Taka wirtualna szkoła marzeń – bez niewygodnych ławek, kredy, od której można co najwyżej nabawić się pylicy, nauczycieli, co to „zawsze” rację mają, zbyt ciężkich tornistrów, w jakich mieści się wszystko poza książkami i zeszytami oraz dzwonka, który zawsze przerywa brutalnie najlepszą zabawę. Szkoła, gdzie nie ma odpytywania, kartkówek ani niepotrzebnych zadań, które i tak duża część uczniów odpisuje tuż przed lekcją. Szkoła… gdzie liczy się przyjaźń oraz znajomi sprzed lat!
Nasza-klasa niecały rok po zaistnieniu w sieci została okrzyknięta „ikoną sukcesu”. Nie pamiętam, by jakaś inna strona w całej historii polskiego Internetu wzbudzała tyle emocji – można udawać, że nas nie interesuje takie „targowisko próżności”, gdzie to każdy próbuje pokazać się z jak najlepszej strony (wiem, powinniśmy wszyscy narzekać, jak nam źle), ale nie znam osoby, która nie zerkałaby od czasu do czasu, by podejrzeć dawne koleżanki i kolegów. Wiek nie ma znaczenia. Swoje klasy mają dzieci w przedszkolu, uczniowie, młodzież, studenci, dorośli, a nawet emeryci. W wielkiej wirtualnej szkole wszyscy są bowiem mile widziani - choćby krasnale, wróżki czy Smurfy.
Kiedy w ciepłe, letnie dni siedziałam na Rynku pod parasolkami, prawie za każdym razem byłam świadkiem „spotkania po latach”. Nasza-klasa nie tylko ułatwiła nam nawiązanie kontaktu z osobami, które z jakichś względów zniknęły z naszego życia, ale przede wszystkim obudziła w nas pragnienie, by ponownie się spotkać. Porozmawiać, powspominać, oderwać się od często tak szarej i nieciekawej codzienności. Wrócić pamięcią do czasów, kiedy żyliśmy chwilą, marzeniami i ideałami. Pośmiać się z nas samych widniejących na dawnych, często wyblakłych fotografiach, gdy w rozciągniętym swetrze wędrowaliśmy po górskich szlakach lub z językami na wierzchu pozowaliśmy na tle poważnego pomnika. Ach, to były czasy! Kiedyś… a jakby to było wczoraj…
To nie tak, że każdy zachwyca się stroną. Można spotkać sceptyków, którzy nie wierzą, iż po latach warto odnowić stare znajomości. Ktoś twierdzi, że wpada w kompleksy, gdy widzi, że dziś wszyscy już mają rodziny oraz świetną pracę, a jemu nie udaje się niż w życiu. Ktoś inny boi się, iż dawni koledzy złośliwie przypomną mu, jakim niezdarą był lata temu. Są też tacy, co w codziennym zagonieniu nie mają czasu na kilkuminutowe spotkanie z sąsiadką zza ściany – po co im kolejni znajomi, dla których nie znajdą choćby pięciu minut w miesiącu? Nasza-klasa dała nam jedynie miejsce wspólnych spotkań. Jeśli ktoś nie potrafi zachować się w restauracji czy na ulicy, taki sam poziom będzie prezentował na stronie. Ale może dzięki tej różnorodności naszych charakterów i stylów bycia portal się nie nudzi, a wciąż wzbudza olbrzymie emocje wśród internautów? Chociaż sama momentami jeszcze nie wierzę, że jest takie miejsce, gdzie każdego mogę łatwo namierzyć – nawet jeśli dana osoba nie ma założonego konta, zawsze znajdę wspólnego znajomego. Coś wspaniałego! Dziś, po kilkunastu miesiącach, przyznaję - byłam wielkim sceptykiem, jeśli chodzi o społecznościowe portale. Logować się? Zdjęcia w Internet wrzucać? Znajomych poprzez sieć szukać? Co za głupota! Nie dla mnie taka zabawa. A jednak…
Pamiętam dzień, kiedy sama dołączyłam do społeczności naszej-klasy. Koleżanka zachwycona zadzwoniła: „Słuchaj, oni wszyscy TAM są!” Tam, czyli gdzie? Zabrzmiało to nieco enigmatycznie. „No, w Internecie są.” GDZIE???? Po chwili już wiedziałam – miałam wejść na jakąś nie znaną mi wcześniej, choćby ze słyszenia, stronkę, wpisać nazwę szkoły i dołączyć do klasy. Mojej dawnej licealnej klasy. Ile to już lat minęło, odkąd się nie widzieliśmy? Zaczęłam liczyć. Osiem, dziewięć? Z pewnością dużo. Kontakt na co dzień miałam z kilkoma osobami, czasem udało mi się z kimś gdzieś spotkać, ale co się stało z ludźmi, których nie widziałam od matury, nie wiedziałam. Ktoś się ożenił, ktoś inny wyjechał. Pewne strzępki informacji docierały niekiedy do mnie, jednak nigdy nie wiedziałam, gdzie jest granica między zwykłą plotką, a prawdą. Nagle okazało się, że wystarczy się zalogować, a już będę wśród osób, z którymi wiele lat temu spędziłam niezły kawał czasu. Odżyły wspomnienia. Ale i pojawiły się pewne wątpliwości – przecież my dziś jesteśmy innymi ludźmi. Czy będziemy mieli o czym rozmawiać?
Obawy okazały się przedwczesne. Ledwo zalogowałam się po raz pierwszy na portalu, już zostałam przywitana przez kolegę, z którym zaraz po maturze urwał mi się kontakt. Maile zaczęły krążyć, a ja ani przez moment nie czułam się w tym internetowym świecie obca. Za to miło było usłyszeć, iż większość osób z dawnej klasy ułożyła sobie życie – może nie każdy znalazł wymarzoną pracę, nie wszystkim udało się już uporządkować osobiste sprawy, ale zbytnich powodów do narzekań nie mieliśmy. I powoli koledzy (jak się okazało znacznie lepiej ze sobą zgrani) zaczęli organizować spotkanie z okazji dziesięciolecia matury.
Kiedy dokładnie pierwszy raz weszłam na naszą-klasę? Daty nie znam. Pamiętam jednak, z jakim zachwytem zaczęłam reklamować stronę znajomemu. Kolega po chwili się odezwał: „Wiesz co, marne to, tutaj nawet nie ma mojej szkoły!” No tak. Z początku niewiele osób wiedziało, że gdzieś tam pomału budzi się do życia największa polska „szkoła”. Minęło jednak kilka miesięcy, a nasza-klasa zaczęła istnieć w Internecie. Już nie tylko z nazwy, ale jako prawdziwa społeczność. Dziś chwilowy brak prądu z rana sprawia, iż wielu z nas nie wie, co można by zrobić pijąc poranną kawę. Przecież… ZAWSZE zerkamy, co nowego u naszych znajomych. Nie chodzi tu o wścibstwo, ale o ciekawość. Czyjeś zdjęcia mogą okazać się i dla nas świetną inspiracją do ruszenia się sprzed ekranu komputera. Spotkanie po latach może stać się początkiem ciekawej znajomości - to z przyjaciółmi z podwórka czy szkoły podstawowej mamy bowiem, nawet po latach, najlepszy kontakt. I najwięcej tematów do wspólnych rozmów.
Można naszą-klasę uwielbiać, może się nam podnosić ciśnienie już na dźwięk tego słowa, ale
chcąc nie chcąc, twórcom powinniśmy pogratulować (i możemy też lekko pozazdrościć) sukcesu. W przypadku tej strony mamy do czynienia z fenomenem na skalę światową. Sama idea nie była nowa – założyciele naszej-klasy dostosowali jednak pomysł portalu społecznościowego do naszych realiów oraz oczekiwań milionów polskich użytkowników. Stworzyli miejsce, gdzie nie jesteśmy jedynie gośćmi, ale sami możemy czuć się gospodarzami. To my decydujemy, czy odrzucamy, czy też przyjmujemy zaproszenia. Sami szukamy osób, z którymi łączą nas wspólne zainteresowania i tematy. Zakładamy fora oraz bierzemy udział w dyskusjach. Podglądamy bliższych i dalszych znajomych, pozwalając niektórym wybrańcom na wkroczenie i w nasz świat. Niby nic nowego, a jednak to miejsce różni się od jemu podobnych. Czym? Tutaj w większości przypadków nie jesteśmy anonimowi. Komentując, podpisujemy się imieniem i nazwiskiem - może dlatego nie ma tylu złośliwości, obraźliwych wpisów czy tzw. internetowych trolli, co potrafią mocno zniechęcić do „zaistnienia” w sieci. Jak dotąd na naszej-klasie ani razu nie spotkałam się z agresywnością, a reklamy, jakie początkowo sporadycznie dostawałam, szybko były blokowane. Dziś już nawet rzadko kiedy widzę jakieś fan-cluby Koziołka Matołka czy innej bajkowej postaci. Może zabawa zaczęła już nudzić co niektórych? Największe emocje kilka miesięcy temu opadły. Teraz nasza-klasa żyje już wolniejszym rytmem… zdecydowanie jednak wolę taką stronę, jaka jest dziś, niż tę, która przeżywała wielki „boom”.
Ile osób codziennie loguje się na portalu? Takich danych nie znam. Ale też niewiele mnie cyfry interesują. Dla mnie ważne jest to, że poprzez naszą-klasę mam kontakt z kilkoma osobami, na których bardzo mi zależy. Koniec końców, przewidywany upadek słynnego polskiego „targowiska próżności” nie wydaje się szybko nastąpić. Ciekawi mnie tylko, co się stało ze wszystkimi, tak drażniącymi mnie do niedawna, profilami. Poznikały roznegliżowane panienki, Myszki Miki, towarzystwa wzajemnej adoracji, kółka „wielkich nieobecnych” itp., itd., czy jedynie, odkąd mamy duże możliwości edytowania profilu, skutecznie działają wszelkie blokady? Dziś rzadko już napotykam na stronie na wszelkiego rodzaju idiotyzmy, do których zdążyłam się przyzwyczaić w sieci, ale które wciąż tak ciężko mi zrozumieć. Niby każdy z nas urządza po swojemu własny wirtualny „pokoik”, jednak niektórzy uwielbiają „z butami” wchodzić w cudze życie. Zamiast docenić to, co mamy, dostrzegamy jedynie, jak dużo mają inni. Czy czujemy się lepsi, krytykując (jakby nie patrzeć) swoich znajomych? Nasza-klasa, będąca świetną okazją do poznania codzienności przeciętnego Polaka, pokazała, jacy tak naprawdę jesteśmy my. Czy różnię się bardzo od milionów internautów, którzy przy porannej kawie zerkają z nadzieją na stronkę, czy aby nie czeka jakaś nowa wiadomość? Nie! W opinii co poniektórych anonimowych internautów zaliczam się do „idiotów, którzy pokazują się w sieci na tle palmy”. Tylko, że można być idiotą mającym znajomych, i takim bez…
Anna Curyło