia wzięta z życia wielu rodzin chińskich, więzionych w obozach i rozdzielanych na całe lata. To także świadectwo czasów zbuntowanego młodego pokolenia i ofiar tragicznych wydarzeń na Tiananmen. To wreszcie historia samej autorki Diane Wei Liang. Powieść zachwyca wnikliwą charakterystyką postaci z ich sposobem myślenia, właściwym dla kultury wschodu”.
Globtroter


O autorce

Diane Wei Liang urodziła się w 1966 r. w Pekinie. Część dzieciństwa spędziła z rodzicami w obozie pracy. Ukończyła z wyróżnieniem psychologię na Uniwersytecie Pekińskim. W 1989 r. wzięła udział w demonstracji studentów na placu Tiananmen. Rok później wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Zrobiła doktorat z zarządzania. Przez 10 lat wykładała na uczelniach w USA i Wielkiej Brytanii. W 2003 wydała książkę Lake with no name - wspomnienie o Tiananmen, w 2007 Oko jadeitupierwszą część przygód detektyw Mei. Mieszka w Londynie z mężem i dwojgiem dzieci. Prawa do jej powieści zostały zakupione przez 23 kraje.
"Kiedy miałam 14 lat, powiedziałam mamie, że chcę zostać pisarką. W tym czasie zachodnia literatura wkroczyła do Chin po rewolucji kulturalnej. Zaczęłam czytać Jane Austen, Charlesa Dickensa, Victora Hugo i Goethego. Świat otworzył się przede mną poprzez książki. Moja matka, która była profesorem literatury chińskiej, powiedziała: „Pisanie to najbardziej niebezpieczny zawód w Chinach. Nie pozwolę ci na to. Poza tym, o czym miałabyś pisać, przeżyj życie, dopiero wtedy będziesz miała coś do powiedzenia”. Obecnie po wielu latach mogę robić to, co było moją pierwszą miłością – pisać."
Fragment książki
Za dwa tygodnie miał nadejść chiński Nowy Rok, Święto Wiosny, oznaczające zbliżanie się końca zimy. To najważniejsza uroczystość roku, której obchody trwają siedem dni. Na drzwiach każdego domostwa zawieszone były na znak szczęścia czerwone plakaty. Ludzie zamarynowali już mięso i zakupili mocne wino ryżowe Ju. Kalendarze rodzinnych odwiedzin zostały ustalone i przygotowywano się do bankietów. W Pekinie miliony osób tłoczyły się na przyświątynnych jarmarkach, by uzupełnić świąteczne zakupy.
Największy Miaohui zorganizowano w parku Ditan. Hałas był ogłuszający. W zimnym powietrzu rozchodził się odgłos bębnów, brzęk cymbałów i huk trąb. Straganiarze wykrzykiwali nazwy swoich towarów, a klienci nawoływali dzieci, by dotrzymywały im kroku.
Mei, porwana przez tłum, szła obok siostry, która była w coraz bardziej ponurym nastroju.
– Dlaczego musimy tutaj przychodzić co rok? – jęczała Lu. – Wszyscy ci ludzie się przepychają. I gdzie jest mama?
– Mówiła, że chce coś kupić – Mei stanęła na palcach, żeby się rozejrzeć, ale nigdzie nie mogła dostrzec matki. Czerwone latarnie kołysały się pod białym kamiennym łukiem ofiarnego ołtarza, na którym podczas letniego przesilenia cesarz złoży ziemi ofiary. Za ołtarzem było jeszcze więcej straganów i tłumów.
– Sztuczne ognie! Sztuczne ognie na Święto Wiosny!
– Plakaty na szczęście na powitanie wiosny i odpędzanie duchów!
Na końcu alejki pojawili się szczudlarze, tańczący przy akompaniamencie trąbek i bębnów. Kobiety, ubrane w czerwoną satynę, powiewały różowymi wachlarzami. Mężczyźni mieli długie niebieskie szaty i kopulaste czapki, spod których widać było twarze przyozdobione ostrym makijażem – kreskami na powiekach i różem na policzkach. Przed ludźmi na szczudłach biegła dwójka dzieci, przez co kilkoro się zachwiało. I wówczas właśnie Mei zobaczyła matkę. Przepychała się przez tłum, trzymając w ręku niewielkie tykwy.
Hulu? – Lu zmarszczyła brwi i wyciągnęła rękę po tykwę.
– To na szczęście – i na rychłego wnuka – powiedziała Ling Bai.
– Mama! – zaprotestowała Lu i jej twarz pokrył ujmujący rumieniec wstydu.
– A ciebie – teraz Ling Bai zwróciła się do Mei – uchroni od demonów.
– Nie potrzebuję tego.
Ling Bai spojrzała groźnie na starszą córkę.
– Trzydzieści jeden lat i żadnego narzeczonego? Potrzebna ci maskotka na szczęście.
Lu trąciła Mei łokciem.
– Po prostu to weź – szepnęła jej do ucha.
Hulu ma wielką moc. Popatrz na zagięcia. To zjednoczenie nieba i ziemi, prawdziwa harmonia. Przynosi szczęście, szczególnie kobietom – zapewniała Ling Bai.
Poszły po kamiennych schodkach w stronę ofiarnego ołtarza, gdzie trwało przedstawienie teatru Jiaozi, a muzycy z wielkim namaszczeniem wygrywali na trąbkach, bębnach, cymbałach i na erhu, chińskim instrumencie smyczkowym. Czterech mężczyzn tańczyło, podrzucając lektykę – Jiaozi – z siedzącą w środku aktorką.
– Dokąd idziesz młoda żono? – wrzeszczeli mężczyźni.
– Wracam do domu mojej mamy – śpiewała aktorka.
– Gdzie jest twój mąż?
– W domu, jak mały chłopiec, ze swoją matką.
Widzowie śmiali się. Lecz Lu stała sztywno i obserwowała przedstawienie. Czuła obrzydzenie do tańców ludowych. Mei popatrzyła na matkę, która uśmiechała się z zadowoleniem.


"Papierowy motyl", Diane Wei Liang, Tłumaczenie Ewa Wierzbicka, Wydawnictwo Philip Wilson

Redakcja poleca

REKLAMA