I było na stare lata szaleć z koleżanką, wykorzystując nieobecność jej wspaniałego męża? Solny świecznik na kominku! Kto stawia taką ciężką rzecz na kominku, przecież to jest cholernie niebezpieczne! No i stało się, spadł prosto na mój duży palec, łamiąc go na pół. Ostatni raz taki ból czułam podczas porodu, także nie było dobrze. Byłam nieszczęśliwa, po co polazłam, miast siedzieć w domku z mężem i sączyć czerwone winko? Miałam ogromne wyrzuty i byłam na siebie po prostu zła. Okazuje się bowiem, że palec ma się zrastać 6 tygodni, nici z planów, nici z ćwiczeń, nauki, zakupów, jazdy samochodem, pracy. Nie, ja się - Boże broń - nie użalam, ALE!? Uzmysłowiłam sobie, że w życiu naprawdę to pewna jest tylko śmierć.
Jak wspaniałe jest życie, takie proste, pranie, gotowanie… bieganie z psem (teraz mój pies leży pod kanapą, ja z jednym kotem na kanapie, a trzy koty na oparciu kanapy na tzw. pięterku). Wiem, że jest to „paluszek Boży”, bo nie takie tragedie i choroby dotykają ludzi, ale wiem, że życie potrafi nas zaskoczyć. Zastanawiam się, jak żyć, żeby znowu nie dostać pstryczka od losu, czy przejść nad tym do porządku dziennego, czy analizować za i przeciw? Zadawać pytania co było nie tak, czy za szybko, czy może nie w tym kierunku i jak się dowiedzieć tej najprawdziwszej prawdy? Wydawało mi się, wręcz byłam dumna z tego, że moje życie, mój dzień powszedni był taki pełny porządku, spokoju, jakiegoś poukładania, systematyczności, wydawało mi się, że jestem naprawdę na swojej drodze, skupiona na chwili obecnej i nagle okazuje się, że w ciągu paru sekund wszystko może się zmienić. Nic, co było ważne wcześniej, nie jest ważne, bo nie może być, a wręcz na razie nie istnieje. Wydawało mi się, że jak będę wdzięczna za życie, oddychała miłością, wydychała lęki i niepokoje, kochała ludzi i naturę i nikomu nie robiła krzywdy to nic złego mi się nie przytrafi, bo przecież przyciągam samo dobro. A może to też jest dobro, może mnie ochroniło przed czymś gorszym, może mam coś zmienić, przekręcić myślenie o 180 stopni, albo nie poddawać się i dalej być sobą? Na razie nie wiem, może się dowiem w trakcie, a może nie, ale przyjmuję to pełną piersią jako kolejne błogosławieństwo losu.
Małgorzata Zienkiewicz