Ilu z nas będzie mieć podobne myśli, patrząc przez okno na wstający nowy dzień... Wróć! Na dzień, który dawno wstał, bo raczej bladym świtkiem nikt z nas się nie zerwie po nocy sylwestrowej. W końcu wolne od pracy (pamiętając jednak o tych, co muszą pracować – ukłon w ich stronę!), można pospać dłużej. Chyba że dzieci nie dadzą...
Coś z tymi postanowieniami noworocznymi trzeba zrobić. Tylko co? Znów stworzyć listę, której i tak nie będziemy się trzymać dłużej niż przez dwa-trzy tygodnie? Dopisanie do listy „dotrzymywać noworocznych postanowień” jak to robiliśmy rok temu też nie zdało egzaminu. Ot, kolejny niezrealizowany punkt.
A może tym razem, zamiast rygorystycznych, nierealnych punktów na śmiechu wartej liście, o której już w momencie jej układania wiemy w głębi duszy, że jest tylko formalnością, założyć sobie ot, takie zwykłe, a uprzyjemniające życie cele:
- uśmiechać się jak najczęściej;
- w rozmowie z drugim człowiekiem zawsze znaleźć coś, co można skomplementować;
- nie narzekać;
- starać się dojrzeć pozytywy w każdej sytuacji;
- przy niepowodzeniach nie popadać w marazm tylko szukać alternatywy;
- spędzać więcej czasu z rodziną;
- nie wyganiać dziecka, tłumacząc się brakiem czasu;
- nie kupować absolutnie niepotrzebnych rzeczy pod wpływem kaprysu;
- radośnie witać każdy dzień;
- nie kończyć dnia w złości;
- z nadzieją patrzeć w przyszłość.
A może macie własne, odpowiednio ułożone cele? Podzielcie się z nami, może kogoś natchną do realizacji właściwej ścieżki życiowej? Zapraszam!
I wszystkiego dobrego w nowym roku!!!
Rafał Wieliczko