Bohaterowie książki Anny Kamińskiej nie mają trudnego życia. Większość z nich wychowywała się w rodzinie adopcyjnej, jedni w bardziej, drudzy w mniej szczęśliwej; wszyscy jednak byli w stanie zacząć w miarę samodzielne, dorosłe życie. O tym, że są adoptowani dowiadywali się w różnych okolicznościach, różnie też przyjmowali tą wiadomość. Większość chciała od razu odnaleźć swoją biologiczną rodzinę, chcąc poznać swoje korzenie, nawet jeżeli tylko te genetyczne. Większość dowiadywała się też, że ma rodzeństwo. I to właśnie ono stawało się największą nagrodą tej swoistej podróży w nieznane.
Ta książka to spokojny (zbyt spokojny?), niezmiernie rzeczowy (zbyt rzeczowy?) zapis wywiadów, jakie z adoptowanymi dziećmi przeprowadziła autorka. To dość statyczne opowieści, relacjonujące to, jak ich bohaterowie dowiedzieli się o adopcji i jakie kroki podjęli oraz jak przebiegało ich spotkanie z biologicznymi rodzicami i rodzeństwem. Całość wciąga, czyta się to dość szybko, spokojnie ale książka nie wywołuje żadnych emocji, jakie niesie za sobą temat. Nie widać ich u bohaterów książki, nie ma ich też u nas, u czytelników. A przecież w rzeczywistości musiało być ich mnóstwo! Bohaterowie Kamińskiej relacjonują tutaj wszystko niemalże bezosobowo, jakby sami oglądali film o swoim życiu, jakby przedstawiana historia nie była tą ich, jedną przecież z najważniejszych. Trudno powiedzieć czy czyni to dobór bohaterów i ich historii, czy też może sam styl pisania. Ale fakt pozostaje.
Zabrakło mi w książce jeszcze czegoś, jakiegoś kontrastu. Innego spojrzenia na cały problem adopcji, kto wie, może właśnie rodzica, który zdecydował się oddać swoje dziecko innym. Może wtedy książka stałaby się żywym traktatem na temat adopcji, tak pozostaje jedynie relacją wydarzeń. Dobrą, nieźle napisaną ale tylko relacją. Z potencjałem na coś znacznie więcej.
Marta Czabała