„Pięć” to kilkanaście opowiadań, stanowiących studium psychologiczny ludzkich serc i dusz. Bohaterami skondensowanych opowieści są młodzi i starzy, sięgający do swojej pamięci, rozliczający się ze swoim życiem lub mający nadzieję na odzyskanie zagnieżdżonego w ich wnętrzu niepokoju.
Tajemnice z przeszłości oto co łączy wszystkich bohaterów opowiadań. Autorka w niezwykły, unikalny sposób, przemyca między wersami wielkie emocje, którymi w subtelny sposób oplata czytelnika. W tomiku znajdziemy historie z życia wzięte, sięgające czasów wojennych, jak i współczesne, niepozbawione także elementów metafizyki. Są to poetyckie reportaże, dotykające problematyki jednostki w obliczu wojny, powojennych i współczesnych perturbacji politycznych, społecznych, obyczajowych. Bohaterami są Rosjanie, Polacy, Grecy – którzy niezależnie od narodowości w obliczu wydarzeń są po prostu ludźmi. W tomiku znajdą się niepublikowane dotąd w całości nagrodzone opowiadania, m.in. w konkursie literackim Srebrne Jabłko Miłości Magazynu PANI.
Osiemnaście opowiadań Mariki Krajniewskiej, autorki świetnej powieści „Za zakrętem”, to czułe relacje o brutalności świata i o bólu istnienia. W tle wielu tych opowieści słychać echa – raz doniosłe, innym razem wyciszone - dwudziestowiecznej historii rosyjskiej i sowieckiej: do dziś dotkliwe, nie pozwalające, mimo upływu czasu, zapomnieć. Niemal wszyscy bohaterowie to ludzie zranieni, naznaczeni piętnem trudnej pamięci krzywd i nieprawości. Ich przeżycia i doświadczenia, spisywane z poczuciem taktu i z dystansem, jaki narzuca forma literacka, ewokują pytania o możliwość pogodzenia się z losem. Leszek Szaruga
Marika Krajniewska - ur. w 1979 roku w Sankt Petersburgu tłumaczka, dziennikarka, pisarka. Absolwentka warsztatów kreatywnego pisania w Instytucie Badań Literackich PAN. Autorka powieści: „Papierowy motyl”, „Zapach malin”, „Era kobiet” i „ Za zakrętem” oraz licznych opowiadań, wydawca, współorganizatorska pierwszych w Polsce Pikników Poetyckich, organizatorka konkursów prozatorskich, laureatka konkursów literackich, nominowana do nagrody literackiej im. Reymonta. Mimo, iż mieszka i pracuje w Warszawie, od lat związana z Toruniem i regionem kujawsko-pomorskim.
Fragment opowiadania:
- Jutro przed dwudziestą – Klawisz wyrzucił niedopałek papierosa, który skrył się pod grubą warstwą śniegu. Wciąż mocno sypało. - Po kolacji wartownicy idą na wódkę, w końcu sobota, coś im się też od życia należy – sarkastyczny śmiech przeszedł w duszący kaszel. – Radzę ci – powiedział po chwili, - nie zmarnuj okazji.
- Wpuścisz mnie? – poczułem rozlewające się po całym ciele ciepło. Ciepło nadziei.
- Nie rozumiesz... – położył mi ciężką rękę na ramieniu. Zbliżył swoją wychudzoną twarz, poczułem zapach tytoniu i wódki. – Masz jej wsadzić. Jak będzie w ciąży, to wypuszczą.
Stałem jak oniemiały. Nie do końca rozumiałem sens jego słów, lecz wiedziałem, że właśnie to należy zrobić.
- Tylko czy się zgodzi? – wymamrotałem mimowolnie. Śmiech Klawisza otrzeźwił moje myśli momentalnie.
- Czy się zgodzi, stary... Jesteś silnym chłopem, poradzisz sobie. Wierz mi to nie jest takie trudne. Chyba nie chcesz, żebym ci pomagał?
Spojrzałem mu w twarz.
- Nie gniewaj się, dobra. Musisz to zrobić, inaczej jej stąd nie wyciągniesz. Pogadam z nią dziś, lepiej żeby była przygotowana, nie będziecie mieli za dużo czasu. – Odwrócił się na pięcie i poszedł pospiesznie, rozglądając się na boki.- Pięć minut – krzyknął, - Pięć minut.
Tej nocy nie spałem. Marzyłem o niej. Starałem się przypomnieć jej zapach. Miękkość kruczoczarnych włosów. Jedwabistość skóry i te dołeczki na policzkach, kiedy się uśmiechała. Nie napisała do mnie żadnego listu. Moich miała już siedem. Co drugi dzień Klawisz tuż przed porannym transportem jeńców wychodził po kolejny mój list. Może wcale ich nie otrzymywała? Może jest przekonana, że o niej zapomniałem? Nie, to niemożliwe... A może moja ufność do Klawisza stanowiła tylko brzytwę dla tonącego. Raczej dla topielca.
Minął kolejny dzień. Moi uczniowie pomimo czasu, w jakim żyliśmy, potrafili się radować i cieszyć z byle powodu.
- Aleksandr Iwanowicz – mówiła roześmiana, piegowata Alonka – jakie jest dziś piękne słońce! Widział pan?
- Aleksandr Iwanowicz – biegał wokół mnie chudy jak patyk białowłosy Gosza z podartymi spodniami, które donaszał po swoim starszym bracie – widziałem dziś wiewiórkę w lesie!
A ja, pisałem na tablicy kolejne litery i myślałem o Niej. Dziś będzie nasz pierwszy raz. Pięć naszych wspólnych minut. Co będzie dalej? Czy coś dalej będzie?