No cóż, szczerze mówiąc ja dostrzegam masę takich schematów wycelowanych prosto we mnie. Począwszy od spraw błahych i naprawdę nieistotnych, a na ważnych kończąc.
Pierwsze z brzegu. Tydzień temu odwiedziłem placówkę McDonalds’a. Zamówiłem Colę, w sumie mogłem to zrobić w jakimś sklepie, kupując ją w puszce. Jednak naszło mnie, żeby akurat dać zarobić niszczycielowi lasów zamieniających je w pastwiska dla swoich przyszłych wkładek do kanapek. Mały papierowy kubeczek na Colę został nakarmiony do płowy lodem. Skoro tyle lodu trafiło do tego małego pojemnika, to ile Coli ma szansę zmieścić się obok tej panoszącej się w stałej postaci wody? Nie wiem dokładnie, ale myślę, że taki kubek mieści coś koło 300ml. Zasypmy go do połowy lodem – ile mamy Coli? 150ml, 200ml?
Kolejny przykład. Niestety też stamtąd. Wpadło mi do głowy, żeby spróbować tortilli. Musze się przyznać, że odkąd Moja Dziewczyna poczęstowała mnie takim przysmakiem własnej roboty (który był najlepszy ze wszystkich, które jadłem) próbuję ich wszędzie, gdzie są. No i znowu. Jem sobie spokojnie nie wadząc nikomu, co prawda bardzo się śpiesząc na umówione spotkanie, ale jednak za błędy się płaci. Błędem było zasiąść przy jednym ze stoliczków sygnowanych dużym M. Siedzę i jem. Podchodzi do mnie pani z tacą i dwiema tortillami na niej. Myślałem, że szuka miejsca, żeby te dwie tortille spożyć, lub poczekać na kogoś. Spytała, czy może się dosiąść. Przytaknąłem, tym bardziej, że kończyłem już jeść i miałem zamiar zaraz wstać. Pani szybkim i płynnym jak cięcie miecza samuraja wyjęła z torebki plik zszytych kartek A4. Powiedziała, że to ankieta dotycząca niniejszej tortilli. Przeprosiłem i powiedziałem, że śpieszę się i nie mogę poświęcić jej czasu. Pani w jakiś nie zrozumiały do końca dla mnie sposób zatrzymała mnie jednak i rozpoczęła ankietę. Kazała spróbować pierwszej tortilli. Powiedziałem, że dobrze wiem jak smakują obie, ponieważ właśnie taką zjadłem. Pani nalegała, więc pomyślałem sobie, że żeby jak najszybciej to zakończyć muszę współpracować. Ugryzłem raz i zacząłem odpowiadać na pytania. Potem drugą ugryzłem również raz i to samo nastąpiło. Pytania były idiotyczne. Mniejsza o to, bo to pewnie ich tajemnica a ja nie zamierzam ich zdradzać. Ale uwierzcie na słowo. Dobrze, że nie miała ze sobą lampki, nie piła kawy i nie gasiła mi papierosów na czole.
Dalej. Zatrważa mnie brak myślenia u ludzi. Nie mówię o jakimś super wymagającym myśleniu. Nie. Mówię o prostych rzeczach. Na przykład zaobserwowałem u sporej części populacji zdolność do skupiania się i toczenia, notabene beznadziejnie i absurdalnie nonsensownych rozmów, w najciaśniejszych miejscach użytku publicznego. Czy nie spotkaliście nigdy sporej ilości ludzi, którzy toczą swoje debaty na półpiętrze na schodach, w tych wąskich drzwiach automatycznych w wejściu Lidla, w drzwiach autobusu lub pociągu, ze sprzedawcą w sklepie gdy właśnie się Wam śpieszy... I tak dalej, i tak dalej...
Kierowcy. Każdy kierowca musi na każde 30 km zrobione po mieście ściąć przynajmniej 5 zakrętów, bo jak tej normy nie wyrobi to jest chory i dostaje rozedmy pleców. Musi też włączać kierunkowskaz w chwili wykonywania skrętu lub zmiany kierunku ruchu, zamiast zrobić to kilkadziesiąt metrów przed planowanym manewrem. Nie, trzeba to zrobić tak, żeby uczestnik jadący z tyłu nie miał pojęcia o naszych zamiarach a najlepiej jakby wjechał nam w tył, bo pójdzie z ubezpieczenia a i tak zderzak się wyklepie u szwagra za 50 zł. Zarobimy 400 zł.
Można mnożyć tysiące takich przykładów. Jeśli więc potraficie znieść za mało Coli w Coli, cierpliwie odpowiadać na pytania ankieterów, mimo, że są w najmniej odpowiednim momencie, bez zmiany koloru twarzy czekać, aż rozmowni rodacy łaskawie zwolnią przejście, znosicie bezmyślną jazdę innych uczestników ruchu – to chwalebne i jesteście nadludźmi. Powiedzcie mi tylko – JAK WY TO ROBICIE?! na litość boską...
Piotr Dworzecki