Powiedzmy jasno i wprost: zdanie "żegnam się z Publicznością" jest prawdopodobnie najważniejszym zdaniem, jakie napisano ostatnio po polsku. I choć nie wyszło od Prezydenta, Premiera, Marszałka i Prezesa, czyli ludzi zapewne przekonanych, że wygłaszają Najważniejsze Zdania Publiczne, jest ważniejsze od całego ich zbiorowego gadulstwa pozbawionego jakiegokolwiek znaczenia. Z bardzo prostego powodu: Sławomir Mrożek jest niepomiernie istotniejszy dla polskiego życia umysłowego niż wszyscy ci panowie razem wzięci.
Zawsze był maniakiem dobrego rzemiosła i niepieprzenia od rzeczy. Za pomocą niezbędnej i czystej jak kryształ polszczyzny powiedział o świecie i zamieszkującym go plemieniu ludzkim wystarczająco dużo, byśmy mogli żywić się tym jeszcze przez dziesiątki lat.
Wielu pisarzy przestawało pisać. Nie tylko dlatego, że pióro im ze starości wypadało bądź woleli się zająć ciekawszymi sprawami, na przykład handlem kością słoniową. Bywali też tacy, którzy odkrywali metafizyczny bezsens czernienia papieru i bezwładnie zastygali nad martwą białą kartką. Mrożek nie przestał chcieć pisać, nie opętały go też żadne manie prześladowcze. Zresztą nigdy nie podlegał żadnym uniesieniom bądź odlotom. A przynajmniej nie okazywał tego w mówieniu i pisaniu. Był raczej precyzyjnym chirurgiem niż psychoanalitykiem i raczej trzeźwym architektem niż natchnionym rzeźbiarzem. Przeczytajcie choćby felieton pod tytułem "Bla-bla-bla" z "Uwag osobistych", ten o słynnej marksistowskiej doktrynie zalecającej usuwanie przyczyny zła miast leczenia złych skutków: "Zamknijmy szpitale, bo każda choroba ma jakąś nieusuniętą czy nieusuwalną przyczynę. Zlikwidujmy policję, sądy i więzienia, bo przyczyny każdego przestępstwa na pewno są jakieś. Skończmy z przemysłem i handlem, co nawet już próbowano zrobić i omal się udało, bo na pewno ktoś się na nich bogaci, ale nie wszyscy po równo. Zamknijmy kościoły, bo na grzech pierworodny nie ma radykalnej rady. Przestańmy płodzić dzieci, bo na pewno się zestarzeją i umrą".
Książka spójna nie jest i zresztą nie miała być. Składa się tyle z pisarskich przypadków, co – powiedzmy jasno – odpadków. Większość najlepszych tekstów z "Wyborczej" pisanych pod koniec pobytu w Meksyku i tuż po powrocie Mrożka do Polski w 1996 roku weszła do konsekwentnego tematycznie „Dziennika powrotu”. To, co zostało i tworzy "Uwagi osobiste", to garść solennych refleksji, ale i przyczynki, literackie zabawy. Ale teraz, w obliczu zdania o pożegnaniu się z publicznością, już inaczej się je czyta. Jak kamyki rzucane w naszą stronę: pamiętajcie o mnie. I nagle to, co błahe, zaczyna nabierać ciężaru. Jakiś przelotny wierszyk: "Nie damy ziemi, skąd nasz ród, / nie damy ani naci, / choćby nam zapłacili wprzód... / Jedźmy, nikt nie płaci" – zapada w pamięć i nie tylko śmieszy.
Swoje przedostatnie przedstawienie Tadeusz Kantor zatytułował "Nigdy tu już nie powrócę". Ale jeszcze próbował powrócić, przynajmniej do teatru. Przygotował kolejną premierę. Niestety, już jej nie zdążył zobaczyć. Mrożek też ma nadzieję, że powróci. Ale na wszelki wypadek się żegna. Przynajmniej z literaturą.
Sławomir Mrożek, "Uwagi osobiste", Noir sur Blanc, Warszawa 2007, s. 152, 29 zł