Marzena Broda "Luka" - fragment 1.

Ja i Luka nie lubiliśmy bywać w publicznych miejscach ani nigdzie, gdzie był tłum.
/ 16.03.2006 16:57
 
Zdarza się, że ktoś pogrążony w głębokim śnie nagle odmyka oczy, nawet na chwilę unosi głowę i rozgląda się po pokoju, i zaraz potem, straciwszy świadomość, znowu kładzie głowę na poduszce i zasypia, nic nie pamiętając.
Fiodor Dostojewski, "Łagodna"


76.
Ja i Luka nie lubiliśmy bywać w publicznych miejscach ani nigdzie, gdzie był tłum. Pragnęliśmy być sami, rozmawiać cicho i poważnie, choć to nie było w modzie.
- Znakomity! - powiedziała kiedyś na spacerze wzdłuż plaży.
Mówiliśmy o Dostojewskim. Ona z zachwytem, ja ostrożnie. Starałem się nie stracić ani jednego zdania, które słyszałem, by dowiedzieć się czegoś więcej o niej, jednak urwała temat, wtedy położyłem ręce na jej ramionach. Wiatr zapierał nam oddech. Fale waliły z łoskotem o brzeg. Miałem tyle niedoskonałych marzeń, wśród nich jedno, aby znieruchomiały. Luka zaglądała mi w oczy, wreszcie spytała, dlaczego nie pozwalam nam iść dalej, ale nadal trzymałem na niej ręce i przyglądałem się jej twarzy. Wzięła mnie pod ramię.
Długo szliśmy w milczeniu, spokojnie patrząc w ocean, na pierwsze oznaki zachodzącego słońca. Do końca promenady mieliśmy kilka kroków. Zaczęliśmy znowu rozmawiać raz o Dostojewskim, raz o sobie. Wszystko wokół było najzwyklejsze. Słońce zniżało się coraz bliżej horyzontu. Staliśmy przytuleni, łagodni i wyciszeni. Tamta chwila czekała na nas.
- Wiesz, co? - Luka nieznacznie odsunęła się. - Kocham cię.
Nie po raz pierwszy odebrała mi zdolność rozumienia świata albo zatrzymała ją w miejscu.
- Luka, nie mogę żyć bez słów, a bez tych szczególnie nie potrafię - obróciłem się do niej.
Zamiast odpowiedzi pociągnęła mnie do fal i pozwoliliśmy, by nas zmoczyły. Dalej szliśmy po piasku, wilgotnym brzegiem, spotykając ludzi z psami albo pojedyncze pary, jeszcze nie okaleczone przez życie. Tam, gdzie zaczynały się przebieralnie usiedliśmy na skałach i zapytałem o Zacharego. Wyciągnęła papierosa. Obłok dymu zawisł nad nią, jak nad bohaterami komiksów.
- Jest w Ohio.
- Więc jesteś sama w domu?
- Jestem sama - powiedziała, nie przestając palić i obserwować mewy, jak zataczały w powietrzu krąg, a potem powoli zniżały się obok cypla. - Ciekawe, co tam znalazły? - mówiła w ich kierunku. - Zobacz, Bernard.
- Pewnie martwą rybę. Luka, czy kiedyś będziemy razem?
- Zachowują się tak, jakby plaża należała do nich, ale na niej też są ludzie - na chwilę umilkła i dodała - przecież jesteśmy razem.
- Chciałbym cię mieć całą dla siebie.
Zaśmiała się. Oparta o moje plecy, jakby się bała, że upadnie, zgasiła papierosa.
- To niemożliwe, Bernard.
- A jeśli nie będę mógł żyć bez ciebie?
O brzeg rozbiła się następna fala.
- Dlaczego musiałeś to powiedzieć? Chodźmy, zrobiło się chłodno.
- Luka, co jeśli nie będę mógł żyć bez ciebie?
Nad wydmami zbierał się północny wiatr, który przeganiał stamtąd chmury. Mewy obsiadły cypel. Na parking szliśmy już nie obejmując się ani na siebie nie patrząc. Nadpływała noc. Luka zamknęła się jak małża, ja chyba też.
Dobrze wiedziałem, że nie lubiła, jeśli pytałem ją o przyszłość. Kiedy nie odpowiadała świat wydawał mi się ogromny, brudny, niebo zbyt czarne na tle którego ona była jasna i parzyła jak słońce.



77.
Tego dnia mieliśmy szybki seks, jednoznaczny i w samochodzie. Po raz kolejny zrozumiałem, że nie umiem w żaden sposób wyobrazić sobie jej beze mnie. Mnie bez niej. Również, że kiedyś musimy umrzeć i że będą to dwie osobne śmierci. A przecież zdawałoby się, że jestem rozsądnym człowiekiem, który życiorys starannie zaplanował, decydując uparcie o wszystkim, co go dotyczyło.


78.
W pewnym sensie chłód kropel koił i znieczulał uczucia odwracając od nich moją uwagę. Obserwowałem jak deszcz wbija się w powietrze, by je wypełnić wodą. Studiowałem jego determinację i widziałem, że posłuszny grawitacji osiada na czym popadnie. Na mnie i na Luce we mnie. W kolejnej spadającej kropli zobaczyłem mężczyznę i kobietę. Kobieta mówiła:
- Marzę o poznaniu faceta, który nie owijałby w bawełnę tego, o co mu chodzi, tylko powiedział, podobasz mi się jak diabli, chodź ze mną do łóżka.
Jakby się Luka zachowała, gdybym wówczas, kiedy zobaczyłem ją na ulicy, odezwał się do niej właśnie tak? Po pierwsze nie zrobiłbym tego. Po drugie domyślałem się, że z kobietami takimi, jak ona, takie żarty nie były na miejscu. Nie, nie dostałbym od niej w twarz, lecz więcej bym jej nie zobaczył, a chciałem patrzyć na nią jak na daleki płaskowyż i przede wszystkim chciałem się z nią kochać i rozmawiać.


79.
Nasze rozmowy dotyczyły rozmaitych tematów i miały dla nas znaczenie. Opowiadaliśmy, co się nam przydarzyło, kiedy nie byliśmy razem. Dzieliliśmy się losami postaci, które znaliśmy z powieści. Nie było w tym żadnego specjalnego celu, po prostu nie mieliśmy wspólnych znajomych. Nie wiedzieliśmy skąd pochodziły nasze rodziny, jakie szkoły ukończyliśmy, nawet nie wiedziałem, czym Luka zajmowała się w życiu. Z daleka, gdyby ktoś przyjrzał się tej relacji, musiała ona wyglądać osobliwie, ale przecież nie rozmawiając wiele o osobnym życiu, byliśmy przekonani, że wiemy o sobie wystarczająco dużo. Najważniejsze, że tęskniliśmy. Raz w tygodniu jedliśmy wspólne kolacje i śniadania, a reszta rzeczy i czynności, tak sądziliśmy, mogłaby nas związać i umniejszyć uczucie, które nas łączyło, które wywyższyliśmy.