O pięknie

Nowa powieść Zadie Smith jest jeszcze lepsza niż jej głośny debiut „Białe zęby”. Tym razem nie pokaże nam jednak kolorowego Londynu.
/ 23.10.2006 14:33
24godz1.jpgDojrzałość pisarska zaczęła się dla Zadie Smith jeszcze przed trzydziestką. Świadczy o tym jej wyśmienita powieść „O pięknie”, jeszcze lepsza niż głośny debiut. Wtedy opisywała wielonarodowy Londyn, teraz wyprawia nas w podróż transatlantycką, by zderzyć dwie brytyjsko-amerykańskie rodziny w środowisku amerykańskiego college’u.
Zderzenie zwaśnionych rodzin, temat stary jak literatura, Zadie Smith bierze na kanwę po raz kolejny i rozgrywa go w sposób iście nowoczesny. Odwołuje się bowiem do klasycznej powieści (choćby E.M. Forstera), w której konflikt wynikał najczęściej z różnic pochodzenia i majątku. Ale tutaj, czyli w dzisiejszym świecie, mamy do czynienia z inną jego formą, czyli z antagonizmem przekonań i poglądów. Monty Kipps, historyk sztuki, jest religijnym konserwatystą, a Howard Belsey specjalizujący się w Rembrandcie – liberalnym ateistą. Do tego dochodzą jeszcze mieszanki rasowe: Monty Kipps jest czarnym przeciwnikiem politycznej poprawności, a Howard białym Brytyjczykiem, którego żoną jest Kiki, „afrykańska królowa”, jak o niej mówią inne kobiety. Oni dwaj walczą ze sobą przede wszystkim na polu naukowym, zaś ich wieloosobowe rodziny zahaczają się w najbardziej niespodziewanych konfiguracjach. Przyciągają się i nienawidzą.
Na pierwszy plan wysuwa się jednak środowisko naturalne obu panów, czyli college. Zadie napisała bowiem powieść kampusową. Rozkłada w niej całą maszynerię uniwersytecką, choćby w świetnej scenie rady wydziału obnażającej walki koterii i napuszony język uniwersytecki. Mogą nam się tu przypomnieć inni „kampusowi” pisarze – David Lodge i przede wszystkim – polemicznie – Philip Roth. Powraca jeden z jego motywów: romans leciwego wykładowcy ze studentką. U Rotha taki związek bywał dla bohatera objawieniem, tutaj zaś jest jedynie wstydliwą przypadłością. I w przypadku kobiety nie wynika z czysto zmysłowych pobudek. Ponieważ, jak analizuje jedna z bohaterek, współczesne kobiety nie zmieniły się wiele – jak dawniej oszukują, czują jedno, a robią drugie, kierują się nie swoim pożądaniem, lecz autodestrukcją. Wszystkie, oprócz pewnej „afrykańskiej królowej”, która w tej książce ma najwięcej wspólnego z tytułowym pięknem.
Ta powieść – oprócz tego, że wciąga – imponuje. Choćby wielością planów, które narrator obejmuje spojrzeniem. Poza tym Zadie Smith ma swój wyjątkowy i rozpoznawalny żartobliwie ciepły ton narracji, dzięki któremu ten świat nie zostaje pognębiony do reszty. A mógłby! Wszak obserwujemy nieustanną kompromitację – spoza słów o moralności wyłania się podszewka: kłamstwo, podłość i nadużywanie autorytetu. Ale patrzymy na to wszystko jak na ludzką komedię, która w dodatku nie ma końca. Zresztą z przyjemnością śledziłabym ją dalej, bo 600 stron – jak się okazuje – to nawet za mało.

Justyna Sobolewska

Zadie Smith „O pięknie”, przeł. Zbigniew Batko, Znak, Kraków 2006