Kiedy do detektywa Charliego Parkera przychodzi Rebecca Clay, ten z zainteresowaniem bierze intratne zlecenie. Rebecca skarży się na nękanie przez nieznajomego mężczyznę. Ten, dość nachalnie dopytuje się o miejsce pobytu jej ojca, nie omieszkując przy tym posunąć się do gróźb. Sama kobieta nie ma żadnych informacji co do miejsca pobytu ojca, ani nawet tego czy on żyje. Daniel Clay w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął 5 lat wcześniej. Podejrzewano go o ucieczkę, chwilę wcześniej został bowiem bohaterem afery dotyczącej molestowania dzieci. Wielu wierzyło, że sam zresztą brał w nim udział. Parker szybko identyfikuje prześladowcę, co wcale zresztą nie ułatwia jego pracy. Merrick okazuje się być zawodowym mordercą, który w poszukiwaniu Daniela Claya upatruje szansę na wyjaśnienie zaginięcia własnej córki. I nie ma już nic do stracenia.
Connolly podobno utytułowanym pisarzem jest, tutaj jednak miałabym pewne wątpliwości. To książka mocno przesadzona, przede wszystkim w nagromadzeniu i ilości patologii jaką serwuje nam w fabule autor. Wszyscy, niemalże bez wyjątku są do cna zdeprawowani, a jak już nie zdeprawowani, to dźwigają życiowe brzemienia, godne co najmniej całych narodów. Nie znalazłam w tej książce ani jednej osoby, która nie żyłaby z jakimś narzuconym ciężarem, z jakąś – mniej lub bardziej sensowną – traumą. Takie nagromadzenie kolejnych opisów zbyt przytłacza, męczy, nie da się tą książką cieszyć.
Ale jeśli już dacie radę wytrzymać z niespotykaną wcześniej grupą ludzi naznaczonych nieszczęściem, ostatecznie przygwożdżą was koszmarnie wyolbrzymione i obrzydliwie ukwiecone opisy kolejnych okrucieństw jakie są w tej książce wykonywane. I nie mam tutaj wcale na myśli molestowania dzieci, bo akurat z tym autor obszedł się wyjątkowo łaskawie. Gdyby jeszcze je dołożył, na pewno nie dokończyłabym książki. Nie, Connolly lubuje się w jakże barwnych opisach mordowania kolejnych osób, poświęcając kolejne akapity na teksty o wyrywanych kawałkach policzków, dziurach jakie w twarzy robi kula, odczuciu człowieka, kiedy kij baseballowy gruchocze wszystkie jego kości. Jakby jeszcze tego mało, chyba na udowodnienie wiecznie mrocznej natury ludzkiej, znalazłam w tej skrajnie dewiacyjnej książce rozległy opis znęcania się nad drobiem, zanim ten przerobiony jest w rzeźni na jedzenie. I nad opisem łamanych umyślnie skrzydeł, walczących o życie kurczaków osiągnęłam apogeum zniesmaczenia tą powieścią. Skrajnie to niesmaczne, miejscami obrzydliwe a samo zakończenie nie jest nawet troszeczkę bliskie do bycia nagrodą za przebrnięcie tych zaburzonych wynaturzeń autora. Nie mam zamiaru do tej książki wracać, nie mam zamiaru o niej myśleć, chcę jak najszybciej wyrzucić ją ze swojej świadomości. Straszne przeżycie. Traumatyczne.
Marta Czabała